Zakłady Maja w Wittichenau w północno-wschodniej Saksonii, które produkowały 25 tys. gotowych mebli dziennie, prawie 6 mln półek i szafek rocznie i są jednym z największych na świecie dostawców Ikei mają zostać zamknięte po ponad 30 latach - czytamy w artykule.

Reklama

"450 osób wkrótce straci pracę"

"Dlaczego właśnie teraz? Nie tak dawno branża meblarska przeżywała boom. Popyt na nowe szafy, sofy i stoły był tak duży podczas pandemii koronawirusa, że firmy meblarskie, takie jak Ikea, nie nadążały z produkcją" - zauważa "Zeit". Ale wraz z Covid-19 i wojną na Ukrainie "przyszła wysoka inflacja, ceny wzrosły tak bardzo, że wielu klientów oszczędza teraz na większych zakupach, takich jak meble. Pozostawia to wyraźne ślady w przemyśle meblarskim i handlu".

Reklama

Uwe Gottschlich, dyrektor zarządzający Maja Moebelwerke, nie chce zbyt wiele mówić o zamknięciu fabryki. Jedynie to, że Ikea "niespodziewanie oświadczyła", że kończy współpracę i "kończy wszystkie zamówienia". Pozostałych 450 z około 900 pracowników wkrótce straci pracę. Przez lata firma zbytnio polegała na swoim głównym kliencie, dostosowując produkcję do jego pomysłów - uważa "Zeit".

Ikea nie komentuje decyzji

Ikea nie chce komentować decyzji, stwierdzając jedynie na piśmie, że działa "zgodnie z umową między obiema stronami".

Dlaczego tak duży dostawca rozwiązuje umowę w ciągu kilku tygodni i co stoi za tą decyzją, można zrekonstruować jedynie na podstawie oświadczeń osób trzecich. Staje się jasne, że ważną rolę odgrywa ekonomia i stosunek klientów do robienia zakupów - pisze portal. Konsumenci są niespokojni - uważa Jan Kurth, dyrektor zarządzający niemieckiego stowarzyszenia przemysłu meblarskiego. Obecnie niechętnie kupują "długotrwałe dobra konsumpcyjne", takie jak sofy i szafy, ale także większe urządzenia kuchenne.

Inflacja i przedłużające się debaty polityczne dotyczące na przykład ustawy grzewczej przyczyniły się do tej niechęci do zakupów. W rezultacie niemieccy producenci mebli odnotowali latem tego roku około 12 proc. mniej zamówień w porównaniu z rokiem poprzednim. Według stowarzyszenia, niektóre z około 1000 firm w branży musiały już zatrudnić swoich pracowników w skróconym wymiarze czasu. Szef jednej z największych fabryk mebli w Polsce, który nie chce podawać nazwiska, ponieważ zaopatruje również Ikeę i inne duże sklepy meblowe, twierdzi, że cała branża cierpi z powodu spadku sprzedaży do tego stopnia, iż nawet optymistyczne prognozy na najbliższe miesiące i przyszły rok zostały porzucone - pisze "Zeit".

W Polsce 1000 osób zostanie bez pracy

Ikea "nie zawiera z nami, producentami, długoterminowych umów na dostawę na okres dwóch lub trzech lat" – mówi przedsiębiorca meblowy i dodaje: A dla każdego zamówienia negocjowane są nowe warunki. To sprawia, że producentom szczególnie trudno jest inwestować w maszyny i zakłady produkcyjne, ponieważ niepewność jest ogromna. Handlowcy nie tylko zmniejszyli zamawiane ilości, ale także coraz częściej zwracają się do producentów spoza Europy.

"Na chwilę obecną oznacza to, że polska firma będzie musiała zlikwidować około 1000 miejsc pracy. Obecnie dla producenta nadal pracuje 2500 pracowników. Obroty spadną o 20-30 proc. Przedsiębiorca obawia się, że dopóki nastroje konsumentów nie ulegną poprawie, sytuacja w branży również się nie poprawi" - pisze "Zeit".

Z Berlina Berenika Lemańczyk