Wiedzieli o tym pierwsi władcy z dynastii Piastów, wiedzieli o tym kolejni polscy królowie, musimy mieć także tego świadomość i my.

Globalizacja czasów Bolesława Chrobrego to kontakty z całym znanym tysiąc lat temu światem. Rzym wcale nie był najodleglejszym jego zakątkiem, do którego sięgały aspiracje pierwszego króla Polski. Swoich dyplomatów wysłał on nawet do Konstantynopola i choć misja w Bizancjum nic nie dała, dowodzi globalnego myślenia wielkiego Piasta. Państwo księcia Bolesława kontakty handlowe miało też z Kalifatem Bagdadzkim i państwem arabskim na Półwyspie Iberyjskim, czyli na krańcu ówczesnego świata.

Średniowieczny władca zdawał sobie sprawę z korzyści, jakie niesie współpraca z innymi państwami. I to z jak największą liczbą państw. To nie była współcześnie rozumiana globalizacja, która prowadzi do stworzenia jednego świata, bez wyraźnych granic państwowych, w którym nie ma barier dla współpracy gospodarczej czy kulturalnej, a kontakty z drugim końcem globu nie stanowią żadnego problemu. Bolesław Chrobry był aktywnym uczestnikiem globalizacji na miarę swoich czasów.

Zmiany w 2025 roku

Do tej pory Polska pełnymi garściami czerpała z globalizacji. Mogliśmy to robić dzięki wejściu do Unii Europejskiej i rozwojowi technologii informatycznych. Świetnie wykorzystali to nasi przedsiębiorcy, którzy zdobyli nowe rynki, nawet daleko od granic Polski. Skorzystaliśmy też na otwarciu się na świat przyjmując turystów z państw, które jeszcze do niedawna nic albo prawie nic o naszym kraju nie wiedziały. Tłumnie przyszli do nas inwestorzy, którzy w globalnej gospodarce zauważyli, że to u nas jest tania siła robocza (dziś już coraz droższa). To globalizacja zapewniła nam tysiące miejsc pracy w centrach obsługi biznesu tworzonych w Polsce przez międzynarodowe korporacje. Dzięki globalizacji Polacy najpierw ruszyli samolotami na zagraniczne wojaże i wakacje, a potem nauczyli się robić zakupy przez internet sprowadzając nawet najdrobniejsze przedmioty z dalekich zakątków. Globalizacja weszła pod nasze strzechy.

Reklama

I teraz będziemy się tego oduczać? Czy czeka nas nowa globalna układanka? A może powrót do regionalizacji? Czy wojna celna rozgorzeje na dobre. Czym się zakończy? Jak powinna reagować na to Polska?

Musimy dziś – tak jak tysiąc lat temu Bolesław Chrobry – być aktywnym uczestnikiem tworzenia globalnej układanki, na miarę naszych możliwości

Reklama

Te pytania pojawiły się zaraz po tym, jak prezydent Donald Trump po raz drugi został prezydentem Stanów Zjednoczonych. Jego wypowiedzi dotyczące przejęcia Grenlandii, wchłonięcia Kanady jako kolejnego stanu USA i odebrania kanału Panamskiego wywołały najpierw zdziwienie, a potem strach, gdy okazało się, że prezydent USA chce te plany rzeczywiście zrealizować. A kiedy prezydent Trump oznajmił, że zamierza przywrócić stosunki dyplomatyczne z Władimirem Putinem, obawy o koniec dotychczasowego światowego porządku wzrosły jeszcze bardziej. Oliwy do ognia dolała jeszcze wojna celna, po wywołaniu której przez prezydenta USA pojawiły się nawet komentarze o szybkim końcu ery globalizacji.

Zadanie dla Polski

Trzeba sobie zdawać sprawę z tego, że ani o utrzymaniu dotychczasowego układu sił na naszym globie, ani o jego zmianie Polska decydować nie będzie, choć te decyzje wpłyną na naszą obecną sytuację i przyszłość. To sprawa USA i Chin, których władcy (słowo „władcy” użyte celowo) nie będą się liczyły z naszymi opiniami czy potrzebami. Musimy dziś – tak jak tysiąc lat temu Bolesław Chrobry – być aktywnym uczestnikiem tworzenia globalnej układanki, na miarę naszych możliwości. Z tego względu polityka grania na wielu fortepianach, czyli utrzymywanie dobrych relacji z kim tylko się da, z wielkimi i małymi, jest jedynym sposobem zwracania uwagi na rolę, jaką możemy i powinniśmy odgrywać w nowej rzeczywistości geopolitycznej. To dlatego mimo nieprzewidywalności prezydenta Donalda Trumpa musimy go zapewniać o naszej przewidywalności. To dlatego powinniśmy zwiększać swoje wpływy na to, co robi i co w przyszłości będzie robić Unia Europejska. Nie możemy też obrażać się na Chiny, przy uwzględnieniu faktu, że to jednak Stany Zjednoczone są dla nas ważniejsze niż Kraj Środka i jego interesy w Europie.

Musimy być także gotowi na powrót do regionalizacji, choć to wydaje się nieprawdopodobne ze względu na mocno zaawansowaną, dla niewielu już nieodwracalną globalizację.

Ostatnie zapowiedzi premiera Donalda Tuska o repolonizacji polskiej gospodarki są oczywiście elementem prezydenckiej kampanii wyborczej, ale także reakcją na czas niepewności geopolitycznej i gospodarczej. Rzucenie hasła patriotyzmu gospodarczego i obietnice preferowania polskich, a nie zagranicznych firm w zamówieniach publicznych, to nic innego, jak odwrót od globalizacji, a przynajmniej – jak to określił szef polskiego rządu – koniec naiwnej globalizacji.

GS
fot. materiały prasowe