- Projekt tzw. ustawy frankowej jest projektem przygotowanym dla banków, a nie dla kredytobiorców! A przecież co innego obiecywał prezydent w kampanii wyborczej – uważa.
- Po obietnicach, po spotkaniach z Andrzejem Dudą, przedstawiać projekt w takim kształcie? Przecież on jest nie do przyjęcia i nadal sankcjonuje bezprawne działania banków – dziwi się Mariusz Zając. Takie działania opisuje krótko: To "myk", który ma sankcjonować też kradzież i inne niesprawiedliwe praktyki instytucji finansowych. Tym bardziej, że nierzadko kredyt frankowy w ogóle nie ma nic wspólnego z frankami, a cały mechanizm uzależniający raty od jego kursu jest fikcją wymyśloną przez bank.
Pytany, czego oczekiwałby od projektu tzw. ustawy frankowej, wskazuje na konieczność przewalutowania kredytów i "to w pierwszej kolejności".
"Obiecanki, cacanki? Czy proponowane w najnowszym prezydenckim projekcie zmiany nie doprowadzą do podważenia abuzywności zawartych przez banki umów kredytowych? Czy nie wprowadzą frankowiczów z deszczu pod rynnę?" - pytają z kolei jedni, podczas gdy inni podnoszą: "Czy ktoś mi powie, kim są ci eksperci? I ile kosztowała ta ich ekspertyza, i kto za to zapłacił? Poza tym to są eksperci od czego? Z ich wypowiedzi nie mogę wywnioskować. Czy to może wróżbici, to bardzo popłatne zajęcie?".
W czerwcu prezydencki zespół ekspertów przedstawił "prawie ostateczny kształt" kolejnej propozycji ustawodawczej, dotyczącej frankowiczów. Proponował m.in. zwrot części spreadów, cztery warianty "kursu sprawiedliwego" - do wyboru przez kredytobiorcę, przewalutowanie kredytu po obecnym kursie, a także zwrot nieruchomości, na którą został zaciągnięty kredyt.