W młodości zbierał szkło, handlował dolarami – oczywiście nielegalnie, szmuglował bawełniane spodnie z Meksyku, filmował wesela i komunie, organizował dyskoteki. A teraz chce zrobić interes na mydle. Wojciech Cejrowski, dziennikarz, pisarz i podróżnik, właśnie wypuścił na rynek serię własnych kosmetyków. Nazwisko zobowiązuje, więc trzeba za nie słono zapłacić. Kostka mydła z probiotykiem kosztuje 17,5 zł, peeling czekoladowy można kupić za 39 zł, a „szampon dla zuchwałych” za 19,50 zł.
Cejrowski mówi „DGP”, że do wejścia w mydlany interes skłoniła go chęć przywrócenia kosmetyków wysokiej jakości, a ponieważ jest pasjonatem yerba mate, postanowił nadać takiemu mydłu swój ulubiony zapach. Wszystkie produkty są robione właśnie na bazie tego paragwajskiego ziela. Na razie kosmetyki są dostępne jedynie w jego internetowym sklepie, ale podróżnik liczy, że interes szybko się rozkręci.
I niewykluczone, że mu się uda, bo Cejrowski tak samo pewnie porusza się w amazońskiej dżungli jak w biznesie. Tylko na sprzedaży książek zgarnia krocie. W zeszłym roku z tego tytułu zainkasował ponoć niemal 1,8 mln zł i w rankingu najlepiej zarabiających pisarzy pobił na głowę kolegów po fachu. To niejedyne źródło jego przychodów. Do tego dochodzą profity m.in. z produkcji telewizyjnych programów, organizowania wycieczek do Ameryki Południowej, sprzedaży własnoręcznie zaprojektowanych koszulek czy wynajmowania powierzchni biurowych.
Cejrowski w polskim show-biznesie należy do grona tych, którym interesy kręcą się świetnie. Co wcale nie jest regułą. Lista polskich celebrytów, którzy sparzyli się na prowadzeniu własnej firmy, jest dłuższa niż lista tych, którym w biznesie się udało. – Statystyki są bezlitosne, firmy gwiazd padają równie często jak firmy zwykłych śmiertelników, którzy nie mają bonusu w postaci znanego nazwiska – mówi nam Arkadiusz Słodkowski, wydawca miesięcznika „Własny Biznes Franchising” i książki „Znani i bogaci o własnym biznesie”.
Reklama



Celebryci do garów

Celebryta, który dysponuje gotówką i pali się do biznesu, najczęściej otwiera knajpę. Rodzimych restauratorów rodem z show-biznesu Polska widziała już wielu. Szlaki przecierali Bogusław Linda, Marek Kondrat, Wojciech Malajkat i Zbigniew Zamachowski, którzy w latach 90. otworzyli jedną z pierwszych gwiazdorskich knajp. Sieć restauracji z szyldem „Prohibicja” działała w kilku miastach, ale szybko padła. Magia nazwisk nie zadziałała. Aktorom wytknięto jeden podstawowy błąd: za rzadko pojawiali się w lokalach. – Nie chcieliśmy jeździć po kraju i występować w cyrku pod tytułem „Spotkania z ciekawym człowiekiem”, bo tę ideę skompromitowano w PRL – tłumaczył Linda.
Lekcji aktorskiego kwartetu nie odrobili ich koledzy. Jak donosiły media, Andrzej Piaseczny stracił 150 tys. zł na pubie Soho, Michał Wiśniewski utopił aż 600 tys. zł w klubie Extravaganza. Padły też lokale Huberta Urbańskiego, Wojciecha Jagielskiego czy warszawski klub Michała Milowicza. Jako jedna z nielicznych odniosła na tym polu sukces Katarzyna Figura. Pierwsza jej restauracja tak świetnie prosperowała, że aktorka sprzedała ją z dużym zyskiem, ale już drugą rok temu zamknęła. Nie lepiej poszło jej też na Mazurach, gdzie razem z mężem i Borysem Szycem otworzyła bar Port Kompas. Na tej inwestycji, która kosztowała 100 tys. zł, cała trójka straciła nie tylko pieniądze, lecz także twarz, bo knajpę zamknęły służby sanitarne.
– Jak nie ma smacznej kuchni, ludzie nie przyjdą. I znane nazwisko niewiele tu pomoże. Klienci, którzy wchodzą do knajpy, ostatecznie nie chcą autografu od jej znanego właściciela, ale dobrej zupy – przyznaje w rozmowie z „DGP” Cezary Żak, który zainwestował w szkołę języków obcych. – Kuzynka z Gliwic uczyła po domach angielskiego i podsunęła mi pomysł z założeniem szkoły. Zgodziłem się, ale warunek był jeden – że ta działalność nie będzie mnie zanadto zajmowała – mówi. W Gliwickim Centrum Edukacji Europejczyk aktor pojawia się zaledwie 1 – 2 razy w roku na wręczeniu świadectw. Szkoła prosperuje coraz lepiej. Uczniów z roku na rok przybywa.
Ale gwiazdom nie idzie nie tylko w gastronomii. Głośno było o fiasku ekskluzywnej linii kosmetyków Grażyny Szapołowskiej. Aktorka w wywiadach zapowiadała rzucenie wyzwania takim gigantom jak Dior. Jednak Polki od kremów Sza na bazie dzikiego ryżu wolały te francuskie – zwłaszcza że były niemal w tej samej cenie. Plajta Sza Cosmetics pochłonęła ponoć 4 mln zł.



