Frankowicze, którzy po wystąpieniu wicepremiera Janusza Piechocińskiego spodziewali się nowych rozwiązań dla swoich problemów, musieli poczuć się srodze zawiedzeni. Niemal wszystkie pomysły zaprezentowane przez wiceszefa rządu już w miniony piątek zostały przedstawione przez Związek Banków Polskich. Piechociński zarekomendował uwzględnianie ujemnej stopy procentowej LIBOR przy wyliczaniu rat. A to koronny element zaleceń ZBP. Większość banków ankietowanych przez DGP zadeklarowała, że się do niego zastosuje.
Nie padło za to ani jedno słowo na temat terminu, od kiedy ujemna stopa miałaby zostać uwzględniona w wysokości raty. – Obniżka oprocentowania wynikająca z ujemnego LIBOR może oznaczać zniwelowanie skutków wzrostu kursu franka w kilkudziesięciu procentach. Jednak w niektórych bankach operacja ta zostanie przeprowadzona dopiero za kilka miesięcy. W tym czasie kredytobiorcy będą płacić bardzo wysokie raty. W mojej opinii redukcja oprocentowania powinna nastąpić szybciej, a taka rekomendacja powinna znaleźć się w rządowym planie – uważa Paweł Majtkowski, główny analityk Centrum Finansów Aviva.
Ponadto Piechociński nie odniósł się do sytuacji, w której stopa procentowa LIBOR spadnie do tego stopnia, iż by ten spadek uwzględnić, banki musiałyby wprowadzić ujemne oprocentowanie nominalne kredytów. Instytucje bronią się przed tym. Tymczasem już wkrótce taka sytuacja może zaistnieć w przypadku wielu klientów, którzy zaciągali kredyty z marżą na poziomie ok. 1 proc. Oni nie będą więc beneficjentami dalszego spadku LIBOR, który znajduje się obecnie na poziomie ok. 0,9 proc. poniżej zera.
– Gdy frank się umacnia, banki mówią: „kliencie, wiedziałeś o ryzyku walutowym, więc teraz płać”. Gdy spadł LIBOR i oprocentowanie może być teoretycznie ujemne, te same banki tłumaczą: „przykro nam, ale dla nas progiem są odsetki na poziomie 0”. To nie jest dobre podejście przy kredycie walutowym, którego ryzyko powinny na siebie wziąć obie strony – uważa Izabella Dąbrowska, prawnik Federacji Konsumentów.
Reklama
Piechociński, podobnie jak przedstawiciele ZBP, chciałby także, by banki obniżyły spread. To prowizja, jaką pobierają od klientów kupujących u nich franki potrzebne na spłatę rat kredytowych. W niektórych bankach spread wynosi nawet kilkanaście procent. W ostatnich dniach prowizję tę obniżyło kilka instytucji, m.in. PKO BP, Getin Noble, a wczoraj – mBank. Jednak klienci mogą się go pozbyć samodzielnie, podpisując odpowiedni, bezpłatny aneks do umowy kredytowej, który umożliwia spłatę rat bezpośrednio w obcej walucie. Wtedy franka można kupować taniej np. w kantorze internetowym.
Reklama
Piechociński zaproponował również możliwość bezprowizyjnego przewalutowania kredytu frankowego na złotowy po średnim kursie NBP. – Ale nie teraz, gdy frank jest bardzo drogi i taka operacja będzie kompletnie nieopłacalna dla klientów – powiedział.
W zaprezentowanych wczoraj propozycjach znalazły się także nowe elementy. Wśród nich wymienić trzeba przede wszystkim trzyletnie wakacje kredytowe. To nowość, bo większość banków takie wakacje oferuje, ale na okres o wiele krótszy, zwykle kilkumiesięczny. – Dlatego skuteczność tej czy innych propozycji Piechocińskiego zależy od chęci banków do ich wdrażania w życie. Jeżeli nie będą chciały uwzględnić pomysłów rządu, pozostaną one pobożnym życzeniem i będą kompletnie nieskuteczne – uważa Przemysław Kwiecień, główny ekonomista biura maklerskiego XTB. Jako niemożliwy do zrealizowania specjaliści uważają natomiast pomysł wprowadzenia sztywnych widełek, w których mógłby znajdować się kurs franka dla klientów spłacających kredyty w tej walucie.
OPINIA

Przewalutowanie dla desperatów

Tomasz Bursa zarządzający w Opti TFI:

Z dużej chmury mały deszcz. Tak określiłbym wystąpienie wicepremiera. Większość zaproponowanych rozwiązań już znaliśmy wcześniej. Mam na myśli np. rekomendacje uwzględniania ujemnego LIBOR w oprocentowaniu kredytów, rezygnacji z dodatkowego ubezpieczenia kredytu czy zmniejszenie spreadu dla wpłacających raty. Znaną propozycją jest też bezprowizyjne przewalutowanie kredytu po średnim kursie NBP. Ale umówmy się, przy obecnym kursie franka nikt rozsądny na to się nie zdecyduje. Pozytywnie natomiast oceniam trzyletnie wakacje kredytowe. W sytuacji ekstremalnie niskich stóp procentowych skorzystanie z okresowego zaprzestania spłaty kredytu będzie niemal neutralne kosztowo dla klientów.
Negatywną opinię mam natomiast wobec propozycji usztywnienia kursu franka wobec złotego. Wprowadzenie tego rozwiązania może być kosztowne zarówno dla banków, jak i ich klientów. Z moich obliczeń wynika, że już przy 15-proc. widełkach koszty usztywnienia wyniosłyby po stronie banków nawet 2–2,5 mld zł (biorąc pod uwagę ostatni skokowy wzrost notowań CHF). Niektóre banki mogłyby mieć problem, żeby udźwignąć ten ciężar. To groziłoby destabilizacją całego sektora finansowego. Poza tym w zależności od konstrukcji mechanizmu mogłoby się okazać, że frank umacniając się nie skokowo, jak to się stało przed paroma tygodniami, tylko powoli, systematycznie w dłuższym okresie, wcale widełek by nie przekroczył. Więc kredytobiorcy z usztywnienia by nie skorzystali.