Resort na nowo pisze scenariusz projektu pt. „Poprawa ściągalności podatków i walka z wyłudzeniami VAT”. Dotychczas zakładano stworzenie jednej centralnej bazy z informacjami na temat faktur. Pomysł trafił jednak do szuflady, bo ministerstwo uznało, że nie gwarantuje on osiągnięcia podstawowego celu: szybkiej odbudowy dochodów budżetowych. Nowe rozwiązanie, po jakie sięgnęło, jest znacznie bardziej rewolucyjne.
Najważniejszą jego częścią jest split payment, czyli metoda podzielonej płatności w rozliczeniach VAT. Mówiąc w skrócie: kupując towar, nabywca dzieliłby płatność na dwie części: kwotę netto, która trafiałaby do sprzedawcy, i podatek, który byłby wpłacany bezpośrednio na odrębny rachunek, do którego dostęp miałby fiskus. W Unii Europejskiej rozwiązanie takie stosują Włosi (dla wybranych transakcji) oraz – dobrowolnie – Czesi.
Niestety nowy pomysł ma jeden słaby punkt: zamiast przyspieszyć poprawę ściągalności VAT, może ją opóźnić. Bo żeby wprowadzić split payment, polski rząd musi uzyskać zgodę Unii. Komisja Europejska i Rada UE mają na rozpatrzenie wniosku aż osiem miesięcy. A ich decyzja niekoniecznie musi być po myśli MF.
Reklama
Niewykluczone jednak, że resort zdecyduje się na wprowadzenie split payment „w trybie włoskim”. Rzym zrobił to, nie oglądając się na unijne decyzje, a Bruksela ostatecznie tylko „przyklepała” rozwiązanie.
Wicepremierowi Mateuszowi Morawieckiemu zaczyna się spieszyć z poprawą ściągalności podatków, bo jest świadom obciążeń, z jakimi będzie musiał się uporać już w przyszłym roku. Chodzi nie tylko o 23 mld zł wydatków na program „Rodzina 500 plus”, ale też ubytek dodatkowych 10 mld zł z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych.
W kolejnych latach sytuacja w FUS będzie jeszcze gorsza. W 2019 r. dziura w nim sięgnie 61 mld zł. Uszczelnienie systemu podatkowego na pewno pomogłoby ją zasypać. Polska traci około 24 proc. potencjalnych wpływów z VAT – to jeden z najgorszych wskaźników w Unii.