Zapytany o przyjęcie Ukrainy do Unii Europejskiej Kołodziejczak stwierdził, że są pewne procesy, których sami jako Polacy nie zatrzymamy.
Zamiast budować pewne obawy i niepokoje, stawiać twarde weto: nie przyjmiemy - to będzie, niestety, strata czasu. Musimy zdać sobie z tego sprawę. To będzie proces długofalowy i musimy o tym wiedzieć. Raczej trzeba przygotować Polskę i UE na to, że ten proces akcesji będzie wchodził w kolejną fazę - zaznaczył.
"Wejście Ukrainy jest bardzo nie na rękę polskim rolnikom"
Według Kołodziejczaka, wejście Ukrainy do UE jest bardzo nie na rękę polskim rolnikom i przedsiębiorcom.
Rolnictwo na Ukrainie jest zdominowane przez około 95 gospodarstw rolnych - to są holdingi, wielkie firmy, w rękach których jest połowa ziemi rolnej na Ukrainie. Jedno gospodarstwo ma wielkość 5-6 powiatów w Polsce - wyjaśnił.
Dlatego - jak zastrzegł - Polska musi zabezpieczyć swoje interesy. Na przykład tak, jak zrobiły to Niemcy, kiedy Polska wchodziła do UE, wtedy rynek pracy został zamrożony na 8 lat dla Polaków (…). Dzisiaj musimy mówić o tym, że produkty rolno-spożywcze z Ukrainy - te surowe i przetworzone - mają nie trafiać do Polski przez na przykład 20 lat po wejściu Ukrainy do UE - powiedział.
Rolnikom pomoże ustawa?
Kołodziejczak dodał, że jego zadaniem jest przekonanie Komisji Europejskiej, że rolnictwo ukraińskie jest w stanie zdestabilizować bezpieczeństwo żywnościowe w każdym kraju UE. Możemy otworzyć drzwi i powiedzieć: zamykamy nasze gospodarstwa rolne, bo ich wegetacja nie będzie miała dla nas sensu - ocenił.
Zapowiedział, że jednym z elementów ochrony interesów polskich rolników będzie wprowadzenie ustawy, zgodnie z którą firmy nie będą mogły kupować produktów, których ceny będą poniżej kosztów produkcji. Myślę, że premier Donald Tusk doskonale zdaje sobie z tego sprawę. To jest człowiek, który słucha - stwierdził.