Afera GetBacku wstrząsnęła polskim rynkiem kapitałowym. Wybuchła dosłownie pod oknami Komisji Nadzoru Finansowego, której siedziba sąsiadowała z biurowcem, gdzie rezydował zarząd spółki. Proceder trwał tak długo, bo na współpracy ze spółką świetnie zarabiały banki, domy maklerskie, towarzystwa funduszy inwestycyjnych i firmy doradcze. Także audytor nie dostrzegł nieprawidłowości w sprawozdaniach finansowych. Dopiero gdy windykator przestał obsługiwać swoje obligacje i poinformował rynek o tym, że jest na ostatniej prostej rozmów z kontrolowanymi przez państwo Polskim Funduszem Rozwoju i PKO BP (informacje okazały się nieprawidziwe i zostały szybko zdementowane), notowania giełdowe GetBacku zostały zawieszone, a do akcji weszli prokuratorzy i agenci CBA.
Podważanie wiarygodności
Od tamtej pory ponad 60 osób usłyszało zarzuty, w tym cały były już zarząd GetBacku. Wiele osób trafiło do aresztu. Od czerwca 2018 r. siedzi w nim były szef spółki Konrad K. Będzie głównym oskarżonym. To, że śledczy domykają pewne wątki dochodzenia, można było wywnioskować już pod koniec lipca z komunikatu, który pojawił się na stronie stołecznej Prokuratury Regionalnej. Można tam znaleźć informacje o tym, że z postępowania zostały wyłączone materiały dotyczące m.in. popełnienia oszustwa w związku z oferowaniem obligacji GetBacku zarówno przez samą spółkę, jak i inne podmioty. – Jeszcze nie zapadła decyzja, czy podejrzani, którzy są na tej liście, będą tożsami z oskarżonymi. Oprócz Konrada K. – twierdzi nasz informator.
Konrad K. jest postacią kluczową dla śledztwa, a jego wyjaśnienia walnie przyczyniły się do postawienia zarzutów licznym osobom. Z naszych ustaleń wynika, że obciążeni przez niego będą próbowali podważać wiarygodność byłego prezesa GetBacku. Tyle że to nie jest tak, iż zarzuty, a teraz akty oskarżenia, są oparte tylko na jego słowach - podkreśla nasz rozmówca z organów ścigania. Teoretycznie w pierwszym akcie oskarżenia mogą pojawić się też inne wątki niż tylko oszustwo, które popełniono wobec obligatariuszy spółki. W śledztwie bowiem ustalono, że w GetBacku miało dojść do wielu innych przestępstw.
Podejrzani mają zarzuty związane z fałszowaniem sprawozdań finansowych, wyprowadzaniem pieniędzy ze spółki, zawieraniem niekorzystnych umów na sumy, które przekraczały koszty usług, albo płacenie za fikcyjne działania na rzecz windykatora. K. obok Szczepana D.-M., także już byłego prezesa Polskiego Domu Maklerskiego (to podmiot, który sprzedawał na masową skalę obligacje GetBacku), wciąż przebywa w areszcie. Trafił do niego prosto z lotniska, kiedy w połowie czerwca 2018 r. wracał z Izraela. Nasze służby podejrzewają, że próbował zorganizować sobie obywatelstwo tego kraju, bo tamtejsze władze nie wydają własnych obywateli. D.-M. miał możliwość wyjścia na wolność, ale nie udało mu się zebrać 5 mln zł poręczenia majątkowego, które ustalił sąd.
Postępowanie w sprawie GetBacku jest wciąż rozwojowe, to znaczy, że można spodziewać się kolejnych zarzutów i zatrzymań. Są jednak wątki już na tyle dobrze udokumentowane, że można je stopniowo przekładać na akty oskarżenia - podkreśla nasz rozmówca. Prokuratorzy zamierzają podzielić akty oskarżenia także ze względów technicznych. To powinno usprawnić pracę sądu, a ta nie jest łatwa w skomplikowanych sprawach finansowych, co pokazały afery Amber Gold czy SK Banku. W obu, podobnie jak w przypadku wrocławskiego windykatora, było wielu poszkodowanych.
Kary już się sypią
Obok postępowania karnego zakończyło się już wiele dotkliwych dla instytucji finansowych postępowań administracyjnych. Głównie tych, które prowadziła Komisja Nadzoru Finansowego. Domy maklerskie i TFI obok kar finansowych potraciły licencje, kary spadły też na sam GetBack oraz instytucje, które z nim współpracowały przy sprzedaży obligacji. Do sprawy włączył się również Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, który badał m.in. sprawy missellingu, czyli oferowania obligacji GetBacku będących produktem wysokiego ryzyka jako alternatywy dla lokat bankowych. Dodatkowo nowy zarząd windykatora sam walczy o odzyskanie pieniędzy w transakcjach, które uznaje za podejrzane (często podobnie widzi je prokuratura), z wynagrodzenia za usługi, których śladu świadczenia dla GetBacku nie może znaleźć lub ocenia ich koszty jako nierynkowo wysokie.
W marcu GetBack pozwał Altus TFI i 12 zarządzanych przez niego funduszy. Chodzi o transakcję sprzedaży przez fundusze EGB Investments, czyli spółki windykacyjnej. W ocenie zarządu spółki i prokuratury cena była zawyżona. EGB był notowany na rynku NewConnect, ale miało dojść do manipulacji kursem, aby jak najdrożej go sprzedać. Zarzuty za transakcję sprzedaży dostał m.in. Piotr Osiecki, znany inwestor i twórca Altusa (opuścił areszt w tym roku). Natomiast pięć osób jest podejrzanych o manipulowanie kursem akcji. GetBack chce w ramach pozwu ponad 134 mln zł. W lipcu udało mu się odnieść pierwszy sukces w tej sprawie – sąd zabezpieczył taką kwotę, która będzie czekała na rozstrzygnięcie sprawy.
Windykator zamierza też pozwać swojego audytora, czyli firmę Deloitte. Wnioskował do niej o wypłatę w sumie blisko 307 mln zł odszkodowania za to, że nie dopatrzyła się ona nieprawidłowości w sprawozdaniach finansowych spółki. Do ugody sądowej nie doszło, a audytor przekonuje, że swoją pracę wykonywał zgodnie ze standardami zawodowymi. „Planujemy złożyć pozew w tym roku. Kwota będzie nie niższa niż wskazana w zawezwaniu do próby ugodowej” – poinformowało nas biuro prasowe GetBacku. Spółka nie wyklucza też, że – podobnie jak w przypadku Altusa i jego funduszy – wystąpi do sądu o zabezpieczenie kwoty potencjalnego odszkodowania od Deloitte