Projekt rozporządzenia, które pozwala stosować uproszczoną procedurę wydawania pozwoleń na pracę dla Ukraińców, Rosjan, Białorusinów, Mołdawian i Gruzinów trafił już do uzgodnień społecznych i, jak zapewniła nas minister pracy Jolanta Fedak, na pewno od stycznia 2011 r. wejdzie w życie. Aktualnie obowiązujące rozporządzenie traci moc prawną z dniem 31 grudnia 2010 r.
Z danych resortu pracy wynika, że w polskich firmach pracuje dziś legalnie ponad 191 tys. cudzoziemców ze Wschodu. Krajowa Izba Gospodarcza obliczyła, że w ciągu najbliższych miesięcy liczba ta może wzrosnąć nawet o połowę. To cieszy tysiące polskich pracodawców, głównie z branży budowlanej, rolnej, gastronomicznej, które najbardziej obawiały się, że resort nie zdąży z przygotowaniem rozporządzenia.
Pracownicy ze Wschodu są dla nich cenni, ponieważ gotowi są wykonywać najcięższe i najniżej płatne zadania. Pracują np. przy rozbiórkach domów, zbiorach owoców czy warzyw, w firmach sprzątających i domach opieki społecznej. Robią więc z reguły to, czego Polacy robić nie chcą. Ich wymagania są niewielkie: Białorusini przy zbiorach jabłek godzą się pracować za 6 – 8 zł netto na godzinę, czyli za 1 – 1,5 tys. zł miesięcznie.
Prości robotnicy na budowie zadowalają się stawką 2 tys. zł. Więcej mogą zarobić ci, którzy mają fach w ręku, ale i tak są oni znacznie tańsi niż Polacy. Na przykład ukraiński spawacz za godzinę zarabia 15 – 18 zł netto, podczas gdy polski życzy sobie nawet 30 zł.
Reklama
– Już dziś agencje, które zajmują się szukaniem pracowników dla polskich firm za granicą, notują wzrost zamówień prawie o 1/3 w porównaniu do stycznia tego roku – mówi Agnieszka Zielińska ze Związku Agencji Pracy Tymczasowej. To efekt przyśpieszenia tempa wzrostu gospodarczego i rosnącej liczby zamówień w firmach, co przekłada się na wzrost produkcji sprzedanej. W październiku wzrosła ona o 11,8 proc. rok do roku.
Jednak mimo poprawiającej się koniunktury polscy pracodawcy boją się jeszcze na stałe zatrudniać ludzi do pracy. Preferują umowy okresowe i nie chcą podnosić wynagrodzeń. Chętnie więc sięgają po tanich, za to bardziej mobilnych i mniej wymagających pracowników ze Wschodu.
Ekonomiści podkreślają też pozytywny wpływ siły roboczej ze Wschodu dla polskiej gospodarki. Tania praca może bowiem uchronić nas przed nadmiernym wzrostem cen produktów i usług. Poza tym zagraniczne migracje zarobkowe pomogą zapełnić rosnącą, wywołaną starzeniem się społeczeństwa lukę na rynku pracy. Dlatego, według prof. Mieczysława Kabaja z Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych, rząd powinien jeszcze bardziej zliberalizować przepisy dotyczące zatrudniania cudzoziemców. – Przede wszystkim należałoby wydłużyć czas pozwoleń na pracę z sześciu do dziewięciu miesięcy – mówi Kabaj.
Co ciekawe, przeciwko zatrudnianiu zagranicznych pracowników nie oponują też związki zawodowe. Postulują one jednak, żeby płace cudzoziemców zrównać z zarobkami Polaków.