Pierwsza reakcja w resorcie finansów to zwiększona ostrożność. Negatywne skutki Brexitu mogą się odbić na pracach nad budżetem na przyszły rok, które właśnie ruszają. Na razie nie ma mowy o rewizji przyjętych założeń. Nie można jednak tego wykluczyć, jeśli zaczną się realizować negatywne scenariusze gospodarcze.
Różne szacunki dotyczące skutków Brexitu na wzrost gospodarczy Polski przewidują jego spowolnienie od 0,2 do 0,5 pkt proc. PKB. To efekt na pewno niekorzystny, ale jeszcze nie dramatyczny. W takim przypadku resort finansów będzie się trzymał ścieżki deficytu budżetowego poniżej 3 proc. PKB. Skala niepewności co do skutków Brexitu praktycznie przesądza, że nie będzie obniżki VAT, a jedyną dużą pozycją wydatkową zostanie program 500 plus. W przyszłym roku będzie on o blisko 6 mld zł droższy niż w tym, bo będzie działał przez cały rok. Praktycznie do zera maleją szanse na zwiększenie kwoty wolnej, co rząd i tak zamierzał odłożyć na 2018 r., do czasu wprowadzenia nowego systemu jednolitej daniny. Pod znakiem zapytania staje możliwość obniżenia wieku emerytalnego w przyszłym roku. – W sytuacji, w której jest Brexit, i nie wiadomo, czy będzie efekt domina, jaka będzie reakcja innych krajów, jaka Unia się z tego wyłoni, trzeba być bardzo ostrożnym. Jeśli zafundujemy sobie kosztowne reformy, a wielu inwestorów dojdzie do wniosku, że UE nie jest bezpiecznym miejscem do inwestowania, to wzrost gospodarczy może siąść – zauważa Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole.
Sytuacja może się zmienić, jeśli skutki Brexitu okażą się dużo bardziej dotkliwe, niż szacują analitycy. Taki scenariusz może się wydarzyć, jeśli w recesję wpadnie gospodarka brytyjska i podąży za nią europejska. Jeśli okaże się, że wzrost gospodarczy wyniesie nie powyżej 3 proc., a 1,5 proc., to rząd będzie się musiał zastanowić, czy dalej trzymać dyscyplinę fiskalną, czy ciąć wydatki, np. 500 plus. A to ostatnie z powodów politycznych może być trudne. I decyzje w tej sprawie zapewne będą zapadały nie w gmachu przy ul. Świętokrzyskiej, ale w Alejach Ujazdowskich w kancelarii premiera i na ul. Nowogrodzkiej, gdzie urzęduje szef partii. Dlatego najważniejsze decyzje budżetowe będą zapewne zapadały we wrześniu, gdy rząd będzie finalizował prace nad projektem budżetu i będzie nieco więcej wiadomo, jakie będą gospodarcze konsekwencje Brexitu.
Pierwszą reakcją Ministerstwa Finansów było odwołanie zaplanowanego na dziś przetargu obligacji skarbowych. MF nie chce sprzedawać papierów po niskich cenach – a taki byłby zapewne wynik aukcji. Rynek obligacji rozchwiał się, jak pozostałych aktywów. Rentowność 10-letnich polskich obligacji poszybowała w piątek do 3,23 proc. z 3 proc. dzień wcześniej.
Ministerstwo stać na to, by odwołać aukcję. Jak dotąd sfinansowało 70 proc. potrzeb pożyczkowych na ten rok. Resort chwali się tym, że zgromadził też spory zaskórniak 60 mld zł. To mu zapewnia spokój w bieżącym finansowaniu budżetu. Tym bardziej że wyniki budżetu po maju są niezłe: w końcu odbiły wpływy z VAT. Po słabych lutym i marcu oraz przeciętnym kwietniu w maju dochody z VAT-u były o prawie 17 proc. wyższe niż przed rokiem. To drugi – po styczniu – tak dobry miesiąc pod tym względem. Spokój MF wynika też z tego, że lada moment Narodowy Bank Polski wpłaci do kasy państwa 8 mld zł z ubiegłorocznego zysku. To dodatkowo poprawi płynność, pieniądze z NBP w całości idą na finansowanie deficytu budżetowego.
