Dlaczego PiS wystąpiło z propozycją pomagania osobom spłacającym kredyty walutowe właśnie teraz? Nie ma żadnego dramatu, jeśli chodzi o kurs złotego. Zupełnie inaczej niż latem 2011 r., kiedy za franka płacono niemal 4 zł.

Pomysł dotyczący kredytów we frankach zgłosiliśmy dwa lata temu, kiedy szwajcarska waluta szybowała niebotycznie w górę. Zaproponowaliśmy, by była możliwość przewalutowania pożyczki lub skorzystania z korytarza walutowego. Wracamy do tematu, choć sytuacja osób spłacających kredyty we frankach nie jest aż tak dramatyczna jak w 2011 r., jednak problem pozostał. To, że on zaczyna być dostrzegany również w innych krajach Europy, pokazuje, że te pożyczki udzielane trochę na zasadzie działań spekulacyjnych zaczynają być coraz poważniejszym problemem. My mówimy też o konieczności ucywilizowania systemu przyznawania kredytów. Cała ta sytuacja z pożyczkami we frankach przypomina sytuację z OFE. Gdy one wchodziły na rynek, zaczynała się moda na fundusze i próbowano przekonywać Polaków, że to jest najlepsza metoda zabezpieczenia emerytalnego. Podobnie było z kredytami frankowymi.

Kredyty we frankach nie były obowiązkowe jak OFE.

OFE też dla pewnej części osób nie były obowiązkowe. To, że coś nie jest obowiązkowe, nie znaczy, że klienci mają nie być do końca informowani. Kto chce zaciągnąć kredyt, niekoniecznie musi być biegłym finansistą, więc powinien mieć rzetelną informację.

Udział kredytów zagrożonych w kredytach mieszkaniowych udzielonych we frankach to 2,2 proc. Takie są dane NBP. W kredytach złotowych to jest ok. 4 proc.

Bo liczba osób, które mają kredyty we frankach, jest mniejsza niż tych, którzy mają kredyty w krajowej walucie. Skala nie jest ogromna, ale szacuje się, że spłacających takie kredyty jest ok. 700 tys. osób.

To są wszystkie kredyty walutowe. We frankach – według danych KNF na koniec ubiegłego roku – było to 580 tys. osób.

Możemy dyskutować, czy to mała, czy duża liczba. Kredyty we frankach ma największa grupa osób, które zaciągnęły pożyczki na zakup mieszkania. Może się pojawić problem, że jeśli ci ludzie nie będą w stanie spłacać, to dramaty ludzkie będą dużo większe niż przy zaciąganiu kredytów na jakieś inne cele konsumpcyjne. Dlatego my mówimy przede wszystkim, że warto o tym porozmawiać, bo problem jest. Być może przy okazji pojawią się jakieś inne propozycje.

Reklama
No to skorzystajmy z okazji i porozmawiajmy. Czy chcielibyście pomocy tylko dla osób spłacających kredyty we frankach, czy również w innych obcych walutach?

My mówimy o tym, że trzeba zacząć się zastanawiać w ogóle nad sytuacją kredytobiorców w Polsce, dlatego zgłosiliśmy m.in. propozycje zmian dotyczących udzielania pożyczek przez parabanki.

Z tym że to inny problem niż kredyty mieszkaniowe.

Zgoda. Ale ludzie, którzy chcą zaciągać czy muszą zaciągać pożyczki, muszą być zabezpieczeni. Muszą przynajmniej mieć pełną informację i bezpieczeństwo, że zaciągają zobowiązania świadomie i że nie padną ofiarą nieuczciwej gry ze strony instytucji finansowej.

Przy innej okazji chętnie porozmawiam o kredytach konsumpcyjnych. Teraz trzymajmy się mieszkaniowych.

W propozycji, jaką zgłosiliśmy dwa lata temu, była mowa o kredytach frankowych, które mogły być przewalutowane na dolara, euro, funta czy na złotego z marżą na poziomie nie wyższym niż dotychczasowa.

Po jakim kursie? Bieżącym?

Tak.

Czyli nie po takim kursie, przy jakim – powiedzmy – brałem kredyt latem 2008 r.?

Po kursie na dzisiaj.

Gdyby ktoś znalazł się w trudnej sytuacji w związku ze zmianą kursu walutowego, takie przewalutowanie spowodowałoby tylko, że zafiksowałby się na swoim problemie.

Dlaczego?

Gdybym wziął kredyt latem 2008 r., gdy frank kosztował 2 zł, i miał sobie przewalutować po kursie dzisiejszym – ok. 3,4 zł za franka, wprawdzie uchroniłbym się przed wzrostem do 3,8 zł czy 4 zł, ale też nie miałbym powrotu do 2 zł.

Niekoniecznie. Myśmy proponowali, że po sześciu miesiącach mógłby pan znów zmienić walutę kredytu. A ci, którzy by się na to nie zdecydowali, mogliby korzystać z korytarza walutowego, w którym koszt franka w kredycie byłby ograniczony do maksymalnego i minimalnego poziomu.

Korytarz byłby ustalony na stałe?

Tak.

Czyli powiązalibyśmy kurs złotego z kursem franka?

