Niebisko-pomarańczową lokomotywę o groźnej nazwie Dragon producent zaprezentował podczas berlińskich targów komunikacyjnych InnoTrans. Maszyna przeznaczona dla przewozów towarowych od razu stała się hitem. "Jest bardzo duże zainteresowanie ze strony potencjalnych kupców" - mówi „DGP” Adam Turowski, koordynator ds. projektu w Zakładach Naprawczych Lokomotyw Elektrycznych Gliwice, które konstruują pierwszą od blisko 30 lat polską lokomotywę.

Reklama

Jeszcze w tym roku producent chce zaoferować nowy produkt przewoźnikom. Do grudnia Gliwice powinny otrzymać z Urzędu Transportu Kolejowego pozwolenia na użytkowanie. Testy lokomotywy przebiegają pomyślnie i nie ma opóźnień w kompletowaniu dokumentacji potrzebnej do wydania zgody na wjazd na tory.

"Już w 2011 r. będziemy w stanie zrealizować pierwsze zamówienia" - zapowiada Adam Turowski. "Dobrze, że taki produkt wchodzi na rynek. Szczególnie w sytuacji, w której reszta polskich producentów odpuściła sobie segment przewozów towarowych" - mówi Adrian Furgalski, ekspert rynku kolejowego. Ręcę zacierają już działający w Polsce przewoźnicy, którzy gotowi byliby zainwestować w nowy tabor, a dotąd musieli wybierać spośród oferty zagranicznych dostawców. A ci, pozbawieni krajowej konkurencji, każą sobie słono płacić za swoje wyroby.

"Inwestycja w jedną lokomotywę to wydatek rzędu 4 mln euro w zależności od wyposażenia. Ważne jest, aby polska lokomotywa była atrakcyjna cenowo w porównaniu do oferty zachodnich producentów taboru" - mówi "DGP" Jacek Bieczek, prezes zarządu CTL Logistics, należącego do pierwszej piątki przewoźników w Polsce.





A jest na to szansa. Maszyna wprawdzie nie będzie mogła jeździć na zagranicznych trasach, ale spełni wymagania większości przewoźników krajowych. "Dobrze by było, aby w kraju była produkowana lokomotywa zaprojektowana przy uwzględnieniu charakterystyki polskiego rynku oraz infrastruktury" - dodaje Jacek Bieczek.

Dlatego popyt może być spory. Nad zakupem nowych lokomotyw zastanawia się np. Koltrans należący do Orlenu. Wysokość budżetu i konkretne projekty będą znane na przełomie roku, czyli gdy Gliwice będą już oferować swoją maszynę.

Klientem może też być inny z największych przewoźników Lotos Kolej. Ten jednak uzależnia zakupy od prywatyzacji Grupy Lotos.Według Adriana Furgalskiego ZNLE Gliwice nie powinny narzekać na brak zamówień. "Rynek przewozów towarowych odbija się od dna. Przewoźnicy zaczynają dyktować w przetargach wyższe ceny. A to może tylko pozytywnie przełożyć się na poziom inwestycji" - mówi Adrian Furgalski.