30 miliardów euro, zaledwie 0,1 proc. dochodu narodowego Unii: ta relatywnie drobna kwota uniemożliwiła w miniony piątek porozumienie przywódców Dwudziestkisiódemki w sprawie wydatków Wspólnoty do 2020 r. Już dziś ministrowie finansów UE powinni w Brukseli uzgodnić kolejny pakiet pomocy dla Grecji wart 43 mld euro. W pierwszej sprawie nie było presji rynków finansowych, w drugiej jest.
Kwota, która dzieli Camerona, Merkel, Tuska, Hollande’a i innych polityków Unii Europejskiej, jest prawie dziesięciokrotnie mniejsza niż pomoc, jakiej do tej pory udzieliła Bruksela Grecji (240 mld euro). Także Europejski Bank Centralny wykupił już obligacje Grecji, Portugalii i innych najbardziej zadłużonych państw unii walutowej za blisko ćwierć biliona euro.
Rzeczywistość dzisiejszej Europy jest godna pożałowania. Wspólny interes nie ma znaczenia – uważa Guy Verhofstadt, przywódca frakcji liberałów w Parlamencie Europejskim.
Rynki finansowe nie robią sobie już złudzeń co do zdolności przywódców UE do przełamania wzajemnych sporów i do skutecznego działania. W ostatnich trzech latach szczyty Unii odbyły się już 26 razy – w większości przypadków zakończyły się fiaskiem. Dlatego mimo porażki w Brukseli w piątek europejskie giełdy mocno zwyżkowały. Dla inwestorów kluczowa była tego dnia konferencja prezesa EBC Maria Draghiego, w trakcie której zapewnił, że program „nieograniczonego” skupu obligacji może być w każdej chwili uruchomiony, a Frankfurt przejmie nadzór nad bankami komercyjnymi strefy euro.
Reklama
Budżetowy szczyt, który rozbił się przede wszystkim z powodu braku współdziałania Niemiec i Francji, był z tej perspektywy wydarzeniem drugorzędnym. O ile Angela Merkel chciała ograniczyć wydatki Unii o około 100 mld euro do 1 proc. PKB, tnąc m.in. wydatki na europejską administrację, o tyle Francois Hollande stawiał na utrzymanie wydatków na wspólną politykę rolną i domagał się rewizji brytyjskiego rabatu.
W przeciwieństwie do mojego poprzednika uważam, że Europa musi mieć odpowiednie środki rozwoju – zapewniał Hollande, robiąc aluzję do działającego do maja tego roku tandemu Sarkozy-Merkel.
Z kolei premier Donald Tusk, który jak pozostali przywódcy UE uczestniczył w spotkaniach w cztery oczy z przewodniczącym Rady Europejskiej Hermanem Van Rompuyem, przeciwstawił się w imieniu 15 krajów przyjaciół spójności nadmiernym cięciom w wydatkach na fundusze strukturalne.
Aby wyjść z tego pata, Rompuy przedstawił nową wersję kompromisu, w której cięcia na politykę rolną zostały ograniczone do 17 mld euro (zamiast 25 mld euro), a na politykę regionalną do 19 mld euro (zamiast 29 mld euro), choć Polska na tym ostatnim punkcie nie skorzystała. Ofiarą cięć padły natomiast wszystkie te pozycje, które miały zapewnić wzrost w Unii, w tym nakłady m.in. na infrastrukturę. Tyle że Rompuy nie był w stanie zwiększyć cięć w łącznych wydatkach Brukseli (75 mld euro). I wywołał wściekłość Londynu. – Po co były te wszystkie negocjacje, skoro oszczędności w niczym się nie zmieniły – powiedział jeden ze współpracowników Camerona przed wyjazdem z Brukseli.