Polskie gospodarstwa rolne są na ogół tak małe, że dla ponad 681 tys. osób wystarcza w nich pracy na nie więcej niż trzy miesiące. Z kolei prawie 300 tys. wykonuje ją tylko w okresie 3–6 miesięcy. Równocześnie ponad 177 tys. ma zajęcie od pół roku do 9 miesięcy, a 196 tys. ma zatrudnienie 9–12 miesięcy – wynika z najnowszych danych GUS z Powszechnego Spisu Rolnego z 2010 r.
Co ważne, jeśli przeliczy się pracę wykonywaną przez rolników na pełne etaty (pełny etat to 2120 godzin pracy w roku przez 265 dni roboczych po 8 godzin dziennie), wtedy wystarczyłoby ich tylko dla 980 tys. spośród około 1,9 mln zatrudnionych w gospodarstwach indywidualnych. A to oznacza, że jest w nich aż 900 tys. zbędnych osób, bez których produkcja rolna by nie spadła. Jeśli jednak wyeliminuje się z tego rachunku gospodarstwa do 1 ha, wtedy takich osób będzie 600 tys.
To więcej niż wykazywały wcześniejsze badania Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej oraz GUS, które mówiły, że jest ich około pół miliona – zauważa dr Bożena Karwat-Woźniak z IERiGŻ. Dodaje, że zbędnych osób w polskim rolnictwie jest dużo nie tylko z tego powodu, że gospodarstwa są małe – średnia ich powierzchnia wynosi tylko 6,82 ha. – Przybywa maszyn rolniczych, które powodują, że kurczy się zapotrzebowanie na pracę fizyczną – wyjaśnia dr Karwat-Woźniak. Potwierdzają to dane ze spisu – liczba ciągników rolniczych zwiększyła się w ciągu ośmiu lat o około 8 proc., do prawie 1,471 mln. Jest ich już średnio 9,5 na 100 ha użytków rolnych. Z kolei liczba kombajnów zbożowych wzrosła aż o 22,9 proc., do ponad 152 tys. Na 100 ha zbóż i rzepaku przypada więc przeciętnie 1,8 kombajna.
To jednak nie wszystkie powody dużego bezrobocia ukrytego w rolnictwie. – Część gospodarstw zlikwidowała chów zwierząt, gdyż nie mogła sprostać, np. przy produkcji mleka, wymaganiom sanitarnym narzuconym przez Unię Europejską. Zajmuje się więc głównie uprawą roślin, która nie wymaga dużo czasu – twierdzi Dariusz Winek, główny ekonomista BGŻ.
Reklama
Na efektywność gospodarowania wpływ ma poziom wykształcenia osób kierujących gospodarstwami rolnymi. Z danych spisu wynika, że nie jest z tym dobrze. Tylko 1,9 proc. osób prowadzących gospodarstwo rolne ma wyższe wykształcenie rolnicze, 0,2 proc. legitymuje się wykształceniem policealnym, 8,3 proc. średnim zawodowym, 10,9 proc. zasadniczym zawodowym, a 19,7 proc. ma tylko kurs rolniczy. Aż 59 proc. nie uzyskało żadnego wykształcenia rolniczego.
Bardzo niekorzystna jest też struktura wieku rolników. Ponad połowa wśród wszystkich pracujących w gospodarstwach rolnych ma 45 lat i więcej. Jest więc albo w wieku produkcyjnym niemobilnym, gdy występuje już niechęć do zmiany miejsca pracy lub przekwalifikowania się, albo w wieku poprodukcyjnym, czyli ma 65 i więcej lat.
W tej sytuacji trudno oczekiwać, aby w rolnictwie zaczęło się kurczyć bezrobocie ukryte. Tym bardziej że sytuacja na całym rynku pracy jest coraz trudniejsza. A z nawet niewielkiego kawałka ziemi można mieć żywność i dzięki niemu także ubezpieczenie zdrowotne oraz dopłaty z Unii Europejskiej.