W całym ubiegłym roku wysłaliśmy za granicę towary o wartości 135,7 mld euro, a sprowadziliśmy za 150,4 mld euro. W porównaniu z 2010 r. eksport zwiększył się o 12,8 proc., a import – o 12,1 proc. – podał GUS. Jednak to, co niepokoi, to malejące dynamiki wzrostu. Jak wynika z bilansu płatniczego NBP, tylko w grudniu 2011 r. eksport towarów wyniósł 10,6 mld euro i był o 5,1 proc. wyższy niż przed rokiem, a import 11,7 md euro, o 2,4 proc. więcej niż przed rokiem. Tymczasem jeszcze na początku 2011 r. dynamika eksportu przekraczała 20 proc., a importu 24 proc. Zjazd jest więc radykalny – zauważa Piotr Piękoś, ekonomista Pekao SA. W ubiegłym roku firmy zrezygnowały ze sprowadzania maszyn i urządzeń, a także dóbr do produkcji. To, co trzymało dynamikę eksportu, to rosnące ceny paliw i surowców energetycznych, które w połączeniu ze słabym złotym dały taki efekt, że w ubiegłym roku import z Rosji wzrósł o ponad 33 proc. Z wynikiem 183,8 mld euro kraj ten awansował na drugą pozycję (za Niemcami) w gronie naszych głównych partnerów importowych.
Gdyby nie słaby złoty i rosnące ceny surowców, nie dość, że Rosja nie trafiłaby na drugą pozycję, to jeszcze dynamika importu byłaby znacznie niższa, a niewykluczone, że w końcówce roku nawet ujemna – uważa Piękoś.
Znaczne wyhamowanie wzrostu importu oczekiwane jest przez ekspertów w tym roku, bo na powściągliwość inwestycyjną firm nałoży się, widoczny już w końcówce 2011 r., spadek konsumpcji prywatnej.
Eksport natomiast powinien utrzymać 5–7-proc. wzrost (choć to także oznacza znaczne hamowanie), o ile nie podda się gospodarka naszego głównego partnera handlowego – Niemiec. W ubiegłym roku wysłaliśmy do nich towary za 35,6 mld euro, czyli 26 proc. ogółu. Na szczęście Niemcy nie są zależni od gospodarek innych krajów europejskich. Oni wysyłają na cały świat. A my na tym korzystamy i tak powinno być także w tym roku – przekonuje Grzegorz Ogonek, ekonomista ING BSK.
Reklama
Oczywiście wiele będzie zależało od kursu złotego. Jego osłabienie w drugiej połowie 2011 r. wpłynęło korzystnie na eksporterów. W efekcie w grudniu ujemne saldo obrotów towarowych wyniosło niespełna 1,1 mld euro i w stosunku do analogicznego okresu 2010 r. poprawiło się o 237 mln euro. Wpłynęło to pozytywnie na poprawę bilansu płatniczego. Ujemne saldo wyniosło w sumie 1,3 mld euro i było o ok. 600 mln euro niższe niż przed rokiem. A to dobra informacja, bo oznacza, że mniej towarów czy usług kupiliśmy za granicą na kredyt.
Gdyby nie wzrost cen paliw, dynamika importu mogła być nawet ujemna