W jakimś sensie tak.

Może lepiej byłoby po prostu przyjąć euro? Dla mnie to, co pani mówi, brzmi jak argument za rezygnacją ze złotego.

(śmiech) Dla nas tak nie brzmi.

A czy przewidujecie ograniczenia w korzystaniu z tej pomocy? Pytam, bo wiadomo, że w jakiejś części kredyty we frankach były brane przez osoby, które chciały kupić drugie czy trzecie mieszkanie, np. na wynajem.

Nie rozważaliśmy tego w tych kategoriach. Ale liczymy na to, że dyskusja na temat naszej propozycji będzie uwzględniać np. takie aspekty, o jakich pan teraz mówi. Oczywiście, inna jest sytuacja rodziny, która kupuje pierwsze mieszkanie, niż ludzi, którzy kupują mieszkania po to, by na tym zarobić. W pełni się zgadzam, że jakieś zróżnicowanie powinno być.

Tyle że nie wiemy, jakie są proporcje między tymi, którzy kupowali za kredyt we frankach pierwsze mieszkanie, a tymi, dla których to było drugie, trzecie czy czwarte.

Oczywiście. To jest trudne do stwierdzenia.

I jeszcze jedna rzecz. W ogólnej masie kredytów te we frankach zaciągały osoby zamożniejsze niż te, które brały kredyty w złotówkach. Świadczy o tym średnia wartość takiej pożyczki: w złotych to jest nie więcej niż 150 tys., we frankach to równowartość 250 tys. zł. Nawet gdybyśmy skorygowali tę wartość o zmianę kursu franka w ostatnich latach, średni kredyt w tej walucie nadal będzie większy.

Trudno mi to ocenić. Nie sądzę, by to była taka prosta zależność. Kredyty we frankach brało dużo młodych ludzi, którzy próbowali w ten sposób wykorzystać jakąś szansę finansową.

Przewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego powiedział, że gdyby chcieć zrealizować wasz pomysł – chociaż on odnosił się nie do tego, o czym pani mówi, lecz raczej do propozycji posła Czarneckiego sprzed kilku dni, by przewalutowanie z franka na złotego przeprowadzić przy kursie w okolicach 2 zł – kosztowałoby to 40–50 mld zł.

Czytałam tę wypowiedź. Ja mogę mówić o naszej propozycji sprzed dwóch lat, bo ona była konkretem. Nie wiem, na jakiej podstawie przewodniczący KNF to wyliczył. Trudno mi z tym dyskutować.

A według waszych szacunków jakie byłyby koszty propozycji? I kto miałby je ponieść? Banki? Budżet?

Jeśli chodzi o ponoszenie kosztów, to skłaniamy się ku sektorowi bankowemu. Jeśli sektor bankowy udzielał tych kredytów, to powinien brać za to odpowiedzialność.

Sektor bankowy jako całość czy banki w zależności od tego, jak dużo takich kredytów mają?

Ta druga opcja.

Przewodniczący KNF mówił, że koszty poniosłyby głównie banki z polskim kapitałem. Duże portfele kredytów we frankach mają kontrolowany przez państwo PKO BP, który w dodatku kupuje Nordeę – też z dużym udziałem kredytów frankowych, oraz polski Getin Noble Bank należący do Leszka Czarneckiego. Wśród banków zagranicznych były takie, które udzielały kredytów we frankach, jak BRE czy Millennium, ale nie brakowało takich, które w ogóle ich nie sprzedawały albo tylko jako wyjątki.

To, że poszczególne banki udzielały takich kredytów, to był ich wybór.

Na waszych stronach internetowych znalazłem informację, że kiedy Komisja Nadzoru Bankowego pierwszy raz ograniczyła dostępność kredytów walutowych, wprowadzając rekomendację S dotyczącą oceny zdolności kredytowej klientów, odnosiliście się do tego bardzo krytycznie. Mówiliście, że skutkiem jej wprowadzenia może być sytuacja, w której znaczna część średnio zarabiających Polaków nie będzie w stanie uzyskać dostępu do kredytu z powodu gwałtownego wzrostu jego kosztów.

Kiedy to było?

Połowa 2006 r., kiedy KNB wprowadziła rekomendację S.

To było 7 lat temu, a w kwestiach finansów taki czas to cała epoka. Sytuacja ekonomiczna zmieniła się bardzo od 2006 r.

Czy myślicie też o pomocy dla tych, którzy wzięli kredyt w złotych? Takie osoby mogą mówić o stratach, gdyby wprowadzono korzystne rozwiązania dla osób zadłużonych we frankach.

Przy kredytach w złotych nie ma takiej sytuacji jak przy walutowych: ogromnych różnic w wielkości raty w zależności od zmian kursów. Dodatkowo pamiętajmy, że w ostatnim czasie miały miejsce duże obniżki stóp procentowych, co wyraźnie zmniejszyło raty kredytów złotówkowych.

Ci, którzy wzięli kredyty w złotych, od początku płacili więcej niż zadłużeni we frankach. A pani ma kredyt we frankach?

Nie mam kredytu we frankach. Nie mam też kredytu w złotówkach.