Dawno nie było szczytu, którego każdy rezultat będzie ryzykowny dla Polski. Z jednej strony są propozycje francusko-niemieckiej unii fiskalnej. Mają potencjał do rozmontowania jednolitego rynku UE. Z drugiej Wielka Brytania, potencjalny sojusznik Warszawy, walcząca o jednolity rynek – wiąże rozmowy o ratowaniu euro z negocjacjami nad budżetem po 2013 r.
– Niektórzy sądzą, że uda im się uratować swoje pieniądze, narażając na szwank jedność Wspólnoty. To diabelska alternatywa, która przypomina deklarację premiera Neville’a Chamberlaina po powrocie z Monachium. Wydawało mu się, że uratował pokój. A naprawdę okrył się hańbą i nie uniknął wojny – ostrzegł wczoraj na zjeździe chadecji Donald Tusk. Chce się podpisać pod planem unii fiskalnej, ale chce też zachować jedność Unii. Trudno pogodzić te cele.
„DGP” analizuje propozycje, które są dla Polski groźne. Jedną z nich jest harmonizacja podatków od zysków firm (CIT), które we Francji i w Niemczech są o wiele wyższe niż w naszym kraju. Niskie stawki CIT są dziś jednym z powodów zainteresowania Polską ze strony zagranicznych inwestorów. Kolejny punkt to „koordynacja polityki wspierania wzrostu” uderzająca w jednolity rynek. Propozycja daje możliwość wypłaty przez Berlin i Paryż pomocy własnym firmom, by były bardziej konkurencyjne. Oba kraje dążą też do wprowadzenia wspólnych regulacji dotyczących warunków zatrudnienia. Może to osłabić atut polskiej gospodarki, jakim są relatywnie niskie koszty pracy. Kontrowersyjny jest też system podejmowania decyzji w przyszłym funduszu stabilizacji, który proponują Niemcy i Francuzi. Decyzje miałyby tu być podejmowane kwalifikowaną większością 85 proc. państw Rady UE, co daje Paryżowi i Berlinowi prawo weta, ale Warszawie – przy założeniu, że jesteśmy w unii walutowej – już nie.
Merkel i Sarkozy próbują przekonywać, że ich propozycje to zbawienie dla Europy i nie ma mowy o podziałach na Unię różnych kategorii. Były prawnik Rady UE Jean-Claude Piris uważa jednak, że cała UE nie jest w stanie iść w kierunku unii politycznej. Dlatego – proponuje – trzeba budować równolegle „Europę pierwszej prędkości”, z osobną małą Komisją i bez europarlamentu. Jego opinia oddaje nastroje establishmentu Berlina i Paryża. Przypomnijmy, że Piris kierował pracą prawników przygotowujących wszystkie traktaty UE, począwszy od traktatu z Maastricht po lizboński. Teraz lansuje tezę, że awangarda Europy powinna ujednolicać maksimum spraw. Nie tylko dyscyplinę finansów publicznych, ale i polityki gospodarcze, przemysłową, obronną i socjalną. Polska musi sobie odpowiedzieć na pytanie, czy po drodze jej z takim pomysłem.
To, co się dzieje w Europie, ma wiele innych raf. Premier Wielkiej Brytanii David Cameron wiąże zgodę na utworzenie unii fiskalnej z zobowiązaniem Paryża i Berlina do ograniczenia budżetu UE na 2014-2020. Jeśli postawi na swoim, Polska, która jest największym beneficjentem Brukseli, straci też najwięcej. – W waszym interesie jest dążenie do odseparowania spraw budowania tzw. unii stabilności i negocjacji budżetowych – komentował niedawno w rozmowie z „DGP” wysokiej rangi urzędnik Komisji Europejskiej.
Sytuacja jest paradoksalna. Po siedmiu latach członkostwa w UE, w czasie polskiej prezydencji bierzemy udział w wydarzeniu, które jest antytezą tego, jak powinna działać Wspólnota naszych marzeń.
Unia, w której dziś żyjemy, nie jest Wspólnotą marzeń