Unijni urzędnicy uważają, że nasz rząd łamie dane wcześniej słowo. Obiecał przecież, że będziemy starać się spełnić tzw. kryteria z Maastricht. Co to oznacza? To, że mieliśmy za wszelką cenę dążyć do obniżenia deficytu finansów publicznych. Inaczej mówiąc, mieliśmy zmniejszyć te wydatki, które państwo realizuje za pożyczone pieniądze.
Wydatki te podaje się w procentach (jako udział w całym majątku, który Polska w ciągu roku gromadzi dzięki produkcji towarów i świadczeniu usług - PKB). Kryteria z Maastricht każą nam mieć góra 3-procentowy deficyt finansów publicznych w stosunku do PKB. Jeśli PKB Polski wynosi około 1,3 biliona złotych, to oznacza to, że nasz deficyt finansów publicznych nie może wynosić więcej niż około 40 miliardów złotych.
A liczy on znacznie więcej. Według unijnych prognoz, w przyszłym roku wyniesie 4 proc. PKB, a w 2008 r. - 3,8 proc. To daleko do 3-procentowego progu narzuconego przez kryteria z Maastricht. Jeśli deficyt będzie spadał w takim tempie, jak prognozuje to Unia, to europejską walutę będziemy mogli przyjąć najwcześniej w 2012 r.
Unia Europejska skarciła nas za to, że nie łatamy dziury w naszym budżecie. A obiecaliśmy ją łatać, wstępując do Wspólnoty. Podpisaliśmy lojalkę, że obniżymy nasz deficyt, by nie psuć finansów całej Unii i przy okazji móc wejść do strefy euro. Bruksela jednak twierdzi, że wszystko zawalamy.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama