Młodzi bez podatku
Ministerstwo Finansów proponuje zerową stawkę PIT dla osób poniżej 26. roku życia, ale nie wszyscy młodzi będą mogli z tego skorzystać. Zerowy podatek będzie obowiązywał przy dochodach nie większych niż 42 764 zł rocznie. MF wyraźnie też podkreśla, że zwolnienie z podatku nie oznacza zwolnienia ze składek na ZUS i NFZ.
Rozwiązanie ma wejść w życie już 1 października tego roku, czyli będzie działać w IV kw. Dlatego limit dochodów na ten rok, przy których można skorzystać z zerowej stawki, to prawie 10,7 tys. zł, czyli jedna czwarta rocznego progu dochodowego. Niemniej jednak żeby nie komplikować życia pracodawcom, którzy w biegu musieliby dostosowywać swoje systemy księgowe, zaliczka na podatek nadal będzie pobierana. Fiskus zwróci ją w przyszłym roku.
Czy to naprawdę będzie się opłacać? Resort finansów przedstawia wyliczenia, z których wynika, że przy minimalnych zarobkach (2250 zł brutto miesięcznie) roczny zysk to 1592 zł, a przy pensji 3563 zł - maksymalnej, by skorzystać ze stawki 0 proc. - roczna korzyść to 2986 zł. Przy minimalnych zarobkach korzyść z zerowej stawki PIT to 1592 zł rocznie PIT dla młodych ma kosztować ok. 1,3 mld zł w ciągu roku, wyjątkiem będzie 2020 r., kiedy to ze względu na zwrot nadpłaconych zaliczek koszt wyniesie 1,7 mld zł.
Ekonomiści generalnie chwalą ostateczny kształt zwolnienia młodych z podatku. Michał Myck, dyrektor Centrum Analiz Ekonomicznych CenEA, uważa, że nowy wariant z ograniczeniem do pierwszego, nowego progu jest ostrożniejszy i skupia się faktycznie jedynie na młodych osobach o niskich dochodach, często tych, którzy dopiero wchodzą na rynek pracy. To może działać jako zachęta zarówno do podjęcia, jak i legalizacji zatrudnienia. Ograniczenie preferencji obniży koszty tych nowych rozwiązań - mówi Myck.
Czy będzie to silny bodziec? Łukasz Kozłowski, ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich, wylicza, że przy pensji na poziomie 2500 zł brutto nadal będzie się opłacało zatrudniać młodych na śmieciówkach. Bo korzyść z braku składek od umowy-zlecenia jest większa niż w wyniku braku zaliczki na podatek przy umowie o pracę. W pierwszym przypadku wypłata na rękę wyniesie 2206 zł, w drugim – 1957 zł.
Obniżka PIT do 17 proc.
Drugą kluczową propozycją podatkową z piątki Kaczyńskiego było obniżenie stawki PIT z 18 do 17 proc. Od wczoraj wiemy, że nie będzie to obniżenie, ale wprowadzenie nowego progu dochodowego z 17-proc. stawką. Próg wyniesie 42 764 zł rocznie, a koszt dla finansów publicznych to 5,3–5,5 mld zł rocznie. Resort finansów deklaruje, że zdecydował się na taki krok, by zachęcać osoby pracujące dziś w szarej strefie do legalizowania zatrudnienia.
To rozwiązanie ma dać korzyści z obniżenia PIT dla osób najmniej i przeciętnie zarabiających uzasadniał wczoraj zmiany Filip Świtała, wiceminister finansów. Nowa stawka ma dotyczyć stosunku pracy, działalności wykonywanej osobiście, działalności gospodarczej osób fizycznych, emerytury i renty oraz praw majątkowych. Roczne korzyści dla osób z minimalnym wynagrodzeniem mają wynieść 472 zł, a dla tych, którzy zarabiają przeciętnie – 696 zł.
Eksperci raczej przyjmują ten pomysł bez entuzjazmu. Jakub Sawulski, ekonomista z Instytutu Badań Strukturalnych, uważa, że to zbyt mała skala, by rzeczywiście mówić o skutecznym wyciąganiu ludzi z szarej strefy. Choć zgadza się z tezą stawianą przez minister finansów Teresę Czerwińską, że jest to pierwszy krok w obniżaniu klina podatkowego, szczególnie w przypadku osób najmniej zarabiających.
Kierunek jest dobry, ale na znaczące zmniejszenie szarej strefy bym nie liczył. Klin podatkowy dla płacy minimalnej spadnie, ale niewiele, może zamiast 40 proc., licząc ze składkami, będzie wynosił 38–37 proc. To nie jest tak duża skala, żeby zatrudnianie na umowach cywilnoprawnych czy płacenie pod stołem przestało być opłacalne = mówi Jakub Sawulski. W podobnym tonie wypowiada się Michał Myck. Jego zdaniem obniżenie stawki do 17 proc. nie zachęci do podjęcia legalnego zatrudnienia.
Wprowadzenie niższej, 17-proc. stawki dla niższych dochodów można odebrać jako gest w stronę tych podatników, którzy na zwiększeniu kosztów uzyskania przychodu nie zyskają, a jednocześnie nie odczuli znacząco poprzednich zmian. To np. niepracujący emeryci i renciści - mówi ekonomista. I dodaje, że podnoszenie kosztów uzyskania przychodów jest dużo lepszym sposobem na obniżanie klina.
Koszty uzyskania niemal potrojone
Pierwotnie koszty miały się podwoić. Ostatecznie Ministerstwo Finansów zdecydowało się na niemal ich potrojenie. Dla przykładu osoba pracująca na etacie będzie mogła odliczyć 3000 zł z tytułu KUP w porównaniu z 1335 zł obecnie. Jeśli rzeczywiście skala ich zwiększenia wyniesie 200 proc., to dla wielu podatników będzie to już zauważalna zmiana - ocenia Michał Myck.
To rozwiązanie budzi najmniej kontrowersji. Nie tylko jest bardziej skuteczne z punktu widzenia celu, jakim było zmniejszenie obciążeń dla najniższych płac, bo najmniej zarabiający uzyskaliby proporcjonalnie najwięcej. Ale też nie komplikuje dodatkowo systemu podatkowego, jak wprowadzenie nowych stawek i progów. W zestawieniu nakładów, jakie trzeba będzie ponieść w związku z reformą podatkową, wyższe KUP nie jest największym obciążeniem. MF wylicza, że zwiększenie kosztów uzyskania oznacza ubytek w dochodach rzędu 3,4 mld zł rocznie.
Wyższe koszty, podobnie jak nowy próg z 17-proc. stawką, będzie obowiązywać od nowego roku. Projekt ustawy, który ma wprowadzać równocześnie wszystkie rozwiązania, będzie gotowy za dwa tygodnie