O ile do OZE trzeba nabyć odpowiednie technologie, o tyle z gazem jest problem – jego przeważająca część, ponad 70 proc., pochodzi z importu. Przy czym główny kierunek zakupów jest jeden – Rosja. Co prawda dzięki wybudowaniu gazoportu w Świnoujściu sprowadzamy teraz statkami do Polski gaz skroplony LNG, jednak to na razie kropla w morzu potrzeb: terminal gazowy ma określoną pojemność i przepustowość, a na dodatek LNG trzeba z powrotem doprowadzić do postaci gazowej, a to generuje dodatkowe koszty.
Prawdziwym krokiem w kierunku dywersyfikacji dostaw gazu ma być wybudowanie rurociągu do transportu błękitnego paliwa z Norwegii. Ma on być gotowy w ciągu kilku lat. To ważne, bo w 2022 r. kończy się nam kontrakt z rosyjskim Gazpromem. A od miesięcy słyszymy zapowiedzi ministra Piotra Naimskiego, odpowiedzialnego za infrastrukturę strategiczną, że zrobimy wszystko, by nie przedłużać tej umowy. Ale będzie to możliwe tylko wtedy, gdy Baltic Pipe zacznie tłoczyć gaz zgodnie z planem, bo długoletnich kontraktów nie negocjuje się na ostatnią chwilę – do pierwszych rozmów siada się 1,5–2 lata wcześniej. Zdywersyfikowanie dostaw zagranicznego gazu ma też pozwolić na zmianę naszego miksu energetycznego. Jeśli będziemy odbierać paliwo z Norwegii, to zniknie groźba zakręcenia kurka przez Rosję – w takiej sytuacji może się okazać, że budowa bloków gazowych w elektrowniach będzie dobrą alternatywą dla węgla.
Przy czym warto pamiętać, że pomysł rury gazowej z północy był zaakceptowany przez rząd Jerzego Buzka, jednak premier Leszek Miller w 2001 r. podpisaną już umowę unieważnił.
Ale choć teraz robimy wszystko, by uniezależnić się od rosyjskiego gazu, to coraz bardziej usidla nas rosyjski węgiel kamienny. Choć jesteśmy jednym z głównych graczy na europejskim węglowym rynku, to od 2008 r. (z małymi przerwami) jesteśmy importerem netto czarnego złota. To oznacza, że kupujemy za granicą więcej, niż sprzedajemy za granicę. A od paru lat tak naprawdę niemal nie eksportujemy. W DGP już w kwietniu prognozowaliśmy, że tegoroczny import tego paliwa do Polski może być rekordowo wysoki i może przekroczyć granicę 15 mln ton z 2015 r. (dla porównania w 2017 r. import znacznie przekroczył 13 mln ton).