Gastarbeiterzy są dla swoich ojczyzn rosnącym źródłem dochodów i rozwoju. Opublikowany wczoraj raport Banku Światowego zadaje kłam poglądowi, w myśl którego ucieczka za pracą przynosi państwu jedynie straty. Wysyłane do ojczyzny pieniądze pomagają na miejscu drobnej przedsiębiorczości, służbie zdrowia i systemowi edukacji. Polskie rodziny od swoich krewnych otrzymają w tym roku 9,1 mld dol. Tym samym zajęliśmy 12. miejsce wśród państw, które najbardziej korzystają z emigracji.
Najwyraźniej świat poradził sobie już ze skutkami kryzysu. Wartość pieniędzy przetransferowanych za granicę przez imigrantów wzrosła przez rok o 6 proc. i osiągnęła gigantyczną wartość 440 mld dol. To kwota zbliżona do PKB takich państw, jak Belgia, Polska i Szwecja. Suma będzie rosła, by w 2012 r. zbliżyć się do okrągłych 500 mld dol. – przewidują analitycy Banku Światowego.
"Te transfery zwiększają w ojczyznach inwestycje w zdrowie, edukację czy drobną przedsiębiorczość. Są żywotnym źródłem wsparcia dla rodzin migrantów, trzykrotnie większym niż oficjalna pomoc międzynarodowa" - mówił Hans Timmer z Banku Światowego. "Dla niektórych państw pieniądze diaspory stały się w czasie kryzysu warunkiem przetrwania" - dodawał współautor raportu Dilip Ratha.
Władze Indii, Izraela oraz Grecji postanowiły nawet wyemitować specjalne obligacje adresowane właśnie do diaspory (Ateny jeszcze nie zrealizowały tego pomysłu). Bank Światowy przewiduje, że poza Grecją na obligacjach dla diaspory mogłyby zarobić cztery kraje Europy: Hiszpania, Irlandia, Rumunia i Włochy.
Oczywiście emigracja nie przynosi ojczyznom wyłącznie korzyści. Drenaż mózgów pozbawia je najlepiej wykształconych kadr, podkopując możliwości rozwojowe. Jest to szczególnie widoczne w przypadku karaibskich wysepek, z których ucieka za lepszym życiem ponad 3/4 magistrów, przede wszystkim lekarzy. W przypadku Dominiki i Grenady, dwóch dawnych kolonii brytyjskich, za granicą zostaje ponad 97 proc. absolwentów medycyny. Tę ostatnią wyspę opuściło w sumie aż 65,5 proc. populacji, w czym biją ją tylko Samoańczycy i Palestyńczycy.
W tej statystyce Polska nie wypada najgorzej. Z jednej strony trudno mówić o exodusie osób z wyższym wykształceniem – za granicą pracuje co siódmy absolwent. Z drugiej zaś każdy z 3,1 mln naszych emigrantów przesłał do kraju średnio 2,9 tys. dol., czyli 8,3 tys. zł. I ta kwota nie została zrównoważona przez środki wypływające z Polski na Ukrainę, Białoruś czy do Niemiec (główne źródła obcej siły roboczej). W 2009 r. Polskę opuściło z tego tytułu 1,3 mld dol.
Nie ma się jednak co łudzić, że te korzystne proporcje zostaną zachowane. W miarę rozwoju Polska będzie się stawać coraz atrakcyjniejszym krajem dla przybyszy z zagranicy, którzy stopniowo będą wysyłali do domów coraz więcej zarobionych u nas pieniędzy. Pod tym względem rekordzistą jest Luksemburg, skąd imigranci przetransferowali równowartość 20 proc. jego PKB.
Pod względem ilościowym mitycznym eldorado pozostają USA, nadal będące na świecie synonimem kraju nieograniczonych możliwości. W 2010 r. między Maine a Kalifornią pracowało 42,8 mln emigrantów, w tym 1/4 stanowili Meksykanie.
Rajem numer dwa jest z kolei Rosja, w której szczęścia próbuje 12,3 mln ludzi. Federacja Rosyjska jest zresztą przypadkiem szczególnym, ponieważ przyjezdni niemal doskonale równoważą uciekinierów. Za granicą pracuje 11 mln Rosjan. Jaskrawym przykładem są dane dla granicy rosyjsko-ukraińskiej. Nad Dnieprem za pracą przebywa 3,7 mln Rosjan, w Rosji zaś 3,6 mln Ukraińców.