Minister finansów Jacek Rostowski zapowiedział, że środków unijnych, które dostanie w tym roku z Brukseli, nie będzie wymieniał w NBP, ale przynajmniej częściowo zrobi to na rynku walutowym. W tym roku będzie miał do dyspozycji 14 mld euro, a w przyszłym nawet 18 mld.
Celem operacji ma być wzmocnienie złotego. Dzięki temu polscy importerzy będą taniej kupować za granicą żywność i paliwo, czyli produkty najbardziej napędzające inflację. Wzrost wartości polskiej waluty jest też możliwy poprzez podniesienie stóp procentowych. To jednak mogłoby negatywnie wpłynąć na spowolnienie wzrostu gospodarczego.
Pierwszy skutek wspólnej zapowiedzi ministra Rostowskiego oraz szefa Narodowego Banku Polskiego Marka Belki było widać już wczoraj. Po wspólnej konferencji złoty wzmocnił się o ponad dwa grosze.
Reklama
Ekonomiści uważają, że same kwoty – choć duże – nie wystarczą, by osiągnąć długotrwały efekt. Dr Jakub Borowski, główny analityk Invest-Banku, szacuje, że 14 mld euro, jakie do końca roku może na interwencję przeznaczyć NBP, to około 1 proc. obrotów na rynku. – To, co będzie miało wypływ na kurs, to sama zmiana strategii i jej wpływ na oczekiwania rynku. Raczej nie spodziewałbym się znaczącej aprecjacji – mówi ekonomista.
Dlatego działania MF należy traktować jako uzupełniające wobec podnoszenia stóp procentowych przez Radę Polityki Pieniężnej. – Najbardziej oczywisty instrument to podwyżki stóp procentowych, i w tym kontekście spodziewam się zarówno interwencji, jak i podwyżki stóp – mówi ekonomista Ryszard Petru.
Ale działania resortu finansów mogą spowodować, że podwyżki stóp nie będą musiały być tak wysokie lub tempo ich podnoszenia będzie wolniejsze. Sugerował to wczoraj szef NBP, mówiąc, że pomoże to „w ograniczeniu presji na podwyżki stóp”. To może z kolei pomóc wzrostowi gospodarczemu. Rząd założył bowiem w przyszłym roku znaczący wzrost inwestycji prywatnych, jeśli stopy będą szły w górę, inwestycji będzie mniej, a wzrost PKB wolniejszy. – Umocnienie złotego, gdyby było znaczne, byłoby teraz dużo bardziej efektywnym instrumentem obniżania inflacji niż stopy procentowe – uważa prof. Stanisław Gomułka, ekonomista BCC.
Nie ma natomiast mowy o uleganiu opozycji. Dlatego Belka i Rostowski w komunikacie skrytykowali takie pomysły jak obniżka akcyzy na benzynę czy dodatek drożyźniany jako zwiększające ryzyko utrwalenia podwyższonej inflacji, zagrażające finansom publicznym i osłabiające wzrost PKB. – Nie będziemy gasili ognia benzyną, konsolidacja finansów publicznych i podwyżki stóp to klasyczne instrumenty przeciwdziałania wzrostowi cen – mówił Belka.
Jednak nikt nie ma wątpliwości, że działania NBP i resortu finansów będą skuteczne, o ile sytuacja na świecie także się ustabilizuje.