W rządzie pojawiają się koncepcje ograniczenia możliwości łączenia emerytur z pracą. Mówił nam o tym m.in. szef Komitetu Stałego Henryk Kowalczyk. Pomysł ma dwie wersje. Jedna to prosty wybór: świadczenie albo pensja. Drugi, mniej ostry, miałby oznaczać wprowadzenie limitów możliwych zarobków, po przekroczeniu których emerytura byłaby zmniejszana lub zawieszana. To drugie rozwiązanie działa dziś w odniesieniu do świadczeń wypłacanych przed osiągnięciem wieku emerytalnego. Bez żadnych ograniczeń można dorobić do 70 proc. przeciętnego wynagrodzenia miesięcznie, przy większych kwotach świadczenie jest zmniejszane, a po przekroczeniu 130 proc. – wypłata jest zawieszana. Zakaz łączenia emerytur z pracą działał w poprzednim systemie emerytalnym.
Powody powrotu do tej koncepcji są dwa. Pierwszy – praktyczny. Takie rozwiązanie minimalizowałoby skutki obniżenia wieku emerytalnego. Przy ograniczeniach wiele osób odsuwałoby moment przejścia na emeryturę. To z jednej strony podwyższałoby im świadczenia, z drugiej zmniejszało koszty dla finansów publicznych. To aspekt, na który zwraca uwagę nie tylko rząd. O to, czy po osiągnięciu obniżonego wieku emerytalnego będzie można korzystać z emerytury i pracować, pytała podczas sejmowej debaty posłanka PO Małgorzata Janyska. – Bardzo ważna jest odpowiedź na to pytanie, bo to jest kwestia równowagi finansów publicznych, gdyż pracujący w administracji publicznej będą jednocześnie obciążeniem dla finansów publicznych z tytułu pracy, a z drugiej strony – z tytułu dopłaty do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych – mówiła. Jak wynika z uzasadnienia do ustawy, do 2019 r. koszt obniżenia wieku dla finansów publicznych ma wynieść 40 mld zł.
Drugi powód rozważania zmian to kalkulacje, że dzięki niemu będą się zwalniały miejsca pracy dla młodszych pracowników. Z najnowszych danych ZUS, że maksymalnie taki wpływ dotyczyłby nieco ponad 2 proc. miejsc pracy. Ze statystyk wynika, że w marcu łączyło pracę z pobieraniem świadczenia 370 tys. osób (ok. 7 proc. emerytów) wobec 16-milionowego rynku pracy.
O tym, czy te pomysły mają szansę na realizację, przekonamy się podczas prac nad projektem prezydenckim obniżenia wieku emerytalnego. Eksperci mają wątpliwości. Magda Iga z Instytutu Badań Strukturalnych zauważa, że z powodu złej sytuacji demograficznej państwo powinno wspierać także aktywność zawodową emerytów. – Główna przyczyna dyskusji o zakazie to poczucie, że osoby starsze blokują etaty dla młodych. To specyfika sektora publicznego. Ale z perspektywy makroekonomii będzie to miało negatywne konsekwencje – mówi wiceprezes IBS.
Michał Myck, dyrektor Centrum Analiz Ekonomicznych CenEA, ma wątpliwości, czy wprowadzenie zakazu łączenia emerytury z pracą byłoby konstytucyjne. Zakładając jednak, że udałoby się je legalnie przeforsować, to i tak – jego zdaniem – w pierwszym okresie efekty wprowadzenia zakazu nie byłyby takie, jak oczekiwałby tego rząd. – Gdyby jednak zakaz wprowadzono, to dziś może nie zadziałać – w tym sensie, że nie zmotywowałby on emerytów do pozostania na rynku pracy za cenę rezygnacji ze świadczenia emerytalnego. Stopy zastąpienia roczników obecnie rozważających przejście na emeryturę są stosunkowo wysokie – mówi Michał Myck. Dodaje, że jest jeszcze jeden mechanizm, którego autorzy tego pomysłu chyba nie biorą pod uwagę. Osoby, które nabywają prawa emerytalne, są „wypychane” jako pierwsze z zakładów pracy, gdy pojawia się konieczność ograniczania zatrudnienia. Dzieje się tak i w sektorze prywatnym, i publicznym. Do tego po wprowadzeniu zakazu najchętniej na rynku pracy pozostawałyby osoby o przeciętnych i wysokich zarobkach. W ich przypadku dodatkowy okres składkowy będzie wyraźnie się przekładał na wzrost świadczenia.
– Ale jeżeli ktoś wypracował sobie przez całe zawodowe życie emeryturę poniżej minimalnej, to z jego punktu widzenia bez znaczenia jest, czy przejdzie na emeryturę od razu, czy zechce jeszcze popracować przez kilka lat. Dodatkowy rok czy dwa lata nic nie zmienią. Wiele osób będzie decydowało się na emeryturę, bo nie będzie się im opłacało dalej pracować, skoro i tak nie wypracują sobie emerytury wyższej niż minimalna – uważa Michał Myck.
Eksperci, z którymi rozmawialiśmy, zwracają uwagę na jeszcze jedną kwestię: jeśli zatrzymanie potencjalnych emerytów na rynku się nie powiedzie, to stabilność finansów publicznych może w końcu zostać wystawiona na próbę. Michał Myck wskazuje, że nie chodzi tylko o składki emerytalne płacone przez zatrudnionych, ale również podatki dochodowe. – Zejście z rynku pracy części zatrudnionych oznacza, że rząd straci płacone przez nich podatki – podkreśla.
Ile? Janusz Jankowiak, ekonomista Polskiej Rady Biznesu, tłumaczy, że to zależy od tego, ilu uprawnionych do emerytury zdecydowałoby nie odchodzić z pracy. – Doświadczenia pokazują, że po osiągnięciu wieku emerytalnego ludzie odchodzą z pracy. Biorą świadczenie i jeśli mogą, poszukują innych możliwości dorabiania. Taki zakaz może spowodować, że jakaś część emerytów wróci na rynek pracy, tyle że do szarej strefy – uważa Jankowiak. Dodaje, że ustawodawca i rząd wpadają w pułapkę: z jednej strony niby chcą przywrócić poprzedni wiek emerytalny, z drugiej jakimiś dodatkowymi okolicznościami zachęcić ludzi, żeby pozostali dłużej na rynku pracy.
Jeśli ograniczenia łączenia emerytury z pracą mają mieć sens, powinny funkcjonować albo jako ograniczenia możliwej do dorobienia kwoty, albo z wprowadzeniem granicy wieku, do której zakaz obowiązuje, np. 65 lat.