Proces zbliżania Chin i Afryki uległ znacznemu przyspieszeniu, o czym świadczy tempo wzrostu wymiany handlowej. Chińskie Ministerstwo Handlu podaje, że w porównaniu z rokiem 2010 zwiększyła się ona w 2011 r. o 30 proc. Rosną też bezpośrednie inwestycje chińskie w Afryce. Tylko w trzech pierwszych kwartałach 2011 r. wyniosły one ok. 1,1 mld dol., co stanowi wzrost o 87 proc. w stosunku do analogicznego okresu roku poprzedniego. Z oficjalnych danych urzędu statystycznego wynika ponadto, że ponad milion obywateli chińskich przebywa na stałe lub czasowo w Afryce.
Na zakończonym niedawno w Pekinie V Forum Chiny - Afryka prezydent Chin Hu Jintao zadeklarował zacieśnienie strategicznego sojuszu między partnerami i zaofiarował kolejne fundusze w wysokości 20 mld dolarów na kredyty dla krajów afrykańskich. Suma ta jest dwukrotnie wyższa niż poprzednia pomoc Chin, która została udzielona w 2009 r. i wykorzystana w ciągu 3 lat.
Premier Kenii Raila Odinga podkreślił na forum, że największe znaczenie dla jego kraju ma import chińskiej technologii, pomoc w sektorze bankowym i inwestycje infrastrukturalne, zwłaszcza w dziedzinie transportowej. Podkreślił również, że kraje afrykańskie mogą się dużo nauczyć od Chin w sferze przemian strukturalnych. Chiny są bowiem świetnym przykładem państwa, które będąc w fazie średnio zaawansowanego rozwoju ekonomicznego, osiąga wielkie sukcesy gospodarcze. Zbliża to Chiny do naszych wzorców i pozwala mieć nadzieję na przeniesienie chińskich doświadczeń na grunt afrykański - mówił Odinga.
Rynek afrykański jest atrakcyjny dla chińskiego kapitału. Według danych z raportu firmy McKinsey zwrot inwestycji w gospodarce chińskiej kształtuje się na poziomie 3-4 proc., a w Afryce ten wskaźnik wynosi 20 proc. Głównym powodem wysokich zysków jest - zdaniem ambasadora Chin w Afryce Południowej Zhong Jianhua - niski koszt pracy.
Według niego biznes chiński w Afryce wszedł na wyższy etap rozwoju strukturalnego. Na początku najbardziej aktywne były firmy wydobywcze - Hisense i Sinosteel, które zainteresowane były wyłącznie importem surowców naturalnych. Później przyszły duże instytucje finansowe, jak Chiński Bank Przemysłowo-Handlowy (ICBC), Chiński Bank Rozwoju (CDB), Chiński Bank Budowlany (CCB) i inne. Po ukształtowaniu się systemu finansowania inwestycji przyszedł czas na firmy innych branż, w tym wielkie koncerny jak Huawei i ZTE, realizujące duże projekty telekomunikacyjne.
Jest jednak i ciemna strona chińskich inwestycji. Afrykanie widzą, że nie dostają pracy na chińskich budowach. Tanie chińskie towary niszczą lokalny handel, a sklepikarzom, drobnym przedsiębiorcom, nawet rolnikom, wyrosła konkurencja w postaci chińskiej emigracji. Chińczycy często oskarżani są o nadmierny wyzysk afrykańskich pracowników, co często kończy się nawet krwawymi zamieszkami. Najgłośniejszy był przypadek postrzelenia 11 zambijskich górników przez ich chińskich menedżerów w 2010 r.
Stefan Halper, były wysoki urzędnik Białego Domu, a obecnie wykładowca Cambridge, działalność chińskiego biznesu nazywa pogłębianiem afrykańskiej korupcji. W swojej książce "Konsensus pekiński" pisze, że Chińczycy zaczynają swoje kontakty biznesowe od sowitej wpłaty dla szefa państwa, gdzie mają być zlokalizowane inwestycje. Pieniądze te trafiają na konta do Szwajcarii lub Andory, a w zamian Chińczycy otrzymują intratne długoterminowe umowy. W rekompensacie za życzliwość władzy firmy chińskie budują szkoły, szpitale i drogi. Czasem dodatkowym prezentem jest pałac dla przywódcy. Jak podaje Halper w swojej książce, Robert Mugabe z Zimbabwe dostał rezydencję w kształcie chińskiej pagody.
Sukcesy chińskie i rozwój gospodarki afrykańskiej w tempie 7 proc. rocznie sprawiły, że coraz więcej światowych koncernów zaczęło ponownie interesować się Afryką. Total i Chevron prowadzą wstępne rozmowy z władzami Sudanu na temat możliwości powrotu do eksploatacji ropy naftowej. W Nigerii, gdzie Chińczycy kupują uran, negocjacje podjęła francuska Areva.
Ostatnio amerykańska sekretarz stanu Hillary Clinton powiedziała, że Chiny próbują skolonizować Afrykę. Kontynent ten staje się przedmiotem wielkiej gry - tym razem między USA a Chinami.