Najlepiej zarabiali pracownicy firm funkcjonujących na Śląsku. Tam średnie zarobki w przemyśle wyniosły 4437 zł i były najwyższe w kraju. Zadecydowali o tym w dużym stopniu górnicy, których przeciętne pensje wyniosły prawie 6,2 tys. zł. Na drugim miejscu jest woj. mazowieckie z przeciętnym wynagrodzeniem 4326 zł. Tu z kolei wynik zawyża Warszawa, która przyciąga dobrze opłacanych specjalistów – średnie wynagrodzenie w przedsiębiorstwach w stolicy wynosi blisko 4,8 tys. zł.
Na drugim krańcu listy płac znajdują się regiony rolnicze. Na przykład w woj. warmińsko-mazurskim średnie wynagrodzenie wynosi tylko 3021 zł i jest o ponad 1400 zł niższe niż na Śląsku oraz o 1300 zł niższe niż mazowieckie. Bardzo duży dystans do liderów, wynoszący 1100 – 1300 zł, dzieli też pracowników w firmach działających m.in. w województwach: podkarpackim, podlaskim, świętokrzyskim i zachodniopomorskim.
To nie przypadek. W tych regionach mało jest dużych przedsiębiorstw i dlatego nie ma tam silnych związków zawodowych. W wielu przypadkach silne związki gwarantują zatrudnionym, szczególnie w dużych przedsiębiorstwach, wysokie płace.
Piotr Rogowiecki, ekspert organizacji Pracodawcy RP, uważa, że na wysokość zarobków istotny wpływ ma poziom bezrobocia. Tam, gdzie problemy z pracą od lat są duże, tam i płace są niskie. Potwierdzają to dane GUS. Na przykład w czerwcu najwyższe bezrobocie było w woj. warmińsko-mazurskim, gdzie wyniosło 19,2 proc. Znacznie wyższą od przeciętnej stopę bezrobocia, która osiągnęła poziom 12,4 proc., miały też m.in. województwa zachodniopomorskie (16,7 proc.), podkarpackie (15 proc.), świętokrzyskie (14,8 proc.) i podlaskie (13,8 proc.).
Reklama
A w końcu roku bezrobocie będzie jeszcze wyższe – twierdzą eksperci. Pracodawcy nie będą więc skłonni do podwyższania pensji. Także w przyszłym roku płace pozostaną na uwięzi. Powód? Koniunktura gospodarcza jest niepewna i jak prognozują ekonomiści, kryzys w wielu krajach Unii Europejskiej może się pogłębić.
Tym samym dysproporcje między polskimi województwami mogą się nadal pogłębiać, bo hamowanie zwykle najbardziej odczuwają najsłabsze regiony. I choć zwykle tam, gdzie zarobki są niższe, mniejsze są też koszty utrzymania, to jednak nie na tyle, by zniwelować dysproporcje.
Niskie pensje i wysokie bezrobocie będą więc wciąż powodować, że osoby najbardziej przedsiębiorcze i z wysokimi kwalifikacjami będą opuszczać najsłabsze regiony, przenosząc się do dużych aglomeracji lub wyjeżdżając za granicę.