Dla Polski problemem jest głębokość, na jakiej leży rura. Przecina prowadzący do Świnoujścia tor wody na głębokości 17,5 m, więc nie będą mogły płynąć tamtędy statki o zanurzeniu większym niż 13,5 m. Nie blokuje możliwości wpływania gazowców przewożących gaz skroplony do budowanego terminalu LNG, bo ich zanurzenie jest mniejsze, ale uniemożliwi rozbudowę portów w Świnoujściu i Szczecinie, które miały w przyszłości przyjmować duże jednostki o zanurzeniu ponad 15 m. Rozbudowa portów w ciągu najbliższych pięciu ma pochłonąć 700 mln zł. Pieniądze te zostaną jednak wyrzucone w błoto, jeśli strona niemiecka nie udostępni nam innego toru wodnego spełniającego te parametry. O interwencję w tej sprawie premiera Donalda Tuska w styczniu prosili prezydenci Szczecina i Świnoujścia. Wysłali wówczas do szefa rządu list w tej sprawie.
– Do dziś nie otrzymaliśmy odpowiedzi – przyznaje Robert Karelus, rzecznik prezydenta Świnoujścia.
Tymczasem polski rząd ma w ręku argumenty, z którymi strona niemiecka musi się liczyć.
– Blokowanie przez Nord Stream dostępu do portów w Świnoujściu i Szczecinie jest sprzeczne z unijną dyrektywą o przepływie towarów i usług – mówi eurodeputowany PO Jarosław Wałęsa.
Reklama
Gaz z położoną na dnie Bałtyku rurą ma popłynąć w przyszłym roku. Docelowo gazociąg ma mieć przepustowość 55 mld m sześc. gazu rocznie.