W 2012 r. europejski rynek długu będzie nerwowy, zwłaszcza w pierwszym półroczu. Rynkom wschodzącym Europy, w tym Polsce, trudniej będzie się na nim finansować - sądzi dyrektor działu rynków wschodzących Bank of America Merrill Lynch, David Hauner. Dlatego najważniejszą kwestią dla zagranicznych inwestorów będzie to, czy i w jakim zakresie rynki te będą potrzebować zagranicznych źródeł finansowania i na jakich warunkach będą mogły z nich skorzystać - powiedział na konferencji prasowej w siedzibie banku przed świętami. BofA ML wycenia "ponad rynek" (overweight) rynki wschodzące Azji, które są eksporterami kapitału i mają silne, rodzime motory wzrostu. Kraje Ameryki Łacińskiej skorzystają w najbliższym roku ze stabilnych cen surowców, a grupę krajów przynależnych do kategorii EMEA (Europy, Bliskiego Wschodu i Afryki) nazywa Hauner "smutnym regionem".
Średnie tempo wzrostu EMEA bank szacuje w 2012 r. na 3,0 proc., dla Polski będzie to "dwa z plusem": "Z punktu widzenia indywidualnych krajów, znaczenie ma saldo rachunku obrotów bieżących. Także to, czy w najbliższym roku muszą zrolować zagraniczny dług" - wskazał w odpowiedzi na pytanie PAP. "Polska skutecznie zapewniała sobie zagraniczne źródła finansowania, ale ma stosunkowo wysoki deficyt obrotów, a z danych wynika, że napływ środków finansujących go, m. in. inwestycji portfelowych i pożyczek bankowych z Europy Zachodniej (kwalifikowanych w rozliczeniach jako transgraniczne inwestycje - PAP) zmniejszył się wyraźnie, co tkwi u podłoża osłabienia złotego" - wyjaśnił Hauner.
Głównym źródłem finansowania deficytu w Polsce są inwestycje portfelowe zwane też gorącym pieniądzem, a nie zagraniczne inwestycje bezpośrednie (FDI). Rosnąca zależność od napływu inwestycji portfelowych powoduje, że złoty stał się podatny na zmiany globalnego nastawienia do ryzyka, choć ministerstwo finansów i NBP wpływają na tempo spadku interweniując na krajowym rynku walutowym. Hauner zaznaczył zarazem, że ujemne saldo obrotów w Polsce ustabilizowało się i zaczęło się kurczyć m. in. w reakcji na osłabienie popytu krajowego, rosnącą konkurencję cenową, będącą efektem niższych notowań złotego i obniżkę cen surowców, co oznacza, że potrzeby finansowe, które Polska będzie zaspokajać za granicą w 2012 r., będą niższe.
"Polska jest podatna na ryzyko od strony finansowej, ale nie w dramatyczny sposób. Najważniejsze obawy w tym względzie występują wobec Węgier" - dodał. Większość prognoz zachodnich banków inwestycyjnych zakłada, że ujemne saldo na polskim rachunku obrotów na koniec 2011 r. wyniesie ok. minus 4,8 proc. PKB. Z uwzględnieniem salda na rachunku błędów i pominięć (ok. minus 1,5 proc. PKB) przekłada się to na łączny deficyt na poziomie ok. 6,5 proc. PKB. Hauner tłumaczył, że Polska mniej niż np. Czechy, lub Węgry narażona jest na ryzyko "zarażenia się" od strefy euro poprzez kanał handlu zagranicznego, bo jej gospodarka jest mniej zależna od eksportu, a niektóre banki zachodnie ze względu na to, że polski rynek jest duży i ma perspektywę wzrostu, uznały go za kluczowy dla swych operacji.
Zastrzegł zarazem, że niezależnie od perspektyw dla poszczególnych rynków, zachodnioeuropejskie banki są w fazie zmniejszania dźwigni finansowej, a pogorszenie warunków kredytowania na międzynarodowym rynku długu jest zjawiskiem globalnym. Jego zdaniem banki z filiami na rynkach wschodzących i centralami w eurolandzie podatne są również na polityczne naciski rządów i w swych decyzjach mogą kierować się innymi względami niż komercyjne, zwłaszcza jeśli będą wymagać rekapitalizacji.