Protestują i postulują. Od lat, nieprzerwanie, o lepsze zarobki. Ze skutkiem niezadowalającym. Ministerstwo Edukacji i Nauki w lutym bieżącego roku zatwierdziło podwyżkę średnich wynagrodzeń pedagogów o 7,8 proc. mają dostać wyrównanie od 1 stycznia. I tak nauczyciel początkujący ma zarabiać 3690 zł brutto, nauczyciel mianowany 3890 zł brutto, a nauczyciel dyplomowany 4550 zł brutto. Jednak podwyżki te nie są zadawalające.
Związkowcy Krajowej Sekcji Oświaty i Wychowania - NSZZ Solidarność, w imieniu nauczycieli mówią o rozczarowaniu i żenująco niskim poziomie wynagrodzenia, nieprzystającym do dzisiejszych kosztów życia oraz nieadekwatnym w stosunku do ogromu wymagań stawianych nauczycielom i realizowanych przez nich zadań. Przygotowany przez ZNP projekt nowelizacji Karty Nauczyciela trafił do sejmu 9 marca. Według projektu pensje pedagogów powinny wzrosnąć nie o 7,8 proc., a o 20 pkt proc. Podwyżka ta zwiększyłaby zarobki nauczycieli na wszystkich stopniach awansu o 796,31 zł. Dariusz Piontkowski, wiceminister edukacji nie pozostawił jednak złudzeń. - Nie ma źródeł finansowania - odpowiedział.
Nauczyciel szuka dodatkowej pracy
Brak źródeł finansowania daje się we znaki nauczycielom i pedagogom, którzy żeby utrzymać siebie i swoje rodziny szukają dodatkowych zleceń. "Goła pensja", czyli zarobki, które otrzymują pracując na etacie, nie wystarcza na pokrycie wszystkich kosztów utrzymania.
- Gdzie szukać pracy na okres letni? - pyta nauczycielka. W ciągu roku szkolnego jakoś sobie radzi. Pracuje w sumie w trzech placówkach, ale umowy ułożone ma w taki sposób, że przez miesiące wakacyjne pensję będzie otrzymywała tylko z jednej szkoły. - Nie dam rady z pensją 2 tysiące - tłumaczy.
- Prowadzę korepetycję, ale tylko po to, by dorobić do domowego budżetu - żali się filolog. Poszukuje pracy, dzięki której mógłby zarabiać godnie. W szkole uczy od kilkunastu lat. Pensja, którą dostaje co miesiąc nie wystarcza. Korepetycje pozwalają na podreperowanie sytuacji finansowej, ale nie są rozwiązaniem na stałe. Bo wakacje, przerwy świąteczne, roztargnienie uczniów.
- Jestem nauczycielem edukacji wczesnoszkolnej oraz wychowania przedszkolnego. Rano pracuję, szukam dodatkowej pracy w przedszkolu, na świetlicy na pół etatu w stałych godzinach, popołudniu - pisze na Facebooku inny pedagog.
- Jestem nauczycielką w średnim wieku. Lubię moja pracę, ale chciałabym dorobić. Szukam czegoś czemu mogę poświęcić 2-3 godzin dziennie. Mogę skręcać długopisy, mogę szyć jaśki, mogę odpisywać na maile - ogłasza się wuefistka. Podobnych ogłoszeń w Internecie są setki, jak nie tysiące. Każdego dnia pojawiają się nowe.
Dodatkowe zlecenia
Inspiracją dla wielu znajomych "po fachu" stał się Adam Zin. Nauczyciel z Hajnówki z 16-letnim stażem, który w zeszłym roku na łamach jednej z internetowych grup zrzeszających nauczycieli opowiedział o swoim sposobie na dorabianie, stał się sławny na cały kraj. Na co dzień pedagog pracuje w szkole specjalnej i w liceum. Żadnej pracy się jednak nie boi. Latem, żeby zarobić na utrzymanie, pracuje jako kierowca śmieciarki i rozważa przekwalifikowanie się na inny zawód.
