Kopali rowy, czyścili szamba, robili ketchup... Czym jeszcze w młodości zajmowali się najbogatsi Polacy?
1 Pierwsze pieniądze – jego rodzina była biedna – zarobił pod cmentarzem, gdzie sprzedawał m.in. świeczki, znicze i dostarczał „darniny na mogiły formowane z ziemi”. – Większość czasu spędzałem na podwórku z kolegami. Grałem w ping-ponga, w karty, rzucałem monetami. Książek nie czytałem wiele. Wolałem poznawać życie takim, jakie jest naprawdę – będzie potem wspominał swoje dzieciństwo w „Gazecie Wyborczej”. Zygmunt Solorz-Żak był uczeniem szkoły zasadniczej, potem technikum wieczorowego przy Zakładach Mechanizacji Budownictwa „Zremb” – w tych czasach wszystkie zarobione pieniądze składał na wyjazd do NRD. Dlaczego? Już wtedy miał smykałkę do interesów. „Solorz podpatrzył, co przywożą: damskie bluzki i lizaki. Do torby potrafił upchnąć tysiąc lizaków. Tak dorobił się auta – polskiego fiata 126 p w modnym wtedy kolorze yellow bahama. Słabość do samochodów pozostała mu do dziś”. A z czasem zajął się też importem aut; w 1992 roku po raz pierwszy pojawił się na liście najbogatszych Polaków tygodnika „Wprost”, wówczas jeszcze na 30. pozycji.
Media / Fot. Tomasz Stańczak Agencja Gazeta
2 „Najważniejsze, żeby dobrze wybrać rodziców” – tak zwykle odpowiadał, pytany o to, jak został miliardem. Twierdził przy tym, że pierwszy milion dostał od ojca, a drugi – zarobił, prowadząc jego firmę. „Dzieciństwo spędził w Bydgoszczy. Chodził tam do szkoły podstawowej, a potem liceum. Doskonale grał w szachy, wygrywał turnieje. Zaczął studiować prawo na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu, przeniósł się jednak do Poznania na Uniwersytet im. Adama Mickiewicza”. Wiadomo przy tym, że po drugim roku studiów pojechał do Niemiec – pracował tam jako barman. Zarobił wtedy 2 tys. marek, po czym wydał je na używanego opla („luksus budzący zazdrość w PRL”)”, pisze Michał Matys w książce „Gruby ryby”. Z nauki jednak nie zrezygnował - obronił doktorat (o stosunkach między RFN i NRD), krótko pracował w Instytucie Zachodnim PAN. Jednocześnie kończył studia podyplomowe na Akademii Ekonomicznej w Poznaniu. Nadal jednak ciągnęło go za granice – wyjechał do USA, potem do Berlina Zachodniego, gdzie pomagał ojcu prowadzić biznes. „Handlowali z Polską i Związkiem Radzieckim. Importowali płody rolne, eksportowali niemieckie maszyny rolnicze”. Z czasem sam otworzył firmę Interkulpol pod Poznaniem i produkował niemal wszystko – od kosmetyków po akumulatory do fiatów 126p. „Być może właśnie wtedy Kulczyk doszedł do wniosku, że każda branża jest dobra do zarabiania pieniędzy. Posiadał wyjątkowy dar dostrzegania okazji. Nie miał żadnych ograniczeń. Kierował się tą zasadą do końca życia”. Dzięki temu, że w 1982 roku został wiceprezesem izby skupiającej firmy polonijne Inter-Polcom, zapewniło mu kontakt z najważniejszymi politykami. „Miał wówczas nauczyć się, jak ważna jest przychylność posiadających władzę polityków. Potrafił ją sobie zaskarbiać w czasie całej kariery. Dzięki temu mógł brać udział w największych przedsięwzięciach biznesowych w III RP”. Z czasem zaczął sprzedaż samochodów (był importerem VW) dla policji i UOP. Potem przyszły już kolejny biznesy…
Media / MACIEJ ZIENKIEWICZAGENCJA GAZETA
3 Jego koledzy z podstawówki przypominają sobie, że nie przepadała za nim rusycystka, z kolei uwielbiany był przez matematyczkę – nic w tym dziwnego, skoro potrafił podobno liczyć w głowie z dokładnością do drugiej cyfry po przecinku i wygrywał szkolne olimpiady. Ale obok matematyki miał też inną pasję; nurkowanie. W 1984 roku został nawet instruktorem, najmłodszym w Polsce. O ile początkowo wyjeżdżał z klubem studenckim „Pirania”, potem wyprawy organizował już sam. Skąd miał pieniądze? – Na studiach myłem autobusy w Szwecji, kopałem rowy i czyściłem szamba w Polsce, a potem założyłem firmę robót podwodnych, w której pracowałem rok – mówił Czarnecki w magazynie „Sukces” w 2006 roku. Jakby tego było mało – zapisał się na kurs cięcia i spawania blach, a potem do cechu rzemieślniczego jako spawacz wodny. Swego czasu współprowadził też Zakład Usług Podwodnych przy PTTK, a potem także spółkę TAN – Technika Alpinistyczno-Nurkowa. Ta ostania robiła np. podwodne remonty na Odrze. Zlecenia posypały się jedno za drugim – Czarnecki sam mówił swego czasu, że pierwszy milion zarobił właśnie pod wodą. Swojej zawodowej drogi szukał długo – początkowo studiował na wydziale inżynierii sanitarnej Politechniki Wrocławskiej, gdzie poszedł za namową rodziny. – Szybko się przekonałem, że uczę się nie tego zawodu. Zacząłem unikać trudnych zajęć – wspominał w „Rzeczpospolitej” w 1997 roku. Podobnie było z drogą do biznesu, z którym kojarzony jest do dziś. Początkowo założył firmę leasingową (pierwszy odział mieścił się w Głogowie), ale szybko swoje udziały sprzedał Credit Agricole. Potem został prezesem jego polskiego oddziału (miał 25 proc. akcji i podobno miał szkolić zarząd w… nurkowaniu). Jednak nie na długo. – Nie potrafiłem się odnaleźć w Credit Agricole. Moja dusza przedsiębiorcy nie pasowała do dużej korporacji – przyzna. I w 2004 roku kupi Górnośląski Bank Gospodarczy, a potem też Bank Przemysłowy w Łodzi – to z nich powstanie Getin Bank.
