W Świecku w nocy z czwartku na piątek po niemieckiej stronie w 50-kilometrowej kolejce do odprawy czekały setki tirów. Dopiero nad ranem funkcjonariusze z Polski i Niemiec połączyli siły i otworzyli wszystkie osiem pasów ruchu. "Nie mieliśmy wystarczającej liczby osób, aby rozładować korek w nocy" - tłumaczył mjr Zdzisław Fuczyło, rzecznik Lubuskiego Oddziału Straży Granicznej.
Właściciele firm transportowych twierdzą, że z powodu zatoru na granicy spóźnili się po kilkanaście godzin z dostarczeniem towarów na czas. "Nie wiem, czy mój kontrahent z Poznania będzie chciał z nami współpracować" - martwi się Ryszard Szweda, spedytor z firmy Demo-Best Transport i Spedycja z Nowego Tomyśla. "Towar miał dojechać w piątek na godz. 12, a dotarł wieczorem. Dostaniemy karę. Poza tym nasi kierowcy na pewno zażądają zapłaty za nadgodziny".
Wtóruje mu Mariusz Obszyński, właściciel firmy Vega-Trans z Maszewa (Zachodniopomorskie): "Nasz samochód utknął w gigantycznym korku. Kilkakrotnie dzwoniłem do firmy, która zleciła nam dostawę towaru, z przeprosinami" - mówi.
Firmy spedycyjne liczą straty, jakie poniosły z powodu opóźnień w dostarczaniu towarów. Przez trzy dni przejścia na zachodniej granicy sparaliżowane były przez gigantyczne korki - pisze DZIENNIK.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama