Patrycja Tepper: Odbieram słowa Marka Spiekera jako test i element gry pomiędzy biznesem a rządem federalnym. W relacjach biznesu z władzami w Berlinie mamy dziś kryzys. Przemysł oczekuje dostępu do taniej energii albo przynajmniej wytyczenia strategii, która pozwoli liczyć na nią w przyszłości. W jego przekonaniu to się nie stało. Koncerny mają poczucie, że o ile dotychczasowy kurs został zakwestionowany, o tyle nie pojawiła się czytelna alternatywa, a rządowa wizja Energiewende nie jest ani jasna, ani stabilna.
Coraz częściej rozważa się przenoszenie produkcji tam, gdzie warunki prowadzenia biznesu są korzystniejsze, ale Niemcom zależy przecież na utrzymaniu wiodącej roli przemysłu w swojej gospodarce. W tej sytuacji, z jednej strony, lobbuje się za wsparciem finansowym, które pomoże przejść suchą stopą przez kryzys, a z drugiej – sonduje możliwość powrotu do status quo ante. Nie sądzę, by powrót do współpracy z Rosją był politycznie możliwy, dopóki trwa wojna, ale biznes chciałby potwierdzenia, że rząd nie zamierza takiej ścieżki w sposób ostateczny zamykać.
Wypowiedź Spiekera wywołała kontrowersje w Polsce, w Niemczech przeszła w zasadzie bez echa. Nieco większe zgrzyty spowodowało sformułowanie dwa miesiące temu postulatu odbudowy Nord Streamu przez premiera Saksonii Michaela Kretschmera. Można się zastanawiać, na ile ta różnica wynika ze zmiany nastrojów, a na ile z tego, że wówczas chodziło o ważnego polityka chadecji, a jego słowa odbiegały od oficjalnej partyjnej narracji.
CZYTAJ WIĘCEJ W ŚRODOWYM WYDANIU "DGP. DZIENNIKA GAZETY PRAWNEJ">>>