Takiego domu towarowego Warszawa jeszcze nie miała. Tuż przed Bożym Narodzeniem przy Alejach Jerozolimskich na powierzchni przeszło 20 tys. metrów kwadratowych drzwi otworzy galeria najdroższych marek świata. Za projektem stoi krakowska rodzina Likusów, Strategię budowania oazy luksusu w stosunkowo ubogim społeczeństwie Wiesław, Tomasz i Leszek Likusowie wdrażają od połowy lat 90. I to z doskonałym skutkiem. Według tygodnika „Wprost” z majątkiem przekraczającym miliard złotych bracia zajmują 24. miejsce na liście najbogatszych Polaków, a ich firmy z obrotami kilku miliardów złotych należą do ścisłej czołówki kraju.
Nowa galeria nie jest jednorazowym wybrykiem Likusów. Kilkaset metrów dalej trwa remont dawnego hotelu Warszawa. Kilka miesięcy temu wydali na niego 150 mln zł. Przed Euro 2012 ma tu zacząć działać najbardziej luksusowy hotel w stolicy, przy którym nawet legendarny Bristol straci blask.
– Jednym z sekretów powodzenia Likusów jest umiejętność rozpoznania rynku przed innymi. Dziś budują największą sieć luksusowych hoteli, bo przewidują, że za kilkanaście lat liczba zamożnych cudzoziemców przyjeżdżających do naszego kraju się zwiększy – mówi „DGP” Andrzej Szafrański, redaktor naczelny miesięcznika „Hotelarstwo”.
Komputery, alkohol, hotele
Początki rodzinnego biznesu były typowe dla polskiego kapitalizmu. W 1987 roku, gdy upadający reżim otworzył pierwsze możliwości działania dla przedsiębiorców, najstarszy z braci, Wiesław, zaczął sprowadzać z Azji części do komputerów i robić z nich tzw. składaki. Biznes rozwijał się znakomicie. Ale też szeregi konkurentów, którzy wpadli na ten sam pomysł, rosły lawinowo. Likusowie szybko zorientowali się, że zarobek szybko się skończy. I zainwestowali kapitał tam, gdzie wysoka marża zysku wydawała się bardziej stabilna: w towary akcyzowe. Na początku lat 90. kupili udziały w fabrykach papierosów w Radomiu i Poddębicach, a także przejęli większościowe udziały w Browarze Głubczyce. Jednak już w połowie dekady sytuacja i tu zmieniła się jednak radykalnie. Na polski rynek wkroczyły międzynarodowe koncerny, dla których Polska stała się wystarczająco stabilna, aby zainwestować. Likusowie zrozumieli, że na długą metę nie mają z nimi szans. Postanowili szukać niszy, która okaże się długo niedostępna dla zagranicznych potentatów.
Zaczęło się od zakupu w 1997 roku dogorywającego wówczas, najstarszego hotelu w Krakowie – Pod Różą. To był zapewne najbardziej ryzykowny moment w karierze biznesowej Likusów, który miał rozstrzygnąć albo o upadku rodzinnego imperium, albo jego przejściu do ligi wielkich graczy. Bo biznes hotelowy w Polsce to ciężki kawałek chleba. Jak podaje GUS, przeciętnie tylko co trzeci dzień pokoje znajdują klientów. I to za średnią cenę wahającą się od 100 do 150 zł, zdecydowanie mniejszą niż na Zachodzie. A koszty stałe hotele mają niemal takie same, czy są klienci, czy nie, trzeba przecież utrzymać personel, restaurację czy basen.
Licząc, że strumień pieniędzy z papierosów i alkoholu zbyt szybko się nie wyczerpie, Likusowie postanowili jednak pójść na całość. Za cenę dziesiątek milionów złotych przywrócili hotelowi Pod Różą dawną świetność w każdym detalu. Zagrali też na próżności ludzi, oferując nocleg, jeśli nie w tym samym łóżku, to przynajmniej tym samym pokoju, w którym zasypiał car Aleksander i Franciszek Liszt.
Hotel Pod Różą wystartował razem z popularnością Krakowa wśród zachodnich turystów. To zachęciło Likusów do pójścia za ciosem. Dziś w swoim inwestycyjnym portfolio mają siedem luksusowych hoteli. Najbardziej prestiżowy jest krakowski Copernicus. W pokoju numer 103 z freskami czterech ojców Kościoła z początków XVI wieku i widokiem na oddalony o 150 metrów Wawel mieszkał George W. Bush. Dziś każdy z nas może przeżyć taką samą noc jak amerykański prezydent, jeśli wyłoży 2 tys. zł. Katowicki Monopol to z kolei miejsce, gdzie odbyło się huczne wesele Jana Kiepury i Marty Eggerth. Zaś w przedwojennym hotelu o tej samej nazwie we Wrocławiu, który też należy do rodziny Likusów, zatrzymywała się Marlena Dietrich, a po wojnie Zbyszek Cybulski kręcił słynną scenę przy barze z filmu „Popiół i diament”.
Znawcy branży twierdzą, że do pełnego szczęścia brakuje Likusom sopockiego Grandu i mieszczącego się niemal vis a vis Pałacu Prezydenckiego najstarszego hotelu Warszawy – Europejskiego. W obu przypadkach warunki przejęcia nie spełniały jednak wymogów biznesowych Likusów.
W negocjacjach są jak walec
– To są ludzie o bardzo dużej ogładzie. Ale kiedy przychodzi do interesów, stają się bezwzględni. Realizują strategie jak ciężki walec drogowy – mówi, prosząc o zachowanie anonimowości, szef firmy, który przeprowadził dwie transakcje z Likusami.
Strategiczne decyzje bracia zawsze podejmują w trójkę. Leszek ma najwięcej do powiedzenia, gdy idzie o atrakcyjność historyczną i architektoniczną obiektu. Tadeusz to z kolei typ systematycznego księgowego, który na co dzień kontroluje działalność przedsięwzięcia. Najstarszy Wiesław, z wykształcenia inżynier, ma natomiast rozstrzygające zdanie, jeśli chodzi o opłacalność finansową transakcji.
Przed ostateczną decyzją Likusowie zamykają się w oddzielnym pokoju i przy oparach cygar Villigera, których niewielką fabryczkę zbudowali pod Krakowem, kreślą plany na przyszłość. Ale reszta rodziny też jest ściśle włączona w prowadzenie interesów. Kasia, żona Leszka, zarządza restauracjami hotelowymi.
Rodzinny charakter grupy to drugi, obok umiejętności przewidywania zmian na rynku, atut Likusów. Nie chodzi tylko o zachowanie tajemnic biznesowych w wąskim gronie – pracownicy firmy jak jeden mąż odmawiają udzielania informacji o pracodawcach. Grupa potrafi też skuteczniej od zwykłych spółek utrzymać dyscyplinę potrzebną do prowadzenia obiektów na najwyższym poziomie. Międzynarodowe koncerny hotelowe, które do tej pory kojarzyły nam się ze szczytem luksusu, tak naprawdę oferują zunifikowany produkt zarządzany z odległej o tysiące kilometrów centrali w Londynie czy Nowym Jorku. Rodzaj hotelowego McDonalda z premią dla bogatszych klientów. I w tym, ze względu na ogromny potencjał finansowy, biją każdego polskiego konkurenta na głowę.
Likusowie, jako jedni z nielicznych, odważali się jednak nie oddawać w zarząd swoich obiektów którejś z międzynarodowych marek, aby kosztem przekazania właścicielowi franczyzy 6 – 10 procent zysków mieć pewność robienia interesów. Woleli pozostać na swoim za cenę większego ryzyka.
Uciążliwość polskich procedur administracyjnych paradoksalnie okazała się trzecim, być może kluczowym atutem przy budowie potęgi Likusów. Tam, gdzie zachodnie koncerny dawały za wygraną, bracia walczyli dalej.
Gdy na przełomie wieków warszawski ratusz odmówił sprzedania atrakcyjnej działki, Wiesław, Leszek i Tadeusz postanowili odnaleźć spadkobierców przedwojennych właścicieli gruntu i odkupić od nich roszczenia. W 2003 roku inwestycja została jednak zablokowana przez ówczesnego naczelnego architekta miasta, któremu nie podobał się projekt. Gdy w końcu zamiast ratusza pozwolenie wydał wojewoda, protest złożyli mieszkańcy sąsiedniego bloku, twierdząc, że nowy budynek stanie zbyt blisko ich okien. Dopiero w marcu 2007 roku wojewódzki sąd administracyjny uchylił zarzut, gdy okazało się, że jeszcze bliżej sąsiada powstaje nieopodal nowa siedziba... Naczelnego Sądu Administracyjnego.
Raz przetarta strategia okazała się skuteczna przy wielu innych inwestycjach Likusów w Warszawie. Niedawno na rogu Żurawiej i Marszałkowskiej także według projektu Stefana Kuryłowicza powstał jeden z najdroższych i najlepiej usytuowanych biurowców stolicy. Wcześniej Likusowie oddali obok Sejmu równie oryginalny i luksusowy biurowiec Nullo oraz w pobliżu Pałacu Kultury biurowiec Zielna. Przetarli także handlowy szlak w stolicy, uruchamiając przy Krakowskim Przedmieściu w łaźni z początku XX wieku Pod Messalką zespół luksusowych sklepów Likus Concept Store. Za każdym razem w wyjątkowym miejscu i na wyjątkowym poziomie. Tak - aby na podobieństwo londyńskiego Harrodsa czy paryskiego Ritza - nawet za sto lat nikt nie mógł już zrobić czegoś podobnego.