Morgan Stanley obniżył bardzo wyraźnie prognozę wzrostu PKB w Polsce w 2013 r. do 2,1 proc. z wcześniejszej 3,6 proc., zaś prognozę wzrostu w br. - do 2,6 proc. z 2,7 proc. Bank zakłada też obniżkę stóp procentowych w Polsce o 1 pkt proc. do końca 2013 r.
W najbliższych dwóch latach polska gospodarka będzie rosnąć poniżej potencjału, ponieważ będzie się zmagać z trudniejszym otoczeniem zewnętrznym i rosnącą ostrożnością ze strony gospodarstw domowych, firm i banków - stwierdza komentarz (CEE Economics: Feeling the Pain).
Wśród oznak słabości polskiej gospodarki MS wymienia spadek produkcji przemysłowej za II. kw. 2012 r. o 0,7 proc., gorsze wyniki sprzedaży detalicznej (spadek o blisko 2 proc. w II. kw.), dane o produkcji samochodów za lipiec, nie zapowiadające odbicia w przemyśle wytwórczym, najniższą od roku dynamikę narastania kredytu dla gospodarstw domowych w czerwcu (7,5 proc. rdr).
Pierwszej obniżki głównej stopy procentowej Morgan Stanley spodziewa się w IV. kw. br. o 25 pb., a dalszych obniżek, łącznie o 75 pb. w 2013 r. Zmiany nastawienia RPP analitycy banku nie wykluczają na pierwszym, powakacyjnym posiedzeniu we wrześniu.
Opublikowane w środę prognozy dla regionu zakładają recesję w br. na Węgrzech -1,2 proc.) oraz w Czechach (-1,3 proc.), niewielkie odbicie w obu krajach przewidywane jest na 2013 r. odpowiednio do 0,7 proc. oraz 1,2 proc.
Głównym powodem korekty prognoz dla regionu jest dekoniunktura w strefie euro, będącej głównym rynkiem je eksportu. Inne powody to pogorszenie wskaźników wyprzedzających oraz tendencje na runku kredytowym po części spowodowane hamowaniem ekspansji przez banki zachodnie (najbardziej widocznym na Węgrzech), a po części większą ostrożnością konsumentów.
Dla Siedemnastki eurostrefy Morgan Stanley prognozuje tegoroczny spadek PKB na -0,5 proc. (poprzednio -0,3 proc.).
W 2013 r. analitycy banku oczekują w eurolandzie stagnacji. Gospodarka Niemiec będzie wprawdzie na plusie (wzrośnie o 0,9 proc. w br. i 0,8 proc. w 2013 r., ale jest to znacznie poniżej wcześniejszej prognozy za 2013 r. dla Niemiec wynoszącej +1,6 proc.).
Komentarze(115)
Pokaż:
Janusz Szewczak, główny ekonomista SKOK (31 lipca 2012):
Jesienią ubiegłego roku na łamach "Naszego Dziennika" ostrzegałem, że budżet 2012 to megamistyfikacja.
Wielu analityków już w ubiegłym roku określało budżet państwa na 2012 r. jako wirtualny, a zarazem błędny po stronie prognoz, życzeniowy i nierealny po stronie wykonania. Oczywistym było dla profesjonalistów, choć nie dla większości mediów zajmujących się gospodarką i finansami, że jest to wyłącznie wyraz kreatywnej księgowości MF Jana Vincenta Rostowskiego, ze skrajnie zawyżonymi dochodami podatkowymi, nierealnym bezrobociem i mocno zaniżoną inflacją.
Był to tak naprawdę budżet półroczny, byle do Euro 2012. Dziś ten podobno "wyważony" budżet ministra Rostowskiego ewidentnie się wali. Przypadek, brak profesjonalizmu i realizmu czy świadoma propaganda sukcesu oparta o sztuczki księgowe?
Zadłużenie Skarbu Państwa zamiast maleć zaczyna rosnąć wbrew zapewnieniom ministra Rostowskiego. W stosunku do ubiegłego roku wzrosło już o ponad 30 mld zł, a przez 5 ostatnich lat o blisko 350 mld złotych. W październiku tego roku trzeba będzie dokonać odkupu obligacji SP na kwotę ponad 22 mld złotych. Krajowy Fundusz Drogowy jest już zadłużony na ponad 44 mld zł, samorządy na ponad 62 mld, zaś długi wielkich miast to już blisko 30 mld złotych.