Sukcesu w modowej branży nie odniosła tancerka „Tańca z gwiazdami” Ewa Szabatin. Jej kreacje nie podbiły rynku. Podobnie było z domem mody Jana Nowickiego Szu i siecią klubów fitness założoną m.in. przez Jacka Wszołę i Mariusza Czerkawskiego. W zeszłym roku ogłosili upadłość. – Gwiazdy, które biorą się do biznesu, często myślą: jak zainwestuję ze swoim nazwiskiem w hodowlę kur z zielonymi nóżkami, to nikt z kurami z czerwonymi nóżkami nie wślizgnie się na zajmowane przeze mnie supermarketowe półki. A to błąd – mówi Aneta Wrona, menedżerka m.in. Agustina Egurroli czy Filipa Bobka z agencji Nok Nok.
Jej zdaniem nie da się zbudować solidnego interesu jedynie na wizerunku gwiazdy, choć jest on przynętą i znakiem rozpoznawczym firmy. – Nazwisko jest dźwignią, ale działa jak kampania marketingowa z użyciem celebryty. W biznesie chodzi jednak o coś więcej – dodaje Wrona. Potrzeba dobrego pomysłu, rynkowej analizy, sprawnego zarządzania i kontrolowania postępów firmy.

Szare eminencje

W Polsce powiodło się Kindze Rusin, która wprowadziła na rynek własną firmę kosmetyczną Pat & Rub. Założona w latach 90. przez podróżnika Mariusza Kamińskiego firma importująca armaturę grzewczą i sanitarną Gama San działa do dziś. Mateusz Kusznierewicz, mistrz olimpijski z Atlanty, prowadzi obecnie nie tylko agencję marketingową, studio kreatywne, lecz także firmę zajmującą się pośrednictwem sprzedaży łodzi. Poprzez Dobre Jachty znany sportowiec sprzedaje wysokiej klasy żaglówki, motorówki i luksusowe katamarany.
Nawet aktorom, którzy zaliczyli biznesową wpadkę z Prohibicją, też w końcu się udało. Bogusław Linda prowadzi Warszawską Szkołę Filmową, do której walą tłumy. A Marek Kondrat założył firmę importującą wino i handlującą nim. Dla interesu zrezygnował z aktorstwa. Cztery lata temu zarządzał jednym sklepem w Warszawie. Teraz ma ich 21 w całym kraju. Wszystkie przynoszą dochody. – Dobrze, jeśli interes gwiazdy łączy się z charakterem jej działalności lub jej zainteresowaniami. Wtedy jest większa szansa na sukces – mówi Słodkowski. Linda wykorzystał wieloletnie doświadczenie w branży filmowej, Konrad rozwinął zaś swoją pasję, czyli zamiłowanie do wina.
Gorzej, gdy nasi artyści wypływają na nieznane wody i inwestują w branże, o których nie mają zielonego pojęcia. Wtedy bez dobrego doradcy nie ma mowy o sukcesie. Zarówno Kondrat, jak i Kusznierewicz przyznają, że niewiele by wskórali bez wspólników i współpracowników. Gdyby nie ich ekspercka wiedza, biznesowe pomysły zapewne wzięłyby w łeb. Przedsiębiorczy małżonkowie, cisi doradcy i wspólnicy to w wielu wypadkach prawdziwi ojcowie sukcesów firm polskich gwiazd. Ale ich nazwisk nikt nie wyświetla na neonach.