Choć przewodniczący Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso powtarza, że nie ma planu B, dyskusje nad nim trwają już od kilku tygodni, ujawnił Reuters.
Plan B ma zapewnić Atenom płynność finansową, żeby z powodu nieotrzymania kolejnej, wynoszącej 12 mld euro transzy pomocy nie musiały ogłaszać niewypłacalności. Drugim celem jest, by nie dopuścić do rozprzestrzenienia się greckiego kryzysu na inne zadłużone państwa – Irlandię, Portugalię i Hiszpanię – i by nie odbił się on na europejskim systemie bankowym.
Szczegóły planu awaryjnego nie są znane, ale wiadomo, że różni się on od pomysłu przedstawionego przez prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy’ego, według którego banki miałyby połowę pieniędzy z wygasających greckich obligacji zainwestować w nowe, 30-letnie, a część w papiery innych krajów, które byłyby ich zabezpieczeniem. Nie polega on też na przyznaniu pożyczek przez Unię. W przypadku czarnego scenariusza także Polska, która w piątek przejmuje przewodnictwo w UE, będzie miała swoje propozycje. W takiej sytuacji na poniedziałek zwołałaby posiedzenie ministrów finansów.
To, czy będzie ono potrzebne, okaże się dziś. Głosowanie nad planem oszczędnościowym zapowiada się nerwowo. Socjaliści Papandreu mają wprawdzie przewagę pięciu miejsc w 300-osobowym parlamencie, ale nie ma pewności, czy wszyscy oni poprą plan, gdy oszczędnościom sprzeciwia się 70 – 80 proc. Greków.
Reklama
Od wczoraj trwa strajk generalny, a podczas demonstracji doszło do zamieszek i policja użyła gazu. Plan Papandreu zakłada zaoszczędzenie – za pomocą cięć, podwyżek podatków i prywatyzacji – 28 mld euro w ciągu pięciu lat.
Chyba że pieniądze Atenom pożyczy ktoś inny, np. Chiny, które w miniony weekend zadeklarowały, że nadal będą kupować obligacje państw Unii.