Około godziny 17.30 w środę za euro płacono ponad 4,17 zł, za dolara 3,32 zł, a za franka 3,47 zł. Jeszcze we wtorek wieczorem euro kosztowało 4,10 zł, dolar - 3,27 zł, a szwajcarski frank - 3,42 zł.
Diler walutowy z BRE Banku Marcin Turkiewicz uważa, że znaczne osłabienie złotego ma związek z niespodziewaną obniżką stóp procentowych na Węgrzech. Rynek założył, że u nas może być podobnie. Wpisała się w to wypowiedź Marka Belki, o zmianie nastawienia Rady Polityki Pieniężnej - powiedział.
Jego zdaniem, jutrzejsze czwartkowe dane o polskim PKB mogą dać impuls zarówno do dalszego osłabiania, jak i do wzmocnienia złotego w zależności od tego, czy okażą się gorsze czy lepsze od oczekiwań. Wciąż bardzo ważne pozostają sygnały od banków centralnych, dlatego rynki czekają na to zrobi EBC i co powie w piątek prezes Bernanke - zaznaczył.
Marek Belka zasugerował we wtorek zmianę nastawienia RPP w polityce monetarnej. Według Belki obecnie należy raczej myśleć o obniżkach stóp procentowych niż ich podwyżkach. Tego samego dnia bank centralny na Węgrzech obniżył stopy procentowe o 25 pkt. bazowych. Główna stopa procentowa wynosi po tej obniżce 6,75 proc. To pierwsza obniżka stóp procentowych na Węgrzech od kwietnia 2010 r.
O możliwym wpływie słów Marka Belki na osłabienie się złotego mówi również główny analityk walutowy Domu Maklerskiego Banku Ochrony Środowiska Marek Rogalski. Jego zdaniem, słabość złotego to także pochodna wzrostu globalnej awersji do ryzyka, która sprawia, że inwestorzy wycofują się z takich walut, jak np. meksykańskie peso, brazylijski real, czy też turecka lira. Widać, że rosną obawy związane z perspektywami dla globalnej gospodarki w kontekście publikowanych ostatnio danych makroekonomicznych - zwrócił uwagę Rogalski.
Przypomniał, że w czwartek Główny Urząd Statystyczny opublikuje dane nt. PKB za II kwartał. Oczekiwane jest spowolnienie do 2,9 proc. z 3,5 proc. Nie można jednak wykluczyć, iż rynek mógł się obawiać, iż wczorajsze słowa szefa NBP mogły mieć związek z ryzykiem słabszego odczytu. Jeżeli to się nie potwierdzi, to złoty może jutro odreagować część dzisiejszej zniżki - uważa analityk.
Dodał, że nie bez znaczenia są także ryzyka związane z potencjalnymi działaniami Europejskiego Banku Centralnego, o których w środę mówił szef EBC Mario Draghi.
Sebastian Trojanowski z DM Noble Securities uważa, że wysoce prawdopodobne jest osłabienie złotego do 4,19 za euro. Lecz nie powinno dojść do przebicia 4,2250 zł (...) Dość gwałtowna deprecjacja złotego jest negatywnym prognostykiem dla rynków akcji z uwagi na jego wrażliwość na poziom awersji do ryzyka na rynkach globalnych - ocenił.
W środę prezes EBC Mario Draghi w artykule opublikowanym w niemieckim dzienniku "Die Zeit" napisał, że Europejski Bank Centralny musi czasami wprowadzać "nadzwyczajne środki", aby zapewnić efektywność polityki monetarnej. Jednocześnie Draghi dodał, że działania EBC będą przeprowadzane w ramach mandatu banku zakładającego utrzymanie stabilności cen. Wypełnienie mandatu utrzymania stabilności cen czasami wymaga od nas użycia niestandardowych narzędzi polityki monetarnej" wtedy, gdy rynki finansowe "są pod wpływem irracjonalnych obaw.
GUS opublikuje w czwartek o godz. 10 dane o PKB w II kwartale, a w piątek o godzinie 16 rozpocznie się wystąpienie szefa Fed Bena Bernanke w Jackson Hole.
Komentarze(35)
Pokaż:
. i bawią się wariaty
1 000 167 094 962 zł
Pierwszy, stworzony w Polsce przez ekonomistę Marka Łangalisa, zegar długu, przekroczył kwotę biliona złotych. Te kwoty będą musiały być spłacone przez kolejne pokolenia – ostrzega Instytut Globalizacji.
– Problemem w ustaleniu rzeczywistego zadłużenia naszego kraju jest ukrywanie wydatków państwowych. Prawdopodobnie nawet minister finansów, nie wie jak bardzo zadłużone jest państwo polskie – ujawnia Marek Łangalis, ekspert Instytutu. Największą grupą wydatków nie wykazywaną w statystykach są obligacje emitowane przez Bank Gospodarstwa Krajowego w imieniu Krajowego Fundusz Drogowego.
Wartość tych emisji na dzień dzisiejszy wynosi ok. 40 mld złotych. Do tego dochodzą zobowiązania z tytułu budowy autostrad, zadłużenie spółek komunalnych, szpitali oraz zadłużenie Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Politycy stosują różne sztuczki księgowe, aby nie przekraczać dopuszczalnych poziomów zadłużenia na papierze. Samorządowcy zamiast bezpośrednio dotować spółki komunalne zaciągają komercyjne kredyty, których spłata przerzucana jest na przyszłe okresy. W ten sposób oficjalny dług miast wojewódzkich na koniec 2011 r. wynosi 19,7 mld zł, ale gdy dodać do tego zadłużenie spółek miejskich, wzrasta do 27,4 mld zł, a więc o 39 proc.
Państwo dopłaca także do nierentownych spółek takich jak LOT czy PKP, generujących rokrocznie wielomilionowe straty. Według szacunków, rząd w ciągu dwóch ostatnich kadencji zwiększył zadłużenie państwa już o 400 mld złotych. Obsługa całego długu państwa kosztuje rocznie podatników aż 55 mln złotych. Jeśli państwo nie będzie zmniejszało zadłużenia kolejne podwyżki podatków wydają się nieuchronne – uważa Instytut Globalizacji.