Dariusz Piontkowski, minister edukacji narodowej, zapewnia, że tegoroczne podwyżki dla nauczycieli nie są zagrożone. Jednak samorządowcy i związkowcy zaczęli się niepokoić tym, że choć mamy już sierpień, wciąż nie ma nawet projektu rozporządzenia, które jest podstawą prawną do wypłaty obiecanych od września podwyżek.
Po tym, jak wczoraj spytaliśmy o to resort edukacji, projekt trafił do konsultacji społecznych.
Potrzebne przepisy
Nauczyciele są wśród tych nielicznych grup zawodowych, które otrzymują wynagrodzenie z góry. Nowo zatrudniony stażysta nie musi nawet przepracować godziny w samorządowej szkole lub przedszkolu, aby otrzymać wynagrodzenie. Dopiero w kolejnym miesiącu te uposażenia są korygowane, jeśli pracownik np. zachorował. Dzięki temu nauczyciele formalnie już 1 września powinni otrzymać wynagrodzenia zasadnicze powiększone o 6 proc. W związku ze wzrostem od 1 września 2020 r. o 6 proc. kwoty bazowej dla nauczycieli wzrośnie również wynagrodzenie średnie, którego jednym z elementów jest wynagrodzenie zasadnicze. Po podwyżce kwota bazowa wyniesie 3537,80 zł.
Do tego jednak niezbędna jest nowelizacja załącznika do rozporządzenia w sprawie wysokości minimalnych stawek wynagrodzenia zasadniczego nauczycieli, ogólnych warunków przyznawania dodatków do wynagrodzenia zasadniczego oraz wynagradzania za pracę w dniu wolnym od pracy (t.j. Dz.U. z 2014 r. poz. 416 ze zm.). Stawki zaproponowane w nowym projekcie będą rozpoczynać się od poziomu przyszłorocznej płacy minimalnej, czyli 2,8 tys. zł (patrz infografika).
– To, że w ustawie budżetowej są zagwarantowane podwyżki, to dopiero pierwszy krok do ich realizacji. Zawsze za tym zmieniany był załącznik do rozporządzenia – podane w nim stawki powinny być podwyższone o te 6 proc. Samorządy i dyrektorzy na tej podstawie aktualizują też inne dodatki, które często wzrastają wraz z podwyżką – wyjaśnia Krystyna Szumilas, posłanka PO i była minister edukacji narodowej.
– To jest jawne lekceważenie nauczycieli, bo już w kwietniu powinien ten projekt być uzgodniony – dodaje.
Zniecierpliwieni długim oczekiwaniem byli m.in. samorządowcy. – Podwyżek nie załatwia się przecież z dnia na dzień. Na tej podstawie musimy prześledzić kwoty dodatku i zdecydować o ewentualnych nowelizacjach budżetów lokalnych. Trzeba pamiętać, że każdy taki wzrost pensji zasadniczej utrudnia zapewnienie nauczycielom średniej płacy zagwarantowanej w karcie – mówi Marek Olszewski, starosta toruński. Przestrzega, że jeśli wszystkie składniki wynagrodzeń nie będą skorelowane, to w styczniu samorządy czeka dodatkowy wydatek w postaci jednorazowego świadczenia, tzw. czternastki.
Związkowcy obawiają się również, że podwyżki z budżetu otrzymają tylko nauczyciele zatrudnieni w szkołach, a ci z przedszkoli nie, bo ich prowadzenie jest zadaniem własnym gmin. – Samorządy otrzymały zaniżoną subwencję, bo przecież domagały się 840 mln zł, a dostały zaledwie 100 mln zł. To może sprawiać im kłopoty przy pozyskiwaniu środków dla nauczycieli pracujących w przedszkolach, którym pensje muszą zabezpieczyć sami – mówi Krzysztof Baszczyński, wiceprezes Związku Nauczycielstwa Polskiego.
Zwraca uwagę, że zbyt niska subwencja może okazać się poważnym problemem w wypłacie obiecanych nauczycielom środków. – Teoretycznie mogą one nawet być zablokowane przez nowelizację budżetu, choć mam nadzieję, że do takiej sytuacji nie dojdzie – przekonuje.
Albo wszyscy, albo nikt
Tymczasem rząd czeka wkrótce nie tylko nowelizacja tegorocznego budżetu, lecz także przygotowanie przyszłorocznego. W przyjętych przez Radę Ministrów założeniach do niego przesądzono, że automatycznych podwyżek (tak jak było w tym roku – o 6 proc.) dla całej sfery budżetowej nie będzie. Nie wiadomo na razie, czy będzie to również dotyczyć nauczycieli. W rozmowie z DGP minister finansów pytany o tę kwestię odparł, że nie jest to przesądzone i zależy od decyzji rządu. Związkowcy, choć domagają się 10-proc. podwyżek, mają coraz mniejsze nadzieje, że znajdą się na to pieniądze w budżecie na 2021 r.
– W założeniach i dokumentach przesłanych do członków Rady Dialogu Społecznego pojawił się niepokojący zapis, że – wraz ze sferą budżetową – podwyżek w przyszłym roku nie otrzymają nauczyciele zatrudnieni w szkołach, dla których organem prowadzącym są poszczególne ministerstwa, np. rolnictwa – mówi Krzysztof Baszczyński.
Jednak, jak zauważa, w szkołach resortowych stosuje się Kartę nauczyciela i jeśli ich pracownicy nie otrzymują podwyżek, to nie mogą być wyjątkiem, bo na to nie pozwalają przepisy. – Albo wszyscy, albo nikt – podkreśla wiceprezes ZNP.
Krystyna Szumilas potwierdza, że nie da się w obecnym stanie prawnym przyznać podwyżki nauczycielom samorządowym, pomijając zatrudnionych w placówkach resortowych. Według niej byłoby to niezgodne z przepisami i dyskryminujące.
Sławomir Wittkowicz, przewodniczący Wolnego Związku Zawodowego "Solidarność-Oświata”, nie ma złudzeń – jego zdaniem taki zapis przekreśla nadzieje, że nauczyciele będą tym wyjątkiem od zasady zamrożenia płacy. Jak jednak przekonuje, jeśli rząd nie podwyższy płac, będą kolejne odejścia z zawodu.
Projekt rozporządzenia, który się wczoraj ukazał, uwzględnia już kwotę proponowanej na przyszły rok płacy minimalnej na poziomie 2,8 tys. zł.
– Pod koniec ubiegłego roku, przy ostatniej nowelizacji rozporządzenia, niektóre stawki dla nauczycieli były poniżej płacy minimalnej. Skończyło się na podwyższeniu ich o kilka złotych i zrównaniu do tego poziomu – przypomina Krzysztof Baszczyński. Jego zdaniem wyrównanie na tym etapie również może zwiastować, że nic więcej rząd nie ma do zaoferowania nauczycielom na przyszły rok.
Finanse oświatowe