W drugim kwartale tego roku w więcej niż jednym miejscu pracy pracowało ponad 1,1 mln osób – wynika z badań aktywności ekonomicznej ludności prowadzonych przez GUS. Było to o 40 tys. mniej niż w tym samym okresie ubiegłego roku i o blisko 100 tys. mniej niż przed dwoma laty.
– Spadek liczby osób pracujących, które mają dodatkową pracę, wynika między innymi z tego, że część pracowników mogła zrezygnować z drugiego etatu, ponieważ poprawiła się ich sytuacja finansowa – ocenia Karolina Sędzimir, ekspert rynku pracy z PKO BP.
Jest to jej zdaniem bardzo prawdopodobne, ponieważ dodatkową pracę wykonują często specjaliści. A ci mają na ogół wysokie zarobki, które ponadto rosną najszybciej. Z drugiej strony dodatkowe zajęcie wykonuje też spora grupa osób, które mają stabilne zatrudnienie, ale relatywnie niskie dochody. W tej grupie przodują rolnicy, nauczyciele, pracownicy służby zdrowia i opieki społecznej.
– To, że dużo rolników dorabia, nie jest przypadkowe. Głównie dlatego, że ponad połowa ich gospodarstw nie daje szansy na uzyskanie dochodów pozwalających na godziwe życie – ocenia dr Bożena Karwat-Woźniak z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej.
Z kolei o tym, że nauczyciele, pracownicy służby zdrowia czy opieki społecznej decydują się na dodatkową pracę, decydują nie tylko ich stosunkowo niskie dochody, ale także to, że nawet w okresach spowolnienia gospodarczego nie ma spadku popytu na ich pracę.
– Ponadto mają oni większe możliwości podejmowania dodatkowego zatrudnienia, ponieważ ich wymiar czasu pracy jest często krótszy niż na przykład w przemyśle, a godziny pracy mogą rozplanować elastycznie, przed południem lub po południu – wyjaśnia Urszula Kryńska z Banku Millennium. Nie mają więc na ogół problemów z godzeniem pracy dodatkowej z pracą główną.
Eksperci zwracają też uwagę, że w wielu firmach, zwłaszcza małych, są prace, na przykład związane z księgowością, które nie wymagają tworzenia pełnych etatów. Przedsiębiorcy zatrudniają więc na pół etatu lub jego część osoby z doświadczeniem, które w pełnym wymiarze pracują w administracji lub innych firmach.
– Nie odbierają one miejsc pracy bezrobotnym, bo gdyby bezrobotni mieli takie same kompetencje, to pracodawcy decydowaliby się na ich zatrudnienie m.in. ze względu na ich większą dyspozycyjność, która jest ograniczona w przypadku tych, którzy mają już pracę – twierdzi prof. Zenon Wiśniewski z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu.
Jakie są perspektywy? – W najbliższej przyszłości liczba osób z dodatkową pracą może się jeszcze zmniejszyć, ale tylko nieznacznie. Głównie dlatego, że zapotrzebowanie na różnego rodzaju specjalistów i fachowców z doświadczeniem będzie nadal duże – uważa Karolina Sędzimir. Nie zastąpią ich absolwenci uczelni, którym brakuje właśnie doświadczenia.