Kasia dodatkowej pracy szukała w zawodzie. Tym sposobem została nauczycielką w trzech szkołach. W jednej pracuje na etacie, w dwóch prywatnych dorabia. - Gdyby nie dodatkowa praca nie byłoby mnie stać na nic - żali się. Trzy prace pozwalają zarobić jej na rachunki, jedzenie i opłacenie raty kredytu. Inflacja daje jej się we znaki, a o podwyżce mowy nie ma. Nie ma też motywacji i radości z wykonywania zawodu, który kocha. W zamian za to jest smutek i rozczarowanie. Tak, jak Adam Zin, Kasia myśli o przebranżowieniu.
Praca w szkołach na kilku etatach to rozwiązanie, na które często decydują się pedagodzy. Tak zwana "turystyka po innych szkołach" cieszy się dużym zainteresowaniem. Chcąc zostać przy swoim zawodzie, pedagodzy decydują się także na udzielanie korepetycji. Przez dwie godziny są w stanie zarobić więcej niż podczas całego dnia pracy w szkole. Niektórzy wybierają marketing sieciowy. Działają jako niezależni przedsiębiorcy w porozumieniu z różnymi firmami. Bezpośrednio sprzedają produkty lub usługi. - Mam przyjemność, mam pieniądze i radość z tego, co robię - zachwala Agnieszka i zachęca koleżanki nauczycielki do podjęcia podobnej pracy.
Szkoła w chmurze jako alternatywa?
I chociaż alternatyw wiele nie ma, dużą popularnością i zainteresowaniem cieszą się w ostatnich miesiącach szkoły w chmurze. Alternatywa dla tradycyjnej edukacji polega na tym, że uczestniczący w niej uczniowie formalnie przechodzą na edukację domową. Zajęcia szkolne odbywają się online, a dzieci samodzielnie realizują program nauczania. Ich obowiązkiem jest zdanie egzaminów klasyfikacyjnych z przedmiotów obowiązkowych. Nauczyciele prowadzą zajęcia zdalnie i przygotowują materiały potrzebne do edukacji. Zarobki, które dla pedagogów oferuje pracodawca, różnią się od tych w szkołach publicznych. Podpisując umowę o pracę nauczyciel egzaminujący może zarobić od 4200 do 6000 zł brutto. To od kilkunastu do nawet kilkudziesięciu procent więcej niż w placówkach państwowych.
Zmiana zawodu
Są jednak i tacy pedagodzy, którzy mają dosyć. Nie chcą już szukać nowych źródeł dochodu, tylko z zawodu odchodzą. Powodów jest wiele - nieodpowiednie i hermetyczne środowisko, brak wsparcia ze strony przełożonych, wypalenie zawodowe. Jednak tym, który przeważa, są zarobki. Tak niskie, że nie pozwalają utrzymać rodziny. Byli już nauczyciele zakładają więc swoje firmy, zatrudniają się w korporacjach, restauracjach i sklepach. Albo tak jak Magda, wyjeżdżają za granicę. Nauczycielka zatrudniła się na magazynie. I chociaż praca fizyczna do łatwych nie należy, Magda nie zabiera jej do domu. W weekendy nie musi przygotowywać się do zajęć. Ma czas na wypoczynek i zarabia tyle, że wystarcza jej na utrzymanie i godne życie.
Jednak kiedy nauczyciele odchodzą z zawodu, stan polskiego szkolnictwa się nie polepsza. W szkołach brakuje nauczycieli, a uczniów przybywa. Według raportu NIK o organizacji pracy nauczycieli w szkołach publicznych, w latach szkolnych 2018/2019–2020/2021, około 46 proc. dyrektorów zgłaszało trudności z zatrudnieniem nauczycieli o odpowiednich kwalifikacjach. W marcu 2023 roku minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek mówił, że braki kadrowe to mit. Dodał wówczas, że problem braków kadrowych widoczny jest szczególnie w centrach dużych miast. Dane, które podał, okazały się nieaktualne. Według danych MEiN w polskich szkołach jest 4,3 tys. wakatów. Podczas konferencji prasowej w Nałęczowie tłumaczył, że w wakaty wliczani są również inni specjaliści pracujący w szkole, np. logopedzi, psycholodzy, pedagodzy specjalni. Nauczycieli, którzy wypełniają siatkę godzin i realizują podstawy programowe brakuje – według informacji kuratoriów oświaty – 2,9 tys., przy czym to nie jest 2,9 tys. pełnych etatów. To jest również 2, 4, 10 godzin – i razem to jest 2,9 tys. wakatów – mówił.
*Niektóre imiona bohaterów zostały zmienione.