Wielu z tych pozycji MF nie zalicza do łącznej sumy zadłużenia, stosując podwójne standardy księgowości. Nie zalicza on również do długu publicznego kwot należnych z tytułu tzw. nadwykonań w szpitalach i służbie zdrowia, które sięgają już blisko 2,5 mld zł, jak również roszczeń firm budowlanych, które wzrosły do astronomicznej kwoty 3,7 mld złotych. Wykonanie deficytu budżetu państwa w połowie tego roku zbliżyło się do 80 proc. z zakładanych na cały rok 35 mld złotych.
Po pięciu latach księżycowej ekonomii, kilku wirtualnych budżetach i totalnym wzroście zadłużenia publicznego, do kwoty blisko 900 mld złotych, rząd sięga dziś w rozpaczliwy wręcz sposób po wyprzedaż resztek dochodowych przedsiębiorstw - PKO, BP, PZU SA czy wreszcie wyprzedaż sanatoriów, a nawet możliwość wyprzedaży polskich lasów.
Międzynarodowi spekulanci walutowi, przewidując załamanie się polskich finansów publicznych w 2013 roku, już dziś sztucznie umacniają polskiego złotego, by wyjść z Polski ze swymi kapitałami po lepszej cenie. Mówi o tym nawet raport zamówiony przez NBP w ostatnich dniach.
Z pewnością grożą nam podwyżki podatków i opłat, w tym na pewno podatków i opłat lokalnych, całkowite wstrzymanie niedokończonych inwestycji drogowych i rabunkowa wyprzedaż resztek majątku narodowego.
Przed nami jeszcze kryzys sektora bankowego w Polsce prawie całkowicie uzależnionego od kłopotów ich zagranicznych banków - właścicieli. Unia bankowa będzie dla nas śmiertelnie niebezpieczna. Bankowy Fundusz Gwarancyjny właśnie przygotowuje rozwiązania prawne tzw. uporządkowanej likwidacji, regulacyjnie niewypłacalnych banków - tzw. resolution.
Sztuczki księgowe, wirtualne budżety oraz kosmicznie rosnące zadłużenie były w ostatnich latach fundamentem bajki o "zielonej wyspie". Zbliża się jednak ponura rzeczywistość budżetowa 2013 roku, czyli huragan "Vincent". Czarna dziura polskich finansów publicznych i budżetowe tsunami a.d. 2013 coraz wyraźniej wyłania się z za horyzontu.
Felieton • „Nasz Dziennik” • 4 sierpnia 2012
Trudno nie zauważyć, że nasz mniej wartościowy naród tubylczy jest przez starszych i mądrzejszych coraz częściej testowany, co można bezpiecznie z nim zrobić, a czego jeszcze nie można. Ostatnim takim testem był występ Ludwiki Weroniki Ciccone na Stadionie Narodowym w Warszawie, wynajętym na tę okazję 1 sierpnia przez firmę Live Nation. Ile i komu Live Nation za możliwość tego przetestowania naszego mniej wartościowego narodu tubylczego zapłaciła oficjalnie i naprawdę - tego już pewnie nigdy się nie dowiemy, więc warto chociaż wiedzieć - kto płacił. Prezesem firmy Livre Nation jest pan Artur Fogel, a we władzach - Ari Emanuel - podobno brat Rahma Emanuela, byłego szefa administracji Białego Domu u prezydenta Obamy, Mark Shapiro, Jakub Kahan - i tak dalej. Słowem - sami swoi, dzięki czemu lepiej rozumiemy przyczyny, dla których Ludwika Weronika Ciccone podczas występów pozwala sobie na bluźnierstwa pod adresem chrześcijaństwa oraz „interesuje się” kabałą oraz powstaniem Judy Machabeusza przeciwko Seleucytom.
Powiadają o niej, że swoją pozycję w branży rozrywkowej zawdzięcza nie tyle swoim umiejętnościom artystycznym, co „bliskim kontaktom osobistym”. Chętnie w to wierzę i chyba nawet się domyślam, na czym te bliskie spotkania III stopnia mogą polegać. Jest w tym zresztą pewna ciągłość, bo bodajże Ignacy Daszyński w swoich pamiętnikach wspomina, jak to pewien Izraelita opowiadał mu, iż celebrytki zwabiane przezeń do burdeli w Buenos Aires upijają się tam „parą z szampana”. Oczywiście w tej zasadniczej ciągłości są też i pewne zmiany, bo Ludwika Weronika Ciccone „parą z szampana” dzisiaj już by się nie zadowoliła. Jak już Live Nation w jakąś celebrytkę zainwestuje, to nie żałuje jej też szampana, podczas gdy „para” zostaje dla głupich gojów. W ten oto sposób starsi i mądrzejsi zalewają świat tandetą, skutecznie wmawiając naiwniakom, że oferują im sam cymes. Durniów, którzy w takie rzeczy wierzą, jak się okazało, jest już u nas całkiem sporo, więc to może być zachętą do zrobienia następnego kroku. Kto wie, czy w ramach dalszego testowania i tresury naszego mniej wartościowego narodu tubylczego, Live Nation nie wykorzysta Ludwiki Weroniki Ciccone do artystycznej oprawy Dni Judaizmu?
Rodzajem testu na wytrzymałość naszego mniej wartościowego narodu tubylczego była, a właściwie jest tak zwana afera taśmowa. Ujawniła ona bowiem rzecz powszechnie znaną - że mianowicie nasi Umiłowani Przywódcy wykorzystują zewnętrzne znamiona władzy, jakie udostępniły im okupujące nasz nieszczęśliwy kraj bezpieczniackie watahy, do bezceremonialnego dojenia Rzeczypospolitej. Oczywiście nie robią tego bezinteresownie - bo przywilej dojenia Rzeczypospolitej bezpieczniackie watahy przyznały i przedłużają w zamian za podtrzymywanie modelu kapitalizmu kompradorskiego, dzięki któremu okupanci nasi ciągną z okupowanego kraju zyski, kosztem obywateli, sprzedawanych w coraz głębszą z roku na rok niewolę lichwiarskiej międzynarodówce. Bo istota niewolnictwa polega na tym, iż niewolnik pracuje na swojego pana, tzn. - oddaje mu bogactwo, które swoją pracą wytwarza. W roku bieżącym tylko obsługa długu publicznego będzie kosztowała ponad 42 mld zł, czyli prawie 1200 zł rocznie na obywatela mieszkającego w Polsce. I co? I nic!
Tymczasem pani Jadwiga M. Hafner z Austrii krytykuje mnie nie tylko za „mentalność wyssaną z mlekiem matki”, ale również za brak spostrzegawczości, który nie pozwala mi zauważyć, że „mamy wolność”. Cóż można na to powiedzieć? Chyba tylko za Stanisławem Wyspiańskim uprzejmie założyć, że „naiwne to i niewinne”. W przeciwnym razie wiedziałaby, że zabezpieczeniem, jakie oferują nasi okupanci lichwiarskiej międzynarodówce, jest zastawienie dochodów obywateli na całe dziesięciolecia naprzód! Ładna mi „wolność”! Ale dopóki suwerenowie nie mają nic przeciwko temu, by okupujące Polskę watahy w ten sposób rozporządzały ich majątkiem - to dlaczego bezpieczniacy mieliby sobie żałować? Nikt chyba nie ma wątpliwości, że w razie czego natychmiast zostaną folksdojczami - tyle, że już oficjalnie. Ciekawe, że wiedzą o tym nie tylko Umiłowani Przywódcy, ale również ich potomstwo. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło - bo dzięki „aferze taśmowej” uzyskaliśmy potwierdzenie, że ci wszyscy nadęci Umiłowani Przywódcy, to tylko figuranci. Oto premier Tusk zażądał od ministra Kalemby, by jego syn zrezygnował z pracy w Agencji Rynku Rolnego - a ten pokazał mu „gest Kozakiewicza”! Co więcej - taki sam „gest Kozakiewicza” pokazał również syn premiera Tuska, zatrudniony na lotnisku im. Lecha Wałęsy w Gdańsku. I co? I nic! Ciekawe, czy sekretarki delegowane do Kancelarii Premiera słuchają premiera Tuska, czy tylko go pilnują?
Stanisław Michalkiewicz"
co prawda Italia potrafiła.