Przedsiębiorcy zrzucają winę na PAIiIZ. Twierdzą, że o możliwości wyjazdu poinformowano ich za późno. To zamieszanie wokół australijskich targów to doskonały przykład mechanizmu, który blokuje promowanie polskiego biznesu za granicą. Winne są obie strony. Rząd, który nie bardzo wie, jak pomagać biznesowi za granicą. I firmy, które aplikują na wyjazdy niezwiązane z ich branżą albo też chcą się promować za granicą, nie mając nawet anglojęzycznych folderów reklamowych czy obcojęzycznych stron internetowych.
Sprawa wyjazdu na targi do Sydney nie jest odosobniona. Dokładnie ten sam schemat zadziałał w przypadku targów Computex na Tajwanie. Mimo że na składanie wniosków były prawie cztery tygodnie i potrzeba było zaledwie 10 firm, to chętnych i tak nie udało się skompletować. Porażką zakończyły się również poszukiwania przedsiębiorstw zainteresowanych konferencją sektora IT – Gartner Symposium w Orlando w USA w ubiegłym roku. Inny przykład: na wniosek 36 firm spożywczych zorganizowano możliwość wyjazdu na ciekawe targi. Mimo to ostatecznie zgłosiły się tylko trzy firmy.
PAIiIZ przekonuje, że były pieniądze, była informacja, tylko brakowało chętnych. Albo na konferencję IT startowały firmy z branż, które z IT nie mają nic wspólnego, a Tajwan czy USA jawiły się jako dobra okazja na spędzenie wakacji za darmo.
Wysłuchaliśmy argumentów obydwu stron. Debata niczym w soczewce skupia problem promocji biznesu za granicą.
W telewizji i prasie wydawane są duże pieniądze na reklamy, jak to Polska promuje się na całym świecie. A w praktyce odwoływany jest wyjazd do Australii dla 20 przedsiębiorców z powodu... braku chętnych – napisał do nas nasz czytelnik Marcin Kijowski. Sprawdziliśmy. Faktycznie na stronie www.paiz.gov.pl zamieszczono komunikat o odwołaniu wyjazdu. Komplet to 20 firm z branży ICT, czyli telekomunikacji i szeroko pojętych technologii internetowych. Zgłosiło się 17. Formalnie zakwalifikowało się 13. Informację o naborze opublikowano 3 kwietnia, na składanie dokumentów były dwa tygodnie. Później okres ten wydłużono jeszcze o tydzień.
O wyjaśnienie poprosiliśmy Monikę Gąsiorowską, dyrektor biura ds. realizacji programu promocji gospodarczej Polski Wschodniej w PAIiIZ. – Impreza została wprowadzona na listę w trybie niestandardowym, dlatego były tylko dwa tygodnie na złożenie wniosków. Zwyczajowo jest na takie działanie 28 dni. Elektronicznych wniosków nie przyjmujemy, ponieważ składane dokumenty były niekompletne i firmy musiały je później uzupełniać – wyjaśnia. – Dlaczego odwołaliśmy wyjazd? Po prostu wydatki przy takiej liczbie uczestników były zbyt duże. Koszt jednego metra gołej powierzchni wystawienniczej to 3 tys. zł, przelot dla jednej osoby to 8 tys. zł. A firmy, które się zgłosiły, nie były aż tak innowacyjne, by móc promować Polską ofertę sektora ICT po raz pierwszy na tak odległym rynku jak Australia. Część zgłoszonych firm nawet nie miała angielskiej wersji strony internetowej – argumentuje Gąsiorowska.
Komentarze (5)
Pokaż:
NajnowszePopularneNajstarsze1. Australia ma wyjątkowo rygorystyczny i sprawny system kontroli osób, przylatujących/ przypływających do tego państwa-kontynentu, no i opuszczających je. Dotyczy to również VIP-ów, oficjalnych rządowych delegacji, światowej sławy aktorów, pisarzy, itp… Kontrolowane są nawet (z pomocą tłumaczy) dokumenty, które ma się w bagażu, aktówce, lub czymś podobnym. Możliwość przewiezienia (w obydwie strony) walizki pieniędzy, podejrzanych faktur, umów jest praktycznie ZEROWA! Kary więzienia lub finansowe za tego typu „działalność” są okrutne… A więc nie jest to świat dla polskiego biznesmena IIIRP.
2. System bankowy/ finansowy Australii zakłada, że WSZELKIE transakcje są najpierw przepuszczane przez australijskie banki, gdzie system kontroli jest chyba najlepszy na świecie… A więc nie jest to świat dla polskiego biznesmena z IIIRP.
3. Założenie „firmy-krzak”, przepuszczanie przez nią pieniędzy, niepłacenie pracownikom, oszustwa w dokumentacji i bankowe, niestosowanie się do restrykcyjnych przepisów w każdej formie działalności – skutkuje wieloletnim więzieniem i gigantycznymi karami finansowymi… A więc nie jest to świat dla polskiego biznesmena z IIIRP.
4. Wszyscy obcokrajowcy, którzy chcą założyć jakikolwiek interes w Australii są prześwietlani gruntownie, we współpracy z odpowiednimi służbami świata – łącznie z Mossadem, tajskimi, rosyjskimi, wietnamskimi, chińskimi, FBI, MI5, MI6, CIA, itd. Wystarczy nawet drobne przestępstwo z przeszłości – jakiekolwiek i gdziekolwiek – żeby sen o biznesie w Australii się skończył… A wiec nie jest to świat dla polskiego biznesmena z IIIRP.
5. Korupcja na wszelkich szczeblach władzy jest praktycznie zerowa, społeczeństwo wyjątkowo uczciwe, kary za korupcję bardzo surowe, więzienia niemiłe… A więc nie jest to świat dla polskiego biznesmena IIIRP.
6. Gdy grunt pali się pod nogami – praktycznie nie można uciec, bowiem lądowa, lotnicza i morska Straż Australii to uniemożliwi… A więc nie jest to świat dla polskiego biznesmena IIIRP.
Punkty można mnożyć!
Należy docenić instynkt samozachowawczy polskich tzw.biznesmenów, że nie pchają się do Australii. Wiedzą, co robią…
A wysłać kilku urzędasów z rodzinami, paru celebrytów co znają fajne żarty o Smoleńsku i kilku dziennikarzy z zaprzyjaźnionych telewizji.
I będzie ogromy sukces, który nasz umiłowany dołączy do długiej listy sukcesów swoich.