W marcu produkcja przemysłowa była o 7 proc. wyższa niż w tym samym okresie ubiegłego roku – podał wczoraj Główny Urząd Statystyczny. To zdecydowanie słabszy wzrost niż w lutym, kiedy wyniósł 10,7 proc. Co więcej, poniżej oczekiwań ekonomistów, którzy spodziewali się 9,1 proc.
"Przez kilka ostatnich miesięcy mieliśmy odbicie pokryzysowe. Dlatego obserwowaliśmy ponad 10-proc. wzrosty produkcji sprzedanej przemysłu" - mówi Ignacy Morawski, ekonomista Polskiego Banku Przedsiębiorczości. "Teraz następuje okres normalizacji, co oznacza, że produkcja przemysłowa powinna rosnąć o 5 – 10 proc." - dodaje.
W marcu wzrost miało 22 z 34 analizowanych przez GUS działów przemysłu. Dwucyfrową dynamikę odnotowały głównie działy przetwórstwa silnie powiązane z popytem zagranicznym. Największy, 29,5-proc. wzrost miała produkcja metali, 28-proc. mebli, 20,6-proc. wyrobów z metali i ponad 19-proc. z pozostałych surowców niemetalicznych. Dobra koniunktura trwa też w przemyśle chemicznym oraz samochodowym. Świetnie radzą sobie przedsiębiorstwa budowlane, które odnotowały ponad 24-proc. wzrost. Jest to głównie związane z inwestycjami przygotowywanymi na Euro 2012.
Spadek koniunktury nastąpił w dwunastu działach. Miesiąc wcześniej w ośmiu. Największy, w wysokości niemal 11 proc., odnotowała produkcja maszyn i urządzeń, 6,3 proc. produkcja koksu, benzyny, gazu LPG oraz olejów silnikowych i smarów, 4,1 proc. wytwórstwo urządzeń elektrycznych.
Reklama
Wyhamowanie wzrostu produkcji częściowo można tłumaczyć wzrostem cen produkcji sprzedanej przemysłu (tzw. inflacja PPI), które w marcu były o 1,4 proc. wyższe niż w lutym. Największy – 8,5-proc. – skok odnotowały ceny produkcji koksu i wyrobów rafinacji ropy naftowej. O ponad 2 proc. wzrosły ceny produkcji artykułów spożywczych, chemikaliów, metali i wyrobów tekstylnych.
"Tłumaczy to wzrost cen konsumpcyjnych w marcu do 4,3 proc. Potwierdza, że wysoka inflacja w kraju spowodowana jest wzrostem cen surowców na świecie. Gdy one zaczną spadać, wówczas PPI spadnie szybciej niż inflacja CPI, która mówi o wzroście cen dla konsumentów" - twierdzi Piotr Kalisz, główny ekonomista Citi Handlowego.
Na razie sytuacja wydaje się lekko niepokojąca, bo zagraża dynamice wzrostu gospodarczego. "W ubiegłym roku ten wzrost był napędzany konsumpcją prywatną i odbudowywaniem zapasów przez firmy. Teraz te czynniki słabną, bo przez wysoką inflację spadają realne dochody, a to odbija się na popycie konsumpcyjnym" - mówi Ignacy Morawski. "Te czynniki w drugiej połowie roku mogą sprowadzić wzrost gospodarczy poniżej 4 proc." - dodaje ekonomista.
Większymi optymistami są eksperci Banku Światowego. Wczoraj opublikowali prognozę, z której wynika, że w tym roku zanotujemy 4 proc., a w przyszłym 4,2 proc. wzrostu.