W czwartek w Sejmie odbyła się debata towarzysząca pierwszemu czytaniu projektu noweli budżetu na 2020 rok. Zakłada on, że deficyt wyniesie 109,3 mld zł wobec przewidywanego wcześniej zerowego deficytu. W projekcie przewiduje się, że w 2020 r. dochody budżetu państwa będą niższe od zaplanowanych w ustawie budżetowej na 2020 r. o 36,7 mld zł i wyniosą 398,7 mld zł. Wydatki budżetu państwa zostały zaplanowane na 508,0 mld zł, co oznacza, że będą one wyższe o 72,7 mld zł od przewidzianych w ustawie budżetowej na 2020 r.

Reklama

Przewodniczący sejmowej komisji finansów poseł Henryk Kowalczyk (PiS) podkreślił, że ustawa budżetowa na 2020 rok., która nie zakładała deficytu, była dobrym punktem wyjścia do zmierzenia się z niespodziewaną pandemią koronawirusa. Zwrócił uwagę, że gdyby wcześniej założono deficyt, to dziś mielibyśmy problem.

Kowalczyk zwrócił uwagę, że konieczność noweli budżetu wynika głównie ze spadku dochodów podatkowych, które były i są spowodowane pandemią. Mimo tego jak dodał, rząd skutecznie w tym czasie walczył o utrzymanie miejsc pracy.

Reklama

Poseł podkreślił, że projekt zakłada ponad 100-miliardowy deficyt, ale według niego - "to konieczność". - To jest deficyt bezpieczny, chroniący miejsca pracy, zapewniający środki na inwestycje - przekonywał.

Kowalczyk zauważył, że projekt przewiduje m.in. 3 mld zł na obronę narodową, ponad 12 mld zł na wydatki transportowe (np. budowa dróg).

Dodał, że projekt zakłada także uzupełnienie przychodów ZUS i KRUS o 40 mld zł, tak by te instytucje nie musiały zaciągać kredytów. W noweli przeznacza się także 7 mld zł na rezerwy celowe - które zdaniem Kowalczyka - mają pozwolić rządowi elastycznie reagować w razie potrzeby.

Reklama

Krytycznie o projekcie noweli wypowiadali się przedstawiciele klubów opozycyjnych. KO złożyła też wniosek o odrzucenie projektu w pierwszym czytaniu. Jego poparcie zapowiedziała Lewica.

Posłanka Izabela Leszczyna (KO) przekonywała, że prawdziwy deficyt jest zdecydowanie wyższy niż 110 mld zł i wynosi 300 mld zł. Jej kolega partyjny Dariusz Rosati przypomniał, że na deficyt sektora finansów publicznych, oprócz samego deficytu budżetowego składają się też emitowane obligacje przez BGK i PFR obligacje w zw. z COVID-19.

Leszczyna oceniła, że jednym z głównych mankamentów projektu jest to, że nie ma w nim środków na służbę zdrowia. Za leczenie - jak podkreśliła - Polacy będą musieli zapłacić z własnej kieszeni.

Według niej w projekcie znalazły się za to środki na obietnice wyborcze PiS.

- Na transfery socjalnie PiS nigdy nie miał pieniędzy, a dziś nie ma ich jeszcze bardziej. Dajecie Polakom pieniądze z kredytów. Dajecie 500 zł, trzeba będzie oddać 600 zł - oceniła.

Wtórował jej Dariusz Rosati, który dodał, że projekt zakłada przeznaczenie ponad 20 mld zł w 2021 r. na trzynastą i czternastą emeryturę, czy 1,5 mld zł na górnictwo. Jego zdaniem na inwestycje rząd chce przeznaczyć jedynie 3-4 mld zł.

- Ten budżet jest niekonstytucyjny (zawieszenie reguły wydatkowej) i niebezpieczny. Nie buduje podstaw, jest zasłoną dymną - zaznaczył poseł.

W podobnym tonie wypowiedział się Dariusz Wieczorek z Lewicy, który krytykował projekt za brak wydatków na ochronę zdrowia.

Pytał, czy konieczne są tak duże wydatki na wojsko. - F-35 mają strzelać w koronawirusa - ironizował. - Dziś potrzeba armii pielęgniarek, lekarzy techników laboratoryjnych, ratowników, bo tylko oni pokonają pandemię - nie czołgi i samoloty - zaznaczył Wieczorek.

Dodał, że przez rządy PiS dług publiczny od 2015 r. do 2020 zwiększył się z 836 mld zł do ponad 1 bln 200 mln zł. Na "głowę" - jak wyliczał, to wzrost z 22 tys. zł do 35 tys. zł.

Czesław Siekierski z PSL-Kukiz'15 zwrócił z kolei uwagę, że najważniejszym pytaniem jest to, jak zostaną wydane pieniądze przewidziane w noweli. - Pytanie zasadnicze, na co przeznaczana jest ta kwota, bo na razie mam wrażenie, że kierowano się zasadą, że wszystko można - mówił poseł.

Wszystkie zmiany powinny służyć unowocześnieniu gospodarki, a nie odtwarzaniu tego co było - stwierdził.

Z kolei jego kolega klubowy Krzysztof Paszyk ostrzegał, że drukowanie pieniędzy na dłuższą metę będzie miało poważne skutki dla domowych budżetów, bo ich oszczędności będą topnieć, a koszty życia rosnąć.

- Jako klubowi będzie nam niezwykle trudno zagłosować za nowelizacją - stwierdził poseł.

Występując w imieniu koła Konfederacji poseł Grzegorz Braun projekt nowelizacji nazwał "księgowością kreatywną". Zwracając się do rządu stwierdził, że sprowadza on powszechne niebezpieczeństwo na obywateli, "wzmacnia tendencje wyzysku fiskalnego" i "likwiduje przedsiębiorczość", aby na końcu wszyscy stali się "niewolnikami na pensji budżetowej".

Z kolei poseł Krzysztof Bosak z Konfederacji stwierdził, że trend podnoszenia podatków nie zwolnił, nawet pomimo kryzysu. - Mamy coraz bardziej publiczną dyskusję o uchyleniu progów ostrożnościowych zadłużenia (...) Jeśli tak sobie państwo wyobrażacie bezpieczeństwo polskiej gospodarki to ratuj się kto może - oświadczył poseł.