Do końca marca firma rekrutacyjna Ranstad musi znaleźć 80 tzw. oficerów łącznikowych, którzy będą obsługiwali spotkania urzędników unijnych przyjeżdżających do naszego kraju. Muszą być gotowi do pracy 1 lipca, gdy Polska przejmie przewodnictwo w Radzie Unii Europejskiej. Zarobki nie są może rewelacyjne, bo maksymalna stawka wynosi ok. 3,5 tys. zł brutto, ale chętnych nie brakuje.

Podstawa to języki

Podstawowym warunkiem, jaki muszą spełnić kandydaci, jest biegła znajomość co najmniej dwóch języków. W cenie są zwłaszcza ci, którzy nie tylko znają angielski lub francuski, lecz także mówią po norwesku, turecku, islandzku, słowacku lub portugalsku. Do ich zadań będzie należała sprawna organizacja przejazdów i spotkań zagranicznych delegacji przyjeżdżających do Polski z krajów UE oraz innych państw europejskich.
– Oficer musi odebrać urzędników z lotniska, zakwaterować w hotelu, zorganizować im wszystkie spotkania, a po zakończeniu konferencji odwieźć na lotnisko – wylicza Kamila Wawrzynkowska z firmy Randstad, która na zlecenie MSZ prowadzi rekrutację. – Ma też błyskawicznie pomagać w przypadku pojawienia się jakiegokolwiek problemu i cały czas być do dyspozycji. Oficer dostanie ok. 3 – 3,5 tys. zł brutto za miesiąc pracy na umowę-zlecenie podpisaną na pół roku prezydencji.
Reklama
Najwięcej zgłoszeń wpłynęło od absolwentów, a także studentów ostatnich lat politologii, stosunków międzynarodowych i europeistyki. To dla nich okazja do poznania ciekawych osób, nauczenia się protokołu dyplomatycznego i sprawdzenia, jak od środka wygląda organizacja międzynarodowych spotkań. Takie doświadczenie może pomóc im w przyszłości zdobyć pracę w jednym z unijnych urzędów.
Reklama
Zgodnie z ustaleniami traktatu akcesyjnego Polsce przysługuje ponad 1340 etatów w Komisji Europejskiej i ok. 2000 tys. w innych instytucjach Wspólnoty. Są to stanowiska tłumaczy, prawników, sekretarek i administratorów.



Ile można zarobić

Nabór przeprowadza Europejskie Biuro Doboru Kadr (EPSO). Chętnych jest wielu, ale proces rekrutacji jest żmudny: rozpoczyna się serią testów i może trwać nawet dwa lata. Pierwszym etapem jest zawsze przesłanie zgłoszenia, na podstawie którego urzędnicy kwalifikują kandydatów do testu preselekcyjnego. Są to pytania wielokrotnego wyboru. Pomyślne przejście tego testu oznacza przystąpienie do drugiego etapu – testu pisemnego. Może on polegać, w zależności od stanowiska i instytucji, na przykład na przygotowaniu raportu na podstawie określonych materiałów albo napisaniu krótkiego expose. Test ten z reguły jest dwujęzyczny – jedno zadanie trzeba będzie wykonać w języku obcym, drugie – w ojczystym.
Kandydaci z najlepszymi wynikami zapraszani są do Brukseli na rozmowę kwalifikacyjną. Jeśli ją przejdą, znajdą się na liście, z której urzędnicy na kierowniczych stanowiskach będą mogli wybierać sobie pracowników. Najwięcej szczęścia mają ci, którzy dostaną kontrakt bezterminowy i status urzędnika mianowanego.
Inna grupa to urzędnicy kontraktowi. Instytucje korzystają z nich w nagłych sytuacjach, np. gdy urzędnik mianowany zachoruje.
Płace w instytucjach unijnych są poszeregowane na grupy: urzędnicy tzw. pierwszego, najniższego szczebla zarabiają ok. 2,5 do 4,6 tys. euro miesięcznie. Jest ich najwięcej, bo 85 proc. Średni szczebel to ok. 4,6 – 7,5 tys. euro (11 proc. zatrudnionych). Pozostali to urzędnicy najwyższego szczebla, których zarobki sięgają 12 – 17 tys. euro. Do tego dochodzi kilkadziesiąt tys. euro różnych dodatków, takich jak np. dodatek za rozłąkę, na dziecko, na edukację itp. Na emeryturę urzędnik idzie po 37 latach pracy lub w wieku 63 lat, ale może też ubiegać się o wcześniejsze świadczenie już od 55. roku życia.