Nad ustawą pomocową pracuje Kancelaria Prezydenta przy udziale przedstawicieli resortu finansów, co ma zapewnić wzięcie pod uwagę aktualnych wskaźników gospodarczych. Swoje uwagi zgłaszają także przedstawiciele kredytobiorców.

Reklama

– Chcielibyśmy, by ustawa do 15 stycznia trafiła pod obrady Sejmu, i takie mamy założenie, ale dotrzymanie terminu zależy od wielu rzeczy, m.in. tego, jak się rozwiąże kwestia podatku bankowego – wyjaśnia Mariusz Zając ze stowarzyszenia Stop Bankowemu Bezprawiu. Jednak Pałac Prezydencki nie chce składać jednoznacznych deklaracji w tej sprawie.

– Projekt wymaga analiz. Mamy koniec roku, a zamykanie sprawozdań finansowych w bankach komercyjnych to także ważny element, dzięki niemu można ocenić sytuację kapitałową banków, wszystkie te elementy, które mają wpływ na stabilność finansową sektora. To działania bardzo odpowiedzialne, nie ma co myśleć o wielkim pośpiechu, bo to musi być dobry projekt – przekonuje Zdzisław Sokal, doradca ds. gospodarczych prezydenta Andrzeja Dudy. Bo wersja szykowana w Pałacu Prezydenckim musi godzić trzy rodzaje interesów: frankowiczów, banków i rządu.

– Działania opierają się na dwóch filarach: pomocy dla osób z kredytami frankowymi, które są w najgorszej sytuacji, ale też zachowania stabilności finansowej całego sektora bankowego – zapewnia Zdzisław Sokal.

Bo jeśli rozwiązanie za bardzo uderzy w banki, to zmniejszy nie tylko wpływy z nowego podatku, ale także możliwość udzielania przez instytucje finansowe kredytu i wspierania gospodarki. A to także na uwadze musi mieć Prawo i Sprawiedliwość, którego posłowie ostatecznie będą ustawę uchwalać.

– Trwają rozmowy. Mamy PKO BP, który kupił Nordeę obciążoną kredytami hipotecznymi, i musimy szukać rozwiązania, by nie uderzyć w nasz największy bank – opisuje sytuację jeden z posłów PiS.

Dlatego, jak mówi Sokal, żadne rozwiązania pomocy dla frankowiczów nie są wykluczone, co oznacza, że maleją szanse, by projekt ukazał się w zapowiadanej kilka miesięcy temu wersji: przewalutowanie po kursie z dnia wzięcia kredytu, najbardziej korzystnej dla kredytobiorców, ale najbardziej uderzającej w banki.

Reklama

O tym, że ustawa frankowa musi jeszcze poczekać, mówi nam też minister Henryk Kowalczyk, szef Stałego Komitetu Rady Ministrów. Ale, jak zaznacza, nie oznacza to, że zrezygnowano z projektu.

– Do sprawy wrócimy zapewne już w styczniu – ocenia minister.

W nieoficjalnych rozmowach przedstawiciele rządzącego PiS przyznają, że teraz priorytetem jest podatek od instytucji finansowych. Zdają sobie sprawę, że równoczesne nałożenie podatku i rozwiązanie problemu kredytów frankowych kosztem banków (a takie deklaracje padały w kampanii wyborczej) może narazić sektor na destabilizację. Już samo nałożenie nowych obciążeń wynikających z regulacji unijnych i nowego podatku postawi część banków na granicy rentowności. Narodowy Bank Polski ocenia, że o ile dziś są cztery takie podmioty, o tyle po ujawnieniu się wszystkich skutków dodatkowych zobowiązań może ich być już 12. To banki, które zgromadziły ok. 100 mld zł depozytów od klientów.

Jakie są te nowe obciążenia? Przede wszystkim banki będą musiały stosować podwyższone wymogi kapitałowe. Całkowity współczynnik kapitałowy (czyli stosunek kapitału banku do wartości aktywów wyliczonej przy uwzględnieniu rodzajów ryzyka) ma wynosić w przyszłym roku 13,25 proc. (obecne 12 proc.).

Jeszcze wyższe wymagania obejmą banki zaangażowane w walutowe kredyty hipoteczne (Komisja Nadzoru Finansowego ustala je odrębnie dla każdego z takich banków). Wypełnienie kryteriów będzie oznaczało, że instytucje finansowe będą musiały przeznaczyć wypracowywane zyski na kapitał – a te są coraz mniejsze. W tym roku do października zarobiły 11,4 mld zł, o 21 proc. mniej niż rok wcześniej.

Bankowcy skarżą się też na dodatkowe obciążenia na rzecz Bankowego Funduszu Gwarancyjnego. Wypełnienie gwarancji depozytów upadających SKOK-ów to ok. 3 mld zł, do tego blisko 2 mld zł może kosztować wypłata depozytów klientom SK Banku.

Z tytułu podatku bankowego sektor miałby zapłacić do 4,3 mld zł (według wyliczeń Komisji Nadzoru Finansowego). Jaki byłby koszt przewalutowania? W zachowawczym wariancie przygotowanym przez poprzednią koalicję PO-PSL, w którym tylko część kredytobiorców mogłaby z tego skorzystać, a koszty dzielone byłyby po równo między bank i kredytobiorcę, sektor zapłaciłby 9–9,5 mld zł.