Mimo że – jak twierdzi GUS – ogólny klimat w przetwórstwie przemysłowym, budownictwie i handlu detalicznym jest obecnie nieco lepszy niż w marcu, to dla naszej gospodarki stanowi to marne pocieszenie. Wszyscy bowiem żyją jeszcze ubiegłotygodniowymi danymi o marcowej produkcji, które zaskoczyły nawet pesymistów – rok do roku wzrosła ona o zaledwie 0,7 proc.
Wynik okazał się tak kiepski, że wszyscy ekonomiści jak jeden mąż zaczęli zmieniać własne prognozy wzrostu gospodarczego za pierwszy kwartał.
Z powodu słabej dynamiki wzrostu produkcji przemysłowej, a także budowlano-montażowej zredukowałem przewidywania z 3,6 do 3,4 proc. – przyznaje Ernest Pytlarczyk, główny ekonomista BRE Banku. Ja obniżyłem z 3,8-3,9 proc. do 3,6-3,7 proc. – wtóruje mu Marcin Mrowiec, główny ekonomista Pekao SA.
Z uśrednionej prognozy dziesięciu ekonomistów reprezentujących największe polskie banki wynika, że spodziewają się oni, iż w pierwszym kwartale gospodarka wzrosła o 3,43 proc. To duży spadek w porównaniu z ostatnim kwartałem ubiegłego roku, gdy dynamika sięgnęła 4,3 proc. Są jednak jeszcze gorsze informacje – eksperci przewidują, że tempo wzrostu nadal będzie zwalniało i roczna średnia nie przekroczy 3 proc.
Reklama
Impuls związany ze złą sytuacją ekonomiczną strefy euro był i jest silniejszy, niż się spodziewaliśmy. Na początku roku złoty się umocnił, przez co spadek popytu za granicą polscy eksporterzy odczuli znacznie mocniej niż pod koniec ubiegłego roku – zwraca uwagę Dariusz Winek, ekonomista BGŻ.
Eksport netto, czyli różnica między dynamiką wzrostu eksportu a importu, zapewne nadal miał dodatni wkład do PKB, ale nie był on już tak wyraźny, jak np. w trzecim i w czwartym kwartale ubiegłego roku. Wówczas wynosił on odpowiednio 1 pkt proc. i 0,9 pkt proc. Fakt, że nadal jest dodatni, to efekt hamowania inwestycji, które z zasady są importochłonne – im są mniejsze, tym mniejszy jest import.
Do tego najprawdopodobniej mieliśmy do czynienia ze spadkiem wielkości zapasów w firmach – mówi Tomasz Kaczor, ekonomista Banku Gospodarstwa Krajowego, i zwraca uwagę, że to jeden z sygnałów świadczących o tym, że firmy przygotowują się do pogorszenia koniunktury. Najczęściej kurczenie się zapasów idzie w parze z wyhamowaniem dynamiki produkcji – przedsiębiorcy spodziewają się mniejszej liczby zamówień, więc ograniczają produkcję, a bieżące zlecenia realizują z tego, co wyprodukowali już wcześniej i zmagazynowali.
Jarosław Janecki z Societe Generale dodaje, że wpływ na wynik pierwszego kwartału mogła mieć też statystyka – wysoki punkt odniesienia, jakim były bardzo dobre dane z I kwartału 2011 roku. Wówczas PKB urosło o 4,5 proc.
Piotr Bielski, ekonomista BZ WBK, dorzuca jeszcze jeden powód: hamującą konsumpcję prywatną. Podkreśla jednak, że głównego, definitywnego hamulcowego polskiej gospodarki trudno wskazać.
Te czynniki, czyli malejąca dynamika eksportu, inwestycji i konsumpcji, działały z równą siłą – uważa. Jego zdaniem podobnie będzie w kolejnych kwartałach: dynamika konsumpcji prywatnej spadnie poniżej 2 proc., do tego wyhamują inwestycje publiczne. W sumie tegoroczny wzrost gospodarczy zwolnić może nawet do 2,7 proc. PKB – wróży Bielski.
Nie wszyscy jednak są pesymistami. Słaby wynik z pierwszego kwartału, nie musi od razu oznaczać głębokiego spowolnienia w kolejnych – pociesza Radosław Bodys, główny ekonomista PKO BP.