Media / Fot. Robert Kowalewski Agencja Gazeta
4 Rocznik 1956. Skończył technologię budowy maszyn na Politechnice Gdańskiej. „Nie wiadomo, co robił po dyplomie. W 1984 roku – jako 28-latek – wyjechał za pośrednictwem państwowej centrali handlu zagranicznego na dwa lata do Niemiec, na kontrakt indywidualny”. Czym się wtedy zajmował, o tym najchętniej by nie mówił. – Pracowałem w firmie, która zajmowała się m.in. importem komputerów PC na rynek niemiecki. Tam poznałem branżę informatyczną. To dzięki pracy w Niemczech miałem pieniądze na rozpoczęcie działalności w Polski – odpowie przyciśnięty przez dziennikarza. Kiedy ten sprawdzi jednak nazwę firmy (Mole Lederwarenhandel Gesellschaft mbH), okaże się, że ta handlowała wyrobami ze skóry, można też przeczytać w książce pt. „Grube ryby”. Wiadomo z kolei na pewno, że nie byłoby Procomu, gdyby nie spotkanie z Ryszardem Kajkowskim – ten w latach 80. uchodził w Polsce za speca od komputerów. Sam założył kilkanaście firm informatycznych. - Pana Krauzego przedstawiła mi moja żona Lidia. Nie wiem, jak się poznali. Przyjechał z Niemiec. Nie miał pojęcia o informatyce. Ale przywiózł gotówkę i chciał ją zainwestować – opowiada. Od słowa do słowa, tak w 1986 roku powstała spółka Procom KK. Procom to skrót of słów: profesjonalna komputery. – Wymyśliła ją żona, która była pierwszym prezesem – dodaje Kajkowski.
Media / Fot. Bartosz Bobkowski AG
5 „Jeszcze jako nastolatek pomagał ojcu prowadzić fermę – hodowla zwierząt na skóry były jedynym z nielicznych dozwolonych biznesów w PRL”. Jego zadaniem było m.in. zaopatrzenie listów w jedzenie – w tym celu PKS-em przywoził główki cielęce z państwowego zakładu utylizującego opady zwierzęce. Z początku nic nie wskazywało, że będzie związany z sektorem IT. Zapowiadał się raczej na dobrego naukowca – skończył cybernetykę ekonomiczną i informatykę na akademii Ekonomicznej w Krakowie. I poświęcił się wykładom – nauczał w rzeszowskiej filii Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. „„W 1986 roku wyjechał na staż na Uniwersytecie Pensylwania w USA. W jednym z wywiadów opowiadał, że polski ksiądz załatwił mu pracę na budowie, dzięki której zarobił 500 dolarów. Jako prezenty dla krewnych przywiózł… po paczce rodzynek, które można było wziąć ze stołówki za darmo”. Kiedy wrócił, zaczął się interesować biznesem. Założył np. spółkę Jazcook i w bloku, w mieszkaniu na 5. piętrze, produkował ketchup. „Góral kupował butelki, przecier pomidorowy, opracował recepturę i organizował produkcję. Ciężarówki z ketchupem przyjeżdżały pod jego blok, stamtąd wysyłał je do rzeszowskich sklepów społem”. Przełomem okazało się spotkanie z Jackiem Papajem, opisywanym krótko „informatyczny guru” (pomagał zbudować system obsługujący wybory do parlamentu w 1989 roku). Zaproponował mu otworzenia filii jego firmy – Comp Rzeszów. – Miałem kompleks naukowca, potrzebowałem kogoś, kto był dłużej w biznesie – będzie wspominał po latach. Początkowo komputeryzował banki spółdzielcze (nazbierało się ich z 400), a potem też: BOŚ, Lukas Bank, holenderski Rabonank, GUS i BGK.
