Przewodniczący Rady Europejskiej Herman Van Rompuy nadal prowadzi dwustronne rozmowy z przywódcami państw UE, określane w unijnym żargonie jako "konfesjonały", które miały według planu zakończyć się o godz. 18. Van Rompuy chce dowiedzieć się od każdego z szefów państw lub rządów, jakie są jego "czerwone linie" nie do przekroczenia, jeśli chodzi o propozycję budżetu UE na lata 2014-20, zanim rozpocznie dyskusję w gronie "27".
"Jeszcze nie widział się z przywódcami Hiszpanii, Francji i Niemiec. Teraz w rozmowach jest przerwa" - powiedziały PAP źródła bliskie Van Rompuyowi.
Dla dalszego przebiegu szczytu kluczowa będzie kolacja w gronie 27 państw (zgodnie z planem miała zacząć się o godz. 20.30, ale jest już duże opóźnienie), która być może rozpocznie się dopiero koło godz. 22. Dyplomaci ujawnili, że podczas kolacji przywódców mają być serwowane tylko kanapki, nie będzie ciepłych dań.
Jeśli Van Rompuy zorientuje się na tej kolacji, że jest za dużo państw wciąż mówiących +nie+, to może zdecydować o odłożeniu dalszych rozmów do piątku rano, albo nawet na kolejny szczyt UE - powiedział dyplomata UE.
Kłopot wciąż polega na delegacji brytyjskiej, która okazała elastyczność, jeśli chodzi o poziom płatności, ale usztywniła się, jeśli chodzi o poziom rabatów - powiedział inny unijny dyplomata. Londyn domaga się utrzymania pełnego rabatu dla siebie, ale nie chce dokładać się na korekty innych płatników netto, które też chciałyby w nowym budżecie UE utrzymać bądź uzyskać zniżki w składkach do unijnej kasy (Niemcy, Holandia, Szwecja, Austria i Dania). To oczywiście zirytowało te kraje.
Kanclerz Angela Merkel przed szczytem mówiła, że osiągnięcie porozumienia może się okazać niemożliwe w tym tygodniu i będzie potrzebna kolejna runda negocjacji. Ale, jak mówią źródła, płatnicy netto na razie wykazują wolę do poszukiwania kompromisu; w Brukseli nie stawiali spraw na ostrzu noża.
Van Rompuy, mówiły źródła, nie chce już dokonywać znacznie większych cięć ponad te, które zaproponował 13 listopada, czyli około 75 mld euro w stosunku do mniej więcej bilionowej propozycji KE (plus 6 mld w instrumentach pozabudżetowych jak fundusz rozwojowy dla państw trzecich). Jego dotychczasowa propozycja zakłada wydatki UE na poziomie 973,2 mld euro (w tzw. zobowiązaniach). Jego nowa propozycja ma zmienić redystrybucję środków w obrębie polityk.
I tak np. w czwartek, jak ujawnił premier Donald Tusk, Van Rompuy zaproponował nowy niższy limit dostępu do funduszy spójności ( w wysokości 2,35 proc PKB). To oznacza ok. 1,5 mld euro mniej dla Polski na lata 2014-20. Polska mogłaby więc w ramach funduszy spójności otrzymać w ciągu siedmiu lat nowej perspektywy finansowej około 72,4 mld euro.
To wciąż więcej niż dla Polski przypada w obecnym budżecie na lata 2007-13 (prawie 68 mld euro).
Polscy dyplomaci mówią, że jest ryzyko dalszych cięć w funduszach spójności. Mogą pojawić się nowe hamulce, tzw. "odwrócone siatki bezpieczeństwa", by ograniczyć fundusze dla państw, które odnotowują wzrost w funduszach spójności w porównaniu z obecnym budżetem. Te kraje to (w kolejności od największego wzrostu): Rumunia, Słowacja i Polska. Polscy dyplomaci mają nadzieję, że jeśli nowy hamulec się pojawi, to w najmniejszym stopniu dotknie on Polskę.
Po sesji w gronie 27 państw z przewodniczącym Parlamentu Europejskiego Martinem Schulzem, Van Rompuy ma położyć na stole negocjacji nową, zrewidowaną po dwustronnych rozmowach wersję budżetu UE.
Szczyt unijny relacjonuje w Brukseli około 1500 akredytowanych dziennikarzy. Van Rompuy jest bardzo zdeterminowany do kompromisu już na tym szczycie. Ostrzega, że brak porozumienia będzie szkodliwy dla wszystkich i dlatego nie wykluczył, że czwartkowo-piątkowe spotkanie zostanie przedłużone do weekendu. Jeśli mimo to rozmowy zakończą się fiaskiem, to kolejny budżetowy szczyt będzie najpewniej w lutym.