Pod względem struktury wydatków konsumentów Polakom najbliżej do obywateli republik nadbałtyckich – takie wnioski można wyciągnąć na podstawie porównania koszyka towarów i usług konsumenckich dla europejskich krajów, jakie publikuje Eurostat. Badaliśmy ponad 90 kategorii wydatków. Sprawdziliśmy, na ile wagi w poszczególnych krajach różnią się od tych, jakie unijne biuro statystyczne wyliczyło w ubiegłym roku dla Polski (na ich podstawie liczone są w tym roku wskaźniki inflacji HICP, czyli zharmonizowanego indeksu cen konsumpcyjnych).

Reklama

Najwięcej wspólnego mamy z mieszkańcami Litwy, Łotwy i Estonii, ale i tu są różnice. Jeśli chodzi o artykuły żywnościowe, rzuca się u nas w oczy wyraźnie mniejszy udział wydatków na mleko, sery i jaja. Relatywnie mniej niż sąsiedzi z północnego wschodu wydajemy także na paliwa do prywatnych środków transportu. Odwrotnie jest w przypadku wydatków związanych z usługami finansowymi (chodzi o prowizje i opłaty pobierane przez banki, ale także o ceny usług pocztowych). Ich udział w polskim koszyku konsumenckim jest większy niż w republikach nadbałtyckich.

Struktura wydatków zmienia się wraz z bogaceniem się społeczeństwa: im większe dochody, tym mniej można wydawać na jedzenie (w biedniejszej od nas Bułgarii na żywność i napoje bezalkoholowe idzie przeciętnie 21 proc. wydatków, w Rumunii jest to ponad 30 proc.), a więcej można przeznaczać na towary i usługi, które nie należą do dóbr pierwszej potrzeby. Pod tym względem daleko nam do najzamożniejszych krajów Europy Zachodniej. Jak wynika z uproszczonych szacunków DGP, najwięcej dzieli nas od Szwajcarii.

Wśród powodów różnic między Polską a Zachodem jest m.in. wciąż rzadsze korzystanie przez nas z restauracji i barów czy różnego rodzaju usług. Ale największa różnica nie wiąże się z mniejszą zamożnością: chodzi o koszty wynajmu mieszkań. U nas stanowią one niespełna 1,4 proc. ogólnej kwoty wydatków. Średnia dla strefy euro jest niemal pięć razy wyższa, w Niemczech jest to minimalnie ponad 10 proc., a Szwajcarzy na opłacanie wynajmu muszą przeznaczać prawie 15 proc. budżetu domowego. Zakupy mieszkań czy wydatki na spłatę kredytów w koszyku inflacyjnym nie są uwzględniane.

Wśród państw, gdzie struktura wydatków konsumentów najbardziej odbiega od naszej, są jednak również te mniej zamożne. W tym wypadku decyduje klimat. W krajach południa Europy np. często nie ma prawie wydatków na ogrzewanie mieszkań. Inne zwyczaje oraz większa liczba turystów, których wydatki również są uwzględniane w danych, powodują, że i tam podwyższony jest udział kosztów jadania poza domem.

Chociaż z danych GUS wynika, że w ub.r. większą część naszych wydatków stanowiły te związane np. z rekreacją i kulturą czy w restauracjach i hotelach, to statystyki Eurostatu (które powstają zgodnie z odmienną metodologią) w pełni tego nie potwierdzają. Wprawdzie istotnie zwiększyło się znaczenie „zorganizowanych wyjazdów wakacyjnych” (specjaliści uważają, że to efekt programu „Rodzina 500 plus”), ale już w przypadku usług kulturalnych był spadek. Podobnie jest z książkami (ich waga w koszyku konsumpcji wynosi 0,64 proc.) czy gazetami i czasopismami, których udział w koszyku spadł do 0,52 proc.

Ernest Pytlarczyk, główny ekonomista mBanku, podkreśla, że Eurostat sam nie zbiera danych dotyczących cen czy towarów i usług konsumpcyjnych, a jedynie korzysta z informacji, jakie przekażą mu krajowe urzędy statystyczne. – Indeks cen obliczany przez Eurostat ma być porównywalny pomiędzy różnymi krajami. To powoduje, że niektórych kategorii typowych dla danego kraju w ogóle może nie być w indeksie – zaznacza ekspert. Zaletą danych Eurostatu jest ich łatwa dostępność.

Reklama