Już Mieszko I, pierwszy władca Polski, bił własne monety, ale jego denary nie miały większego znaczenia w obrocie handlowym, bo było ich bardzo mało. Bolesław Chrobry miał już kilkanaście stempli monetarnych, własną, choć jednoosobową mennicę, a z jego denarów korzystano w handlu, gdzie wcześniej królowały tylko monety niemieckie i czeskie. Nie wolno przy tym zapominać, że pierwsze polskie monety miały bardziej charakter prestiżowy i ambicjonalny niż wymiar gospodarczy, bo w tamtych czasach kwitł głównie handel wymienny, ale polskimi denarami można było płacić w całej Europie.
Dziś prestiż własnej waluty schodzi na dalszy plan, ważniejsza jest jego siła w obrocie gospodarczym. To dlatego 20 unijnych państw zrezygnowało z narodowego pieniądza na rzecz wspólnego euro. Nie ma już franka francuskiego i belgijskiego, marki niemieckiej, szylinga austriackiego, włoskiego lira, hiszpańskiej pesety, czeskiej korony. Nawet w Watykanie płaci się w euro, choć państwo kościelne nie należy do Unii Europejskiej.
Teoretycznie do europejskiej unii walutowej powinna przystąpić także Polska. Były już nawet przymiarki do wprowadzenia euro w naszym kraju, ale kiedy był przyjazny klimat dla tego rozwiązania, nie spełnialiśmy warunków wejścia do strefy euro. Teraz trudno znaleźć zwolenników rezygnacji ze złotego, a przeciwników euro przybywa, wygląda więc na to, że jeszcze długo nie zastąpi naszej narodowej waluty. Obecnie – jak wynika z badania ogólnopolskiego panelu badawczego Ariadna – już 74 proc. naszych obywateli to przeciwnicy wprowadzenia euro w Polsce, a prawie połowa nie widzi żadnej korzyści zamiany złotego na euro. Co ciekawe, największe obawy dotyczą wzrostu cen i obniżenia poziomu życia po wprowadzeniu wspólnej europejskiej waluty, tylko dla co czwartego z nas ważny jest aspekt posiadania własnego, narodowego pieniądza.
Czego uczy kryzys
Nie bez znaczenia dla zmiany frontu nad Wisłą w tej sprawie był kryzys w strefie euro zapoczątkowany w 2008 r. Załamanie rynku kredytów hipotecznych w USA, wysoki dług publiczny w niektórych krajach Unii Europejskiej, nadmierne spekulacje na rynku nieruchomości oraz wzrost inflacji były jego przyczyną. Kraje, w których walutą jest euro, nie miały możliwości samodzielnego zareagowania na kłopoty na rynkach finansowych – nie mogły zmieniać kursów walut ani stóp procentowych, bo za to odpowiada Europejski Bank Centralny. Polska gospodarka znacznie łagodniej przeszła ten kryzys gospodarczy, a złoty jako polska waluta pomagał w niwelowaniu negatywnego oddziaływania globalnego kryzysu finansowego na polską gospodarkę.
Kiedy Donald Tusk został premierem po raz pierwszy, był gorącym zwolennikiem euro w Polsce. Wskazywał nawet 2011 r. jako termin urzeczywistnienia tych planów. Po kryzysie finansowym termin ten został przesunięty w bliżej nieokreśloną przyszłość.
A przecież wspólna waluta ma także swoje korzyści. Jej zwolennikami są głównie przedsiębiorcy, dla których rozliczenia w złotym i euro to dodatkowe utrudnienia. Wyeliminowanie ryzyka kursowego dawałoby przedsiębiorcom działającym na rynkach europejskich większą stabilizację.
Silny trend
Wśród Polaków dominuje jednak przekonanie, iż to narodowa waluta daje niezależność gospodarczą. Nie bez znaczenia jest to, że receptą na kryzys w strefie euro jest jeszcze większa integracja finansowa państw z europejską walutą. A w dobie coraz silniejszych prądów narodowościowych uznanie zyskują takie opinie, wedle których własny pieniądz podtrzymuje tożsamość narodową i odróżnia od innych państw. Czy Niemcy, Francuzi, Włosi i Hiszpanie stracili swoją tożsamość narodową, bo mają w portfelach euro? Nie. Czy Grecja nie wpadłaby w tarapaty, gdyby miała własną drachmę? Oczywiście, że miałaby kłopoty, bo wynikały one z nadmiernego zadłużania się państwa. Ale te argumenty przestają mieć znaczenie dzisiaj, kiedy – podobnie jak tysiąc lat temu – własny pieniądz traktowany jest jako dobro narodowe, daje poczucie niezależności i wyjątkowości. Dla Polaka turysty, płacącego na wakacjach kartą, coraz rzadziej korzystającego z kantoru walut, przeliczanie kursów nie ma znaczenia (choć na tym trochę traci). Dla Polaka przedsiębiorcy działającego na unijnym rynku euro byłoby korzystne.