– Teraz na rynku dominują negatywne emocje, bo Brexit był dla inwestorów zaskoczeniem. Nie ma potrzeby mierzyć się z tymi emocjami, skoro nie ma finansowego przymusu. Chociaż reakcja na rynku obligacji i tak była dość łagodna, porównując ją do giełdy i walut – uważa Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista Banku Millennium.
Jak długo MF może się obejść bez dodatkowych emisji? Przy tak dużej poduszce płynnościowej (60 mld zł) może bez problemu spłacić obligacje zapadające w lipcu i w sierpniu (13,6 mld zł) oraz bony z datami wykupu w sierpniu i we wrześniu (4,8 mld zł). Kolejne duże wykupy wypadają w październiku (obligacje – 22,4 mld zł) i listopadzie (bony za 1,7 mld zł).
– Do września MF może sobie poradzić bez emitowania nowych obligacji, biorąc pod uwagę wpłatę z NBP, teoretycznie przetrwać może również październik, choć sytuacja nie będzie już tak komfortowa jak dziś – twierdzi Maliszewski.
Gdyby jednak było naprawdę źle, MF ma jeszcze jednego asa w rękawie: to elastyczna linia kredytowa (FCL) z Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Umowę z MFW Polska podpisała w 2009 r., w apogeum kryzysu finansowego. Miała być potwierdzeniem, że w ocenie MFW nasza gospodarka jest odporna na kryzys, a Polska prowadzi odpowiedzialną politykę i jest liderem regionu pod tym względem. Według ostatniej umowy podpisanej z MFW w styczniu tego roku Polska ma prawo do skorzystania z linii z limitem 13 mld SDR – jednostek rozliczeniowych MFW – których równowartość to około 18 mld dol.
Brexit może mieć wpływ na jeszcze jeden strategiczny obszar w polityce gospodarczej: utrudni realizację tzw. planu Morawieckiego, który zakłada m.in. wzrost krajowych inwestycji. Pierwszy powód: wyjście Brytyjczyków z Unii Europejskiej oznacza niepewność w tzw. otoczeniu gospodarki, przynajmniej w początkowej fazie. Nawet jeśli relacje polskich firm z brytyjskimi nie pogorszą się i nie będzie to miało wpływu na wynik handlu zagranicznego, to wpłynie na skłonność do inwestowania. Polscy przedsiębiorcy śpią na pieniądzach: depozyty firm to obecnie 242 mld zł. To nie dostęp do finansowania jest problemem w generowaniu inwestycji, a brak pewności, czy sprawy w polskiej i unijnej gospodarce idą w dobrym kierunku. Po Brexicie tej ufności będzie mniej. Ale wicepremier Morawiecki mówi DGP, że rząd będzie chciał być aktywny (cała rozmowa obok).
– Sfera niepewności na pewno się powiększyła i z tego punktu widzenia niepewność inwestycyjna, która przekłada się na PKB, będzie się utrzymywać. My będziemy robić wszystko, by pozyskać inwestorów z całego świata – podkreśla wicepremier Mateusz Morawiecki.
Drugi powód inwestycyjnych niepokojów: wyjście Wielkiej Brytanii z UE oznacza brak jej składki w unijnym budżecie. Co może prowadzić do głębokiej korekty bieżącej perspektywy finansowej UE. W założeniach finansowania planu Morawieckiego 480 mld zł z Funduszy Europejskich to jedno z najpoważniejszych źródeł pieniędzy.
Ministerstwo Rozwoju próbuje jednak uspokajać. Według resortu pieniądze z perspektywy unijnej dla Polski nie są zagrożone, bo dopóki Wielka Brytania nie wynegocjuje warunków wyjścia, obowiązują stare traktaty.