Co miesiąc Polak przeznacza średnio 1572 zł na opłacenie dziewięciu podstawowych rachunków. A przynajmniej taką kwotę zadeklarowali ankietowani przez Kantar Millward Brown na zlecenie Krajowego Rejestru Długów. KRD na bazie tych deklaracji stworzył drugą część raportu „Portfel statystycznego Polaka”, którą dziś publikuje.
Najważniejszy wniosek: w ciągu trzech lat od poprzedniego tego typu badania najważniejsze obciążenia budżetów rodzinnych zwiększyły się aż o 61 proc. Przy czym mowa tu o rachunkach naprawdę podstawowych: za prąd, telefon, wodę, wywóz śmieci czy gaz. W tym koszyku są jeszcze kablówka, internet, czynsz za mieszkanie oraz rachunki za energię cieplną. W 2015 r., gdy autorzy badania spytali respondentów po raz pierwszy o ich wydatki, w sumie wszystkie opłaty pochłaniały 976 zł miesięcznie, czyli o 596 zł mniej niż obecnie.
Co takiego się stało? Trudno to racjonalnie wytłumaczyć, patrząc na dane GUS o inflacji w ostatnich trzech latach. W 2015 r. i 2016 r. mieliśmy nawet deflację, czyli roczny spadek cen: odpowiednio o 0,9 i 0,6 proc. Wyraźniej towary i usługi podrożały w 2017 r., ale 2-proc. inflację też trudno nazwać drożyzną. Co więcej, ceny w takich kategoriach usług, jak użytkowanie mieszkania czy energii nie odstawały od przeciętnego poziomu podwyżek. Dla przykładu: gdy inflacja w grudniu 2017 r. wynosiła 2,1 proc., nośniki energii drożały o 2,6 proc. rok do roku.
Choć autorzy raportu nie odpowiadają na to pytanie wprost, to na podstawie ich zestawień można postawić hipotezę, że wzrost opłat nie wynika ze zmiany cen, tylko ze zwiększonej konsumpcji. A ta rośnie wraz ze wzrostem dochodów. Najlepiej widać to w kształtowaniu się opłat za telefon. To druga co do ważności płatność wymieniana przez respondentów Kantar Millward Brown. Średnie miesięczne obciążenie wynosi w tym przypadku 102 zł. Ale w gospodarstwach domowych, gdzie dochód netto jest najwyższy – powyżej 6 tys. zł netto – średnia opłata wynosi 139 zł. I odwrotnie: w rodzinach z najniższym dochodem, poniżej 2 tys. zł na rękę, przeciętny rachunek telefoniczny to 57 zł miesięcznie.
Według autorów raportu podobnie jest z rachunkami za wodę: w ciągu trzech lat średnie miesięczne wydatki na nią wzrosły o ponad połowę. I to nie dlatego, że dostawa wody tak drastycznie podrożała. Eksperci KRD wiążą to raczej z tym, że gospodarstwa domowe wraz z poprawą swojej sytuacji materialnej przestają na wodzie oszczędzać.
Pośrednich dowodów na potwierdzenie tezy „im większe dochody, tym wyższe wydatki” jest w raporcie więcej. Są to np. dane o obciążeniu długiem. Miesięczna rata od kredytów konsumpcyjnych i pożyczek to obecnie średnio 706 zł. Przed trzema laty było to 439 zł, co może świadczyć o tym, że dzięki lepszej sytuacji finansowej poprawia się nasza zdolność kredytowa, i chętnie to wykorzystujemy. Rośnie też zainteresowanie innymi produktami finansowymi, bez których wcześniej można było się obejść, np. ubezpieczeniem.
– Nie pytaliśmy o motywację, dlaczego Polacy z jednych usług korzystają, a z drugich nie. Ale wzrost świadomości i dochodów odgrywają tu rolę. To trochę jak z domem czy jego obejściem – jak właściciel biedny, to i budynek, i otoczenie zaniedbane. Ale jak staje się bardziej zamożny, to wtedy zaczyna mu bardziej zależeć na tym, żeby lepiej wyglądać i wydaje na to pieniądze – ocenia Adam Łącki, prezes Krajowego Rejestru Długów. Wiązanie wzrostu wydatków z coraz wyższymi dochodami uważa za logiczne, bo – jak mówi – Polacy mogą sobie pozwolić na rzeczy, na które wcześniej nie było ich stać.
KRD zwraca przy tym uwagę, że taka sytuacja stanowi pułapkę. – Wraz ze stanem posiadania rosną też nasze potrzeby czy indywidualne zachcianki – mówi Łącki. Zwraca uwagę na kształtowanie prokonsumpcyjnych wzorców zachowań, zwłaszcza w mediach społecznościowych i przez show-biznes. Dotyczy to przede wszystkim młodych osób, co pokazują inne badania finansowane przez KRD, dotyczące zadłużenia wśród przedstawicieli pokolenia Y, czyli w grupie wiekowej 25–35 lat. – W Krajowym Rejestrze Długów ich dług przekracza już 6,5 mld zł. Wychowywali się w okresie transformacji gospodarczej, dlatego obce są im ograniczenia. Nie wiedzą, co znaczy oszczędzać latami na samochód lub czekać 15 lat w kolejce na mieszkanie w spółdzielni – mówi Łącki. Ten brak przezorności może być niebezpieczny w przypadku np. utraty źródła dochodów. Brak oszczędności może szybko wpędzić w zbyt duże zadłużenie.
Na razie problemu nie ma: młodzi deklarują, że po opłaceniu wszystkich swoich rachunków zostaje im dość dużo pieniędzy – średnio ponad 2600 zł miesięcznie. To więcej od przeciętnej, która też nie jest niska. Bo choć rachunki rosną, a większość ankietowanych określa koszty życia jako wysokie, to jednak przeciętnie po opłaceniu najważniejszych obciążeń pozostaje w portfelu 1679 zł. To według 30 proc. pytanych nie tylko wystarcza na zakup jedzenia, ubrań, artykułów chemicznych i kosmetyków, ale także na pokrycie kosztów rozrywki, a nawet pozwala odłożyć coś na przyszłość.
Jak wynika z raportu, oszczędności są największe w tych grupach, które jednocześnie najwięcej wydają na opłaty. W tej kategorii z kwotą 1834 zł miesięcznie na podstawowe opłaty przodują osoby z dochodem powyżej 6 tys. zł, wyprzedzają mieszkańców największych miast, którzy co miesiąc płacą 1786 zł. Dla porównania, mieszkańców małych miasteczek podstawowe rachunki kosztują 1348 zł.