Komitet Stabilności Finansowej już w najbliższy piątek przeanalizuje, jak spółka GPW Benchmark – dzisiejszy administrator WIBOR-u służącego do wyliczania oprocentowania kredytów – radzi sobie z opracowaniem nowej stawki, która miałaby WIBOR zastąpić. Po 1 stycznia 2020 r. nie będzie go można już używać, bo zasady jego ustalania nie są zgodne z wymogami unijnego rozporządzenia BMR. Zgodnie z nim oprocentowanie można określać tylko na podstawie faktycznej ceny pieniądza na rynku, a taką uzyskuje się jedynie w rzeczywistych transakcjach. A WIBOR jest opisywany na podstawie deklaracji grupy banków, a nie przeprowadzanych operacji między nimi. KSF pochyli się nad następcą WIBOR-u, bo jedna z instytucji kluczowych dla stabilności systemu finansowego - Narodowy Bank Polski - bije na alarm, zarzucając GPW Benchmark duże opóźnienia.

Różnica zdań

Z dokumentów opracowanych w NBP, do których dotarliśmy, wynika, że bank centralny dostrzega duże ryzyko związane nie tylko z tempem prac, ale też z ich dotychczasowymi efektami. I krytykuje wszystkie najważniejsze propozycje administratora.
Jakiej nowej stawki chce GPW Benchmark? Najważniejszy pomysł to obudowanie obecnie funkcjonującego WIBOR-u w nową metodologię, która byłaby zgodna z unijnymi wymogami. Do ustalania stawki w pierwszej kolejności miałyby służyć transakcje między bankami, a jeśli tych by nie było, wówczas można byłoby oprzeć się na kwotowaniach. Przy czym banki musiałyby umieć uzasadnić, dlaczego kwotują tak, a nie inaczej. Brak benchmarka sprawi, że system bankowy może być niestabilny
Reklama
Według administratora pozwoliłoby to zachować ciągłość w stosowaniu stawki referencyjnej ze starym WIBOR-em i jednocześnie wypełniałoby unijne zalecenia. Dopuszcza ono bowiem możliwość stosowania dobrze udokumentowanych deklaracji banków zamiast wycen z transakcji. Wniosek o licencję na stawkę z taką metodologią zamierza złożyć w Komisji Nadzoru Finansowego. NBP jest innego zdania i uważa, że wybór takiej koncepcji może się skończyć nieuznaniem przyjętej metodyki za zgodną z wymogami rozporządzenia BMR.
To oznaczałoby brak licencji od nadzoru - co w praktyce pozbawiłoby polski system finansowy bazy do ustalania oprocentowania kredytów po 1 stycznia 2020 r. i miałoby kolosalne skutki dla stabilności tego systemu, a zwłaszcza banków. W zawartych już wcześniej umowach kredytowych klientów obowiązywałaby albo stawka zero, albo ostatni wyliczony WIBOR. Co w efekcie mogłoby prowadzić do niższych odsetek, niż wynikałyby z faktycznej ceny pieniądza na rynku. I uderzałoby w wynik finansowy banków. Nie pomagałoby też w budowaniu zaufania inwestorów zagranicznych do polskiego rynku, co z kolei np. utrudniałoby rządowi sprzedaż swoich obligacji.

Wariant bułgarski

Na stole są jeszcze dwa inne "nowe" WIBOR-y. Pierwszy to wyliczanie go na podstawie stawek depozytów instytucji finansowych (np. funduszy inwestycyjnych), drugi stawek transakcji repo, czyli takich, w których ktoś kupuje jakiś instrument (np. obligacje) pod warunkiem, że sprzedający zobowiąże się od razu do jego odkupu w przyszłości. Ale w obu przypadkach byłby problem z ciągłością stawki – stopa procentowa oparta na depozytach od instytucji finansowych to coś zupełnie innego niż stawka na bazie depozytów międzybankowych. To grozi sporem prawnym między klientami, którym wyliczono już oprocentowanie kredytów na bazie WIBOR-u, a bankami. NBP sugeruje, że potrzebna byłaby specjalna ustawa, która uregulowałaby ten problem.
Osoby uczestniczące w konsultacjach, z którymi rozmawialiśmy, zwracają uwagę, że bank centralny - krytykując rozwiązania przedstawiane przez GPW Benchmark, w zasadzie nie złożył żadnych alternatywnych propozycji. Ich zdaniem może to oznaczać, że opracowuje jakieś awaryjne wyjście. Jakie? Nasi rozmówcy mówią o tzw. wariancie bułgarskim. Tam bank centralny pozostawił bankom komercyjnym wybór, czy zamiast stosowanego dziś SOFIBOR-u chcą liczyć oprocentowanie na podstawie stopy procentowej Banku Bułgarii czy obowiązującego w strefie euro EURIBOR-u. W Polsce przyjęcie EURIBOR-u byłoby bardzo kontrowersyjne, bo NBP w ten sposób pozbawiłby się podstawowego narzędzia polityki pieniężnej, czyli wpływania wielkością swoich stóp procentowych na cenę pieniądza - mówi nam osoba znająca szczegóły sprawy.
Pomysł, aby WIBOR zastąpić stopą referencyjną NBP, przewijał się już wcześniej. Dwa lata temu wiceminister finansów Piotr Nowak mówił, że stopa procentowa NBP w przypadku nowych kredytów hipotecznych - to pomysł wart rozważenia.
Dzisiaj MF nie zabiera oficjalnie głosu w sprawie tego, jak należy zreformować stawkę służącą wyznaczaniu kosztu kredytu. Wskazuje, że monitoruje, jak radzi sobie z problemem GPW Benchmark, ale z pytaniami odsyła do Komisji Nadzoru Finansowego. Nie ma przeszkód formalnych do stosowania stopy referencyjnej banku centralnego w umowach finansowych lub instrumentach finansowych, o których mowa w BMR - informuje KNF.
Zapytaliśmy NBP, czy rozważa zaproponowanie takiego rozwiązania, gdyby prace nad nowym WIBOR-em zakończyły się fiaskiem. Dałoby to bankowi centralnemu bardzo duży wpływ na kredyt: mógłby decyzją Rady Polityki Pieniężnej bezpośrednio wpływać na jego cenę. NBP na to pytanie nie odpowiedział. W przesłanym do nas e-mailu stwierdza jedynie, że administrator stawek, we współpracy z bankami krajowymi, powinien dołożyć wszelkich starań, aby terminowo spełnić unijne wymogi. Zwraca uwagę, że już w grudniu KSF „zidentyfikował ryzyko” związane z koniecznością terminowego dostosowania stawek do rozporządzenia BMR.
Na najbliższym posiedzeniu KSF miałby jednak pójść dalej. Z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że jego członkowie będą rozważać przyjęcie stanowiska, w którym opisano by dokładnie rodzaj ryzyka związanego z pracami nad nowym WIBOR-em, zasięg jego oddziaływania oraz przewidywane skutki dla systemu finansowego.
Stanowisko ma sformalizowaną formę, jest przyjmowane jako uchwała i ma być sygnałem, że KSF traktuje ryzyko jako poważne, a odpowiedzialni powinni jak najszybciej zrobić wszystko, co możliwe, by to ryzyko zniwelować. Jednocześnie stanowisko nie zostałoby upublicznione, a byłoby skierowane tylko do GPW Benchmark jako administratora stawki i GPW, która jest jego spółką matką - twierdzi nasz informator.

Czas goni

To, czy KSF rzeczywiście przyjmie takie stanowisko, zależy od postawy ministra finansów i przewodniczącego KNF, którzy – obok prezesa NBP i przewodniczącego Bankowego Funduszu Gwarancyjnego – są członkami Komitetu. Komisja poinformowała nas, że jest świadoma zagrożeń, jakie wiążą się z niedotrzymaniem terminu implementacji unijnego rozporządzenia, który mija z początkiem przyszłego roku. Nadzór potwierdza też, że będzie to „nowe źródło ryzyka systemowego” w polskiej gospodarce.
Do niedawna wydawało się, że KNF będzie prezentował stanowisko zbliżone do tego, które od dłuższego czasu prezentuje bank centralny. Jednak przyjście nowego przewodniczącego, który wywodzi się z sektora bankowego, może skończyć się tym, że będzie on skłaniał się ku rozwiązaniom rynkowym - mówi nasz rozmówca z kręgów rządowych. KNF nie chce oceniać propozycji, która została wypracowana przez GPW Benchmark. Będzie bowiem oceniał w ramach postępowania metodologię wyznaczania nowej stawki i dawał zgodę dla jej administratora.
W odpowiedzi na nasze pytania nadzór podkreśla jednak, że aneks do unijnego rozporządzenie BMR wskazuje jasno – w pierwszej kolejności cena pieniądza powinna być wyznaczana w oparciu o transakcje rynkowe między bankami, a dopiero w dalszej kolejności z innych rynków czy wreszcie – na samym końcu – o orientacyjne kwotowania i oceny eksperckie. To nic innego, jak propozycja, za którą optuje GPW Benchmark, czyli kaskadowe obliczanie stawki, na której oparte będą oprocentowania kredytów. Tylko wtedy będzie to miało oparcie w realiach gospodarki.

Stawki do reformy

Dyskusja o potrzebie reformy stawek rynkowych w Europie trwa już dłużej niż dekadę. Przybrała na sile, po tym jak ujawniono manipulacje jednym z najważniejszych benchmarków pokazujących cenę pieniądza pomiędzy bankami, czyli LIBOR (ang. London Interbank Offered Rate). W latach 2005–2009 bankowcy mieli manipulować międzybankowymi stopami kredytowymi. Afera skończyła się śledztwem, karami finansowymi dla banków, wyrokami więzienia dla bankowców. Pokłosiem jest także pojawienie się na forum Unii Europejskiej inicjatywy zmierzającej do zaostrzenia sankcji za tego typu przestępstwa. Najważniejszym efektem jest jednak rozpoczęta debata z udziałem banków centralnych, czym zastąpić LIBOR, EURIBOR, a także nasz WIBOR.
WIBOR (ang. Warsaw Interbank Offered Rate) jest stopą procentową na rynku międzybankowym w Warszawie, po jakiej banki udzielają pożyczek innym bankom. Wyznaczana jest jako średnia arytmetyczna stawek oprocentowania podawanych przez największe banki działające w Polsce. Jest też podstawą do wyznaczania oprocentowania, po jakim instytucje finansowe udzielają kredytów. WIBOR jest wyznaczany dla różnych okresów od ON (ang. overnight), czyli kredytu na jeden dzień po 12 miesięcy.
Wokół polskiej stawki również w ostatnich latach narosło wiele kontrowersji, a gros z nich dotyczy tego, czy odzwierciedla ona rzeczywisty rynkowy koszt kredytu. W 2012 r. ówczesny wiceprezes Narodowego Banku Polskiego Witold Koziński przesłał nawet w tej sprawie do banków komercyjnych pismo z pytaniem, jaka jest rzeczywista cena pieniądza na rynku międzybankowym. Co go zaniepokoiło? Przede wszystkim oderwanie WIBOR od decyzji, jakie podejmuje Rada Polityki Pieniężnej ustalająca wysokość stóp procentowych. Nie krytykował warszawskiej stawki rynkowej, ale zwracał uwagę, że nie pokazuje ona ceny pieniądza w dłuższych okresach.