Media / materialy Asseco
6 „Cichy prymus, nie tańczył, nie podrywał dziewczyn, nie grał w piłkę, raz cała wycieczkę wymiotował w autokarze” – tak zapamiętali go koledzy ze szkolnej ławki. Początkowo pasjonowała go fotografia („Robiłem zdjęcia na uroczystościach szkolnych i na koloniach. Sprzedawałem po 5 zł za sztukę”). Marzył też o studiach na łódzkiej filmówce, ale ostatecznie decyduje się na Akademię Ekonomiczną w Krakowie, gdzie powstaje nowy kierunek: cybernetyka i informatyka. „Na studiach postanawia, że będzie bogaty. Działa w Yacht Clubie, organizuje rejsy do Europy Zachodniej i Afryki. Otrzymuje stopień komandora. Na wyprawach brakuje pieniędzy. Średnia płaca w PRL to kilkanaście dolarów. Pamięta upokorzenie: nie ma za co kupić wody mineralnej”, pisze Michał Matys w „Grubych rybach”. Zatrudnia się więc w Sądeckim Zakładach Naprawy Samochodów (wicedyrektor ds. ekonomicznych), ale żeby dorobić zakłada plantację malin, po czym składa z części swój pierwszy komputer i zakłada firmę Optimus. „Ma 34 lata i 12 dolarów”. Co zapewniło mu sukces? „Kluska ma też kontakty i doświadczenie – komputeryzował zakłady, z których odszedł. Sprowadzał dla nich komputery z Dalekiego Wschodu”.
Media / Fot.Tomasz Wiech AG
7 Pochodził z Łodzi. Studiował na politechnice, ale jej nie ukończył. Zajął się zarabianiem pieniędzy w Studenckiej Spółdzielni Pracy „Puchatek”. Zaczął od mycia okien, szybko awansował jednak na jednego z szefów. Wtedy wstąpił do PZPR i wrócił na studia – handel zagraniczny na Uniwersytecie Łódzkim. Gdy go ukończył, dostał pracę w państwowej centrali handlu zagranicznego Textilimpex, która handlowała tkaninami i odzieżą”. Z czasem został też dyrektorem centrali handlu zagranicznego Kolmex, eksportującej wagony i lokomotywy. Kluczowe dla jego kariery okazały się z kolei dwie podróże do Rosji. Kiedy miał już swoją firmę, wpadł na pomysł, że by reklamować polskie towary warto zabrać 40 modelek i piosenkarkę Zdzisławę Sośnicką. Takie przynajmniej krążą legendy. To miało mu pomóc zaprzyjaźnić się z szefem Gazpromu i jednocześnie jednym z najpotężniejszych ludzi w Rosji Remem Wiachiriewem, a e efekcie zawierać wielomilionowe kontrakty na rosyjskim rynku.
Media / Fot. Albert Zawada AG
8 To fizyk jądrowy, który przez 20 lat pracował jako naukowiec w Wyższej Szkole Inżynierskiej w Radomiu. „Zaczynał skromnie. Pod koniec lat 80. Chciał dorobić do pensji naukowca i założył z bratem firmę zajmującą się roznoszeniem mleka. Potem dostarczał klamerki do butów narciarskich dla państwowego Polsportu w Krośnie”, ale ciągnęło go do polityki. I tak np. zaangażował się w kampanię kandydatów Lecha Wałęsy do parlamentu. „W 1991 roku został szefem Unii Demokratycznej w Radomiu, a w 1993 roku – na kilka miesięcy wojewoda. Później zaczął pracować w rządowej Agencji Rozwoju Przemysłu, skąd przeszedł do Polskiego Banku Rozwoju. Bank inwestował w firmy na skraju upadłości. Stawiał je na nogi i sprzedawał z zyskiem. Największym jego sukcesem było uratowanie i sprywatyzowanie Stoczni Szczecińskiej. Szlanta wpadł na pomysł, aby to samo zrobić ze Stocznią Gdynia”.
Media / Fot. Bartosz Bobkowski Agencja Gazeta
9 „Mężczyzna wysoki, o jastrzębim nosie i przeszywającym spojrzeniu, szybko piął się w hierarchii polskiego wywiadu” – tak opisze go Milt Bearden w książkę „KGB kontra CIA”. Czempiński do Ośrodka Kształcenia Kadr Wywiadu trafi jako jeden z pierwszych – jeszcze w 1972 roku. „Po latach powie w tygodniku „Newsweek”, że po studiach w Wyższej Szkole Ekonomicznej w Poznaniu zgłosił się do niego „jakiś facet” i zapytał, czy nie chciałby pracować w handlu zagranicznym. Czempińskiemu kojarzyło się to z przygodą, podróżami, dobrymi hotelami, dolarami - luksusem i wolnością, których w PRL było mało. Zgodził się pojechać do Warszawy na egzamin. Testowano jego sprawność, pamięć i inteligencję. Wypadł dobrze i został przyjęty do Kiejkut”. Wyróżniał się już od początku – był działaczem Związku Młodzieży Socjalistycznej, trafił nawet do egzekutywy partii w wywiadzie.
Media / MARZENA HMIELEWICZ
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję