Ustawa kominowa miała powstrzymać prezesów przed zarabianiem gigantycznych pensji. Okazało się, jednak, jak to w Polsce, że każde prawo da się obejść. Prezesi wchodzą więc do rad nadzorczych spółek - wnuczek. To firmy, w których udziały ma spółka zależna od państwowego koncernu, - ujawnia "Rzeczpospolita". W ten sposób szefowie dużych, państwowych koncernó omijają ustawę ograniczającą pensje i kolejną, zakazującą zasiadania więcej niż w jednej radzie nadzorczej.

Reklama

>>>Obama zabrał pensje bankierom

"Prawo nie odnosi się do spółek - wnuczek" - tłumaczy Maciej Wewiór, rzecznik resortu skarbu. Gra jest warta świeczki, bo, według "kominówki" w zeszłym roku pensja prezesa wynosiła 18,6 tysiąca złotych. Rząd dołożył jeszcze trzy tysiące, ale szefowie koncernów uznali, że to za mało - dodaje gazeta.

>>>Unia chce ograniczyć premie dla bankierów

Ile dorobili prezesi? Michał Szubski, szef PGNiG wyciągnął dodatkowo 25,3 tysiąca złotych. Były prezes PKO BO, Jerzy Pruski, na zasiadaniu w radach nadzorczych spółek zależnych od banku zaroił 16,6 tysiąca. Tomasz Zadroga z PGE dostał dodatkowo 18 tysięcy. Tajemnicą są tylko zarobki Andrzeja Klesyka z PZU. Jednak, gdy spółka w przyszłym roku trafi na giełdę, będzie musiał swe zarobki ujawnić - twierdzi "Rzeczpospolita"