"Moim zdaniem, istnieje znaczące prawdopodobieństwo wynoszące powyżej 50 procent, że będziemy mieli kolejną recesję najbardziej zaawansowanych gospodarek w ciągu kolejnych dwunastu miesięcy" - powiedział Roubini w Perth, w południowo-zachodniej Australii, na forum gospodarczym towarzyszącym szczytowi brytyjskiej Wspólnoty Narodów.
Dodał przy tym, że za drugorzędne rozważania językowe uważa dociekania, czy kolejna recesja będzie nowym kryzysem, czy też dalszą częścią kryzysu sprzed trzech lat.
Roubini jest zdania, że jeśli strefa euro nie zdobędzie się na głębokie reformy, to grozi jej rozpad, który może za sobą pociągnąć światowy kryzys gorszy od tego z 2008 roku. Ocenił też, że rynki finansowe oczekują raczej środków pobudzających wzrost gospodarczy w najsłabszych krajach strefy euro niż mechanizmów wsparcia i pokrywania albo umarzania ich długów, finansowanych z kieszeni najbogatszych.
Roubini, do którego z powodu jego pesymistycznych tez przylgnął przydomek "doktor Zagłada", ostrzegł, że rozpad strefy euro będzie miał dla światowej gospodarki gorsze skutki niż upadek banku Lehman Brothers, który w 2008 roku zapoczątkował kryzys w USA, a potem w innych krajach. Kluczowe - jego zdaniem - jest powstrzymanie chaosu w Grecji, Portugalii, Hiszpanii i Włoszech.
Recesja w krajach rozwiniętych wywoła - zdaniem ekonomisty - "znaczne straty uboczne w krajach rozwijających się". Ucierpiałyby znacznie Chiny, po pierwsze na skutek spadku popytu w USA i Europie, po drugie zaś ze względu na zaangażowanie chińskiego kapitału w ryzykowne inwestycje np. w nieruchomościach.
Jako środek zaradczy Roubini zalecił dewaluację euro w celu pobudzenia eksportu oraz obniżenie stóp procentowych do zera, co w krótkim terminie miałoby spowodować wzrost PKB.