Spadek stawek o 1 pkt procentowy gwarantuje obowiązująca ustawa o VAT. Do niedawna można było być pewnym obniżki, bo taką wolę deklarowali politycy PiS. Ale teraz w nieoficjalnych rozmowach przyznają, że nie można wykluczyć zmiany ustawy tak, by stawki jednak pozostały na obecnym poziomie.

Reklama

– Jeśli okaże się, że nie ma spodziewanych wyższych wpływów z podatków, to nie będziemy mieli wyjścia i z obniżki nici – mówi jeden z naszych rozmówców. Otwartą furtkę do zmiany ustawy zostawia sobie też Ministerstwo Finansów, które komunikuje, że decyzja w tej sprawie zapadnie w III kwartale. Wszystko zależy od bilansu planowanych wydatków i oczekiwanego wzrostu wpływów do budżetu.

W drugiej połowie roku rząd stanie przed poważnym dylematem. W budżecie na 2017 r. zostaną z pewnością zaplanowane wysokie wydatki. Choćby dodatki na dzieci pochłoną 23 mld zł, czyli około 6 mld więcej niż w tym. To wyliczenia, które sporządziło samo Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej.

Kolejny wydatek ekstra może być zwiększoną dotacją budżetową do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Taki skutek może mieć obniżenie wieku emerytalnego (większa liczba ubezpieczonych będzie przechodziła na emeryturę), które proponuje prezydent. Zgodnie z obliczeniami prezydenckich ekspertów w ciągu czterech pierwszych lat działania nowej ustawy dotacja do FUS musiałaby wzrosnąć o 24 mld zł, przy czym w samym 2017 r. o niemal 7 mld zł.

Dziennik Gazeta Prawna

Budżet też straci na zwiększeniu kwoty wolnej w PIT. Na razie nie jest znany ostateczny projekt – 18 stycznia Ministerstwo Finansów rozpoczyna konsultacje z samorządami na temat stopniowego podnoszenia kwoty. Ale w wariancie najbardziej radykalnym, przygotowanym przez prezydenta (podniesienie kwoty skokowo do 8 tys. zł) ubytek w dochodach z PIT w skali roku to prawie 9 mld zł plus drugie tyle zabrakłoby w budżetach samorządów, które oczekiwałyby rekompensaty.

W sumie więc najbardziej skrystalizowane plany PiS to łączny roczny koszt sięgający 39 mld zł. Obniżenie stawki VAT o jeden punkt procentowy to dodatkowy ubytek rzędu 5,5–6 mld zł. W sumie rząd musiałby znaleźć aż 45 mld zł.

I tu może być problem. Jedyny konkret na razie to podatek od instytucji finansowych (ustawa wróciła właśnie z Senatu do Sejmu). W przyszłym roku – według projektu budżetu – powinien on przynieść 5,5 mld zł. Autorzy ustawy są przekonani, że w pełnym roku działania (czyli już w 2017 r.) tzw. podatek bankowy miałby dawać 6–7 mld zł. Odkładając na bok dyskusję, czy te szacunki nie są zbyt optymistyczne, widać, że to dużo za mało, żeby pokryć dodatkowe koszty.

Reklama

Dodatkowe pieniądze mają pochodzić z podatku od handlu wielkopowierzchniowego. Ale w tym przypadku nie ma nawet projektu ustawy, a w samym rządzie trwa dyskusja, kto i w jakiej kwocie ma ten podatek płacić (niektórym ministrom nie podoba się np. kryterium powierzchni sklepu, jaki wcześniej proponowali autorzy koncepcji). Resort finansów liczył na to, że przez jedenaście miesięcy podatek da budżetowi około 2 mld zł. W tej wersji dochody całoroczne mogłyby wynieść około 2,2 mld zł.

Łącznie dodatkowe podatki sektorowe w najbardziej optymistycznym wariancie zapewniłyby nie więcej niż 10 mld zł.

Skąd reszta? Politycy PiS podtrzymują tezę, że uda się to zrobić, poprawiając ściągalność podatków. Fiskus prawdopodobnie otrzyma w tym celu mocne narzędzie: tzw. klauzulę obejścia prawa wpisaną do ordynacji podatkowej. Umożliwia ona zakwestionowanie podatkowych skutków jakiejś transakcji, o ile aparat skarbowy uzna, że to właśnie było jej głównym celem.

Potencjalnym źródłem ma być właśnie VAT – trudno będzie więc walczyć o wyższe wpływy z tego podatku, jednocześnie obniżając jego stawkę. Tym bardziej że ma on być także przedmiotem politycznego starcia: marszałek Senatu Stanisław Karczewski opowiedział się z rozmowie z RMF FM za powołaniem komisji śledczej w sprawie wyłudzeń VAT.

Rząd na razie ostrożnie planuje efekty zagęszczania podatkowego sita. Projekt budżetu na ten rok praktycznie ich nie uwzględnia: zaplanowane wpływy z VAT to 128,7 mld zł, o zaledwie 300 mln zł więcej, niż planował rząd PO–PSL.

Jeśli okaże się, że ściągalność nie rośnie, to logicznym wyjściem będzie pozostawienie VAT na obecnym poziomie. Ale wdrożenie takiej decyzji byłoby kłopotliwe proceduralnie, bo wymaga uchwalenia zmian w ustawie. Poza tym byłaby bardzo trudna politycznie i oznaczałaby ostre starcia z opozycją w Sejmie. Bo PiS w trakcie kampanii wyborczej punktował PO za to, że podatki podwyższała, i obiecywał obniżki. Gdyby rząd faktycznie wycofał się z obniżki VAT, byłby za to krytykowany. – Taki ruch politycznie nie oznacza nic dobrego. VAT oprócz tego, że jest przedmiotem dyskursu publicznego, jest podatkiem odczuwalnym zwłaszcza dla grup mniej zamożnych, które głosują na PiS. To w ich strukturze dochodu podatki pośrednie odgrywają dużą rolę – podkreśla politolog Rafał Chwedoruk. Zneutralizowanie tych negatywnych skutków jest możliwe, o ile rząd PiS realizowałby swoje inne kampanijne zapowiedzi. – Są obietnice PiS, które urosły do rangi symbolu, jak 500 zł na dziecko, obniżenie wieku emerytalnego czy likwidacja gimnazjów i raczej z tych symbolicznych obietnic ta partia będzie rozliczana. Wyborcy mają świadomość, że w każdej kampanii mamy do czynienia z inflacją obietnic, począwszy od 100 mln zł dla każdego u Lecha Wałęsy czy mieszkań dla młodych Aleksandra Kwaśniewskiego – podkreśla Chwedoruk.

Stawki VAT zostały podniesione od 2011 r. przez PO. Pierwotnie planowano, że na trzy lata. Podwyżka miała przysłużyć się walce z deficytem sektora finansów publicznych i pomóc w zdjęciu procedury nadmiernego deficytu. Ale w 2013 r. przyszła kolejna fala spowolnienia, trzeba było nowelizować budżet i zapadła decyzja o kolejnym przedłużeniu podwyżki, tym razem do końca 2016 r. z identycznym uzasadnieniem. Procedura została zdjęta w zeszłym roku.

ROZMOWA

MIROSŁAW GRONICKI, ekonomista, były minister finansów: Budżetu nie stać na obniżkę

Na ile realna jest obniżka VAT z początkiem 2017 r.?

Trudno powiedzieć, co zrobi obecny rząd w tej sprawie. Nie chcę takich prognoz przedstawiać. Czym innym jest odpowiedź na pytanie, czy możliwości budżetowe pozwolą na to w świetle planowanych wydatków.

Pozwolą?

Odpowiedź jest prosta: nie.

Dlaczego?

Nie przekonują mnie zapowiedzi zwiększenia ściągalności VAT. Wystarczy spojrzeć, jak wygląda w innych krajach relacja wpływów z VAT brutto i wartość zwrotów VAT. Ona w Polsce dopiero zbliża się do tego, co jest w Europie. Nie jesteśmy odizolowaną wyspą i szanse, by u nas ta relacja była inna, są małe. Bez zmian jakichś dodatkowych parametrów trudno oczekiwać, by wzrost wpływów z VAT był większy, niż to wynika z bieżącej aktywności gospodarczej. Mówimy o standardowo działającym systemie. Kwestię wyłudzeń podatku pomijam. Jeżeli uda się ograniczyć wyłudzenia, to bardzo dobrze. Od tego są rząd i służby, by z tym walczyć.

Według danych Komisji Europejskiej tzw. luka w VAT w Polsce jest – na tle innych krajów UE – duża.

O ile wiem, ten fragment raportu powstawał w Polsce. Zakładam, że możemy mieć tu do czynienia z pewnym subiektywizmem ocen. Dlatego lepiej porównywać obiektywne miary, jak relacja „wpływy z VAT brutto do VAT netto”. A w tej dopiero dochodzimy do europejskiej średniej.

Może w ogóle nie powinniśmy obniżać VAT, bo lepiej opodatkowywać konsumpcję, a nie dochody z pracy...

Zawsze lepiej wyżej opodatkować konsumpcję niż dochody z pracy, bo zwiększa to szanse na wygenerowanie dodatkowych oszczędności w gospodarce. Jednak u nas problem z VAT polega na wewnętrznym zróżnicowaniu stawek: są kategorie towarów i usług, które mają preferencje podatkowe wobec innych. Przy takiej strukturze podatkowej, jaką mamy, trudno liczyć na zwiększenie wpływów z podatków.

No, ale preferencyjne opodatkowanie np. żywności ma swoje uzasadnienie. Podwyżka VAT na żywność oznacza wzrost jej cen.

Może bardziej efektywne byłoby wprowadzenie jednolitej stawki VAT i zwiększenie pomocy socjalnej dla osób, które tego potrzebują. Zwracam uwagę, że żywność kupują nie tylko ludzie biedni, ale też bogaci i ci drudzy nie potrzebują wsparcia. Poza tym trudno zrozumieć, dlaczego np. usługi hotelarskie są opodatkowane niższą, 8-proc. stawką. Może warto dokonać